- Here Comes Sunshine
- Big River
- Mississippi Half Step
- Weather Report Suite
- Big Railroad Blues
- Playing In The Band
- He's Gone >
- Truckin' >
- Nobody's Fault But Mine >
- Jam >
- Other One >
- Jam >
- Stella Blue
- Around And Around
Dla Dicka
Praktycznie nie ma u mnie dnia bez muzyki Grateful Dead. Nic dziwnego, że chciałbym jeszcze pozostawić tutaj trochę opisów ich muzyki. Dobrym tego powodem jest wydawana i już w pełni zakończona seria pod tytułem „Dick’s Picks”. Seria ta wzięła nazwę od imienia oficjalnego opiekuna archiwum taśm Grateful Dead, Dicka Latvala. To jeden z oryginalnych Dead Tapers. Wśród osławionych „wybrednych trupów” Dick był jednym z najbardziej wybrednych - jak sam przyznaje, niepokojącą część swojego życia spędził podłączony do magnetofonu, kompulsywnie przesiewając niezliczone godziny muzyki Grateful Dead w poszukiwaniu złotych chwil. W wielu przypadkach odnalazł swoistego Świętego Graala. Od 1985 roku został oficjalnym opiekunem taśm Grateful Dead, wykonując heroiczne zadanie zorganizowania prawie trzech dekad muzycznych. Praca ta wymagała umiejętności kuratora, archeologa i detektywa. Taśmy wykorzystane w serii „Dick’s Picks” są nagrane bezpośrednio, bez szans na „poprawienie tego w miksie. Słyszysz to tak, jak oni grali.
Latvala: „Kiedy te koncerty były nagrywane nikt nie
myślał aby je kiedyś wydać. Zostały zarejestrowane, aby zespół mógł ich później
posłuchać, jak grał. To ważne żeby zrozumieć, że te taśmy nie były przeznaczone
do wydania. Więc edytowanie ich staje się koniecznością. Nie wyda się materiału
w którym są jakieś usterki, albo nie ma wystarczająco wysokiego ustawienia
jednego z mikrofonów, czy coś takiego. Więc będziemy mieć kilka koncertów,
które będą zawierały wiele naprawdę dobrych rzeczy, ale nagranie mogło być
schrzanione, więc nie możemy tego wydać. Wybrałem 19.XII.1973 bo on ma dużo do
zaoferowania”.
Faktycznie pierwszy „Dick’s Picks” od początku sprawia
fantastyczne wrażenie i wzmacnia apetyt na kolejne serie. Jest to ostatni akord
roku 1973 jaki odbył się w Tampa na Florydzie. Jest to czas, który Dick opisuje
jako „kwiat pełen zabójczych programów”.
Jak można się domyślić, na tym koncercie pojawiło się
kilka utworów z wydanej niedawno płyty „Wake Of The Flood”, a rozpoczynający
koncert „Here Comes Sunshine” sprawił, że Latvala wybrał właśnie ten koncert
jako pierwszy z serii. I łatwo to zrozumieć, dlaczego. To swietn awersja
piosenki. Wokal dobrze się komponuje, a fortepian Keitha Godchaux brzmi
cudownie. Phil Lesh znajduje na basie wiele interesujących głębin. I oczywiście
gitara Jerry’ego Garcii, która jest genialna. A na dodatek jest to ładna długa
trwająca ponad 14 minut wersja. I właśnie jam jest główna atrakcja tego numeru,
ze świetnym jazzowym bębnieniem Billa Kreutzmanna. Następnie zespół wykonuje
zabawna wersję „Big River” z szybkim tempem zapewnianym przez bębny Billa.
Stamtąd przechodzimy do ładnej „Mississippi Half-Step Uptown Toodleoo” zagranej
bardzo swobodnie i w miarę trzymającej się oryginału. „Weather Report Suite” to
utwór, który Grateful Dead zagrali w całości dopiero w 1973 i 1974 roku. W
późniejszych latach wykonywali tylko ostatnią część tej piosenki, zatytułowaną
„Let It Grow”. Ten numer zawsze mi się podobał i choć w kolejnym roku zagrali
go jeszcze lepiej to tutaj broni się doskonale, choćby z powodu Boba Weira,
który wkłada całe serce w swój wokalny występ. Ponad 21 minutowy „Playing in
the Band” zawsze dostarczał wielu emocji. Jam, który wypełnia większą część
tego numeru jest niesamowity. W dużym stopniu przyczynił się do tego Garcia ze
swoją gitarą i solówkami, które uciekają wszelkim standardom. Zresztą każdy
muzyk zespołu eksploruje nowe terytoria, widząc dokąd może trafić ta piosenka.
Całość trzyma w ryzach perkusja Kreutzmanna, zapewniając mnóstwo wspaniałych
przebić. Brakuje tu chórku Donny Godchaux, która nie wystąpiła na tym koncercie
z powodu porodu. Gdy wydaje się, że pierwszy dysk dostarczył już nam
wystarczająco sporo emocji, włóż dysk numer dwa.
Już łagodna, powolna wersja „He’s Gone” przechodzi w
mały jam, w którym Keith gra riffy na pianinie tak płynnie, że nie wiesz kiedy
przechodzą w następną piosenkę „Truckin’”. Zastanawiasz się jak one się tam
dostały.
Nastrój zagłębia się w bluesowy temat z rzadko graną
wersją „Nobody’s Fault But Mine”, który ma długi wstęp. Po nim następuje jam do
którego bez pośpiechu się zabierają. Zawiera on parę aluzji do „The Other One”.
Ma świeże tempo i w końcu zabiera nas w dziki i głośny, kakofoniczny manifest.
To jak mroczne majaki, wizje upiornych stworów szykujących się do draśnięcia
twojego ciała. To wypełza z otchłani i zabiera ci całe twoje jestestwo. Te
dźwięki nawiązują do numeru „Feedback”, znanym z „Live Dead”. Ale potem jam
osadza się w pięknym „Stella Blue”. Jest coś magicznego w tej piosence, co
czyni ją jednym z najpiękniejszych momentów na płycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz