środa, 31 maja 2017

THE CHAMBERS BROTHERS - The Time Has Come /1967/


1. All Strung Out over You (Rudy Clark) - 2:31
2. People Get Ready (Curtis Mayfield) - 3:52
3. I Can't Stand It (Lester Chambers) - 2:43
4. Romeo and Juliet (Lester Chambers) - 4:32
5. In the Midnight Hour (Steve Cropper, Wilson Pickett) - 5:33
6. So Tired (Andre Goodwin, Chambers Brothers) - 4:06
7. Uptown (Betty Mabry) - 2:57
8. Please Don't Leave Me (George Chambers) - 3:01
9. What the World Needs Now Is Love (Burt Bacharach, Hal David) - 3:20
10.Time Has Come Today (Joe Chambers, Willie Chambers) - 11:07

*Willie Chambers - Guitars, Vocals
*Lester Chambers - Harp, Vocals
*Joe Chambers - Guitars, Vocals
*George Chambers - Bass, Vocals
*Brian Keenan - Drums


Amerykański zespół The Chambers Brothers był grupą, która wyróżniała się stylem jaki grała. Płyty jakie bracia Chambers nagrywali były nasycone soulowymi klimatami połączonymi  z muzyką psychodeliczną. Doskonale brzmiące wokale, wyjątkowe i pełne ekspresji dźwięki na długo pozostają w mojej pamięci i sprawiają, że jestem wielkim fanem ich muzyki. 
Grupa powstała w 1954 roku w Los Angeles w Kalifornii i została utworzona przez czterech braci pochodzących z Mississsippi: George’a, Williego, Lestera i Joe Chambers. W pierwszych nagraniach grupy wyraźnie słychać było wpływy korzeni muzyki gospel. Ich intensywne koncerty w całej południowej Kalifornii nie przyniosły jakiegoś wielkiego sukcesu aż do roku 1965, kiedy to z perkusistą Brianem Keenanem wystąpili na Newport Folk Festiwal. Wkrótce potem nagrali swój debiutancki album zatytułowany „People Get Ready”. 
W 1967 roku zmieniła się scena muzyczna i dźwięki docierające do słuchaczy zaczęły osiągać inne wymiary rzeczywistości. Hipnotyczne, pełne rozmaitych efektów podróże psychodeliczne zabierały nas na zupełnie nieznane lądy a niejeden raz podróż wymykała się poza ziemski nawias, a wtedy pozostawało już tylko dryfowanie po bezkresach kosmicznych przestrzeni. 
Zespół The Chambers Brothers swój największy sukces osiągnął właśnie 
w  1967 roku wydając płytę „The Time Has Come”.  
Tytułowy numer, trwający ponad dziesięć minut zachwyca rozbudowanym fragmentem instrumentalnym w którym efekty dźwiękowe wpływają na całość utworu. Gitary brzmiące czysto oraz zmodulowane efektami tworzą wręcz wizualne  podróże w zejściu na samo dno piekła. To piosenka, że czas nadchodzi. Trwa wojna w Wietnamie, dla wielu młodych ludzi ryk helikopterów, płonące wioski, żywe pochodnie z dzieci i wszechobecny strach za chwilę zmaterializuje się. Samotnie przeżyć w bardzo niegościnnej wietnamskiej dżungli graniczy z cudem. Wszędzie czyha niebezpieczeństwo. I tak jest w „The Time Has Come”. Numerze, który pociąga słuchacza w dół, w przepaść klaustrofobicznych zielonych gąszczy i … Mamo, gdzie jesteś?!
„Byłem kochany a zostałem zmiażdżony…”
„The Time Has Come” jest niewątpliwie jednym z największych numerów amerykańskiej psychodelii, wręcz wstyd się przyznawać, że się go nie zna. Więc nadrób to przyjacielu.
Ale trzecia płyta The Chambers Brothers to nie tylko tytułowy numer. Pozostałe piosenki są również godne wzmianki. Otwierający płytę „All Strung Out Over You” zaczyna się hipnotycznym basem połączonym z funkiem i psychodelicznymi melodiami. Spokojna wersja „People Get Ready” na chwilę tonuje klimat. I proszę, duże mięsiste owoce pękają już przy „In the Midnight Hour” , blues, funk, soul, psychodelia kręcą się w każdym rowku płyty i ten ekspresyjny wokal wygniata resztę miąższu. Powrót do korzeni swojej muzyki znajdziemy w utworze „What the World Needs Now Is Love” gdzie gospelowe rytmy pięknie współgrają z sekcją dętą, która swoje partie ma też w innych numerach.

The Chambers Brothers tą płytą zdobyli duże uznanie wśród kontrkulturowej młodzieży a ich kolejny lp „Love Peace And Happiness” został nagrany częściowo w legendarnej i najbardziej prestiżowej sali koncertowej tamtych lat: Fillmore East.




środa, 24 maja 2017

THE END - Introspection /1969/




01. Dreamworld (4.17)
02. Under the Rainbow (3.47)
03. Shades of Orange (2.39)
04. Bromley Common (0.50)
05. Cardboard Watch (2.53)
06. Introspection (Part One) (4.02)
07. What Does It Feel (2.47)
08. Linen Draper (0.13)
09. Don't Take Me (3.24)
10. Loving , Sacred Loving (2.59)
11. She Said Yeah (2.50)
12. Jacob's Bladder (0.55)
13. Introspection (Part Two) (2.43)

*Dave Brown - Bass, Vocals
*Nicky Graham - Keyboards, Vocals
*Colin Giffin - Guitar, Vocals
*Terry Taylor - Guitar
*Hugh Attwooll - Drums

Kwiaty w wazonie stojące na stole w salonie wygięte w stronę światła, słuchają dźwięków, zamykają mnie jak niebo zamyka mój ogród. Winorośl pnie się po filarze domu by rozmyślać przy słońcu, muzyka chyli się jak wysoka łodyga obciążona kwiatem, tak być musi, by mogła przetrwać, żyć do ostatniej kropli radości. Te najbardziej senne i tajemnicze dźwięki końca lat 60-tych możesz znaleźć na płycie „Introspection” grupy The End. Jest to kolejny wielki zapomniany album brytyjskiej psychodelii. Wydany w 1969 roku przez wytwórnię Decca Records już od pierwszych dźwięków angażuje nas w tęczową barwę melodii. Nie ma tu nadmiernych zakłóceń, ale jest dużo znakomitych kompozycji, wspaniałych harmonii wokalnych i zwiewnych Hammondów. A na dodatek funkowy bas w pokręconym rytmem „Dreamworld” czy 
w „Under the Rainbow” mającym zadatki na podróż w krainę kalejdoskopowych wrażeń. Tajemniczy, upiorny, piękny i potężny „Shades Of Orange” wplątany w zeschłe korzenie z liśćmi sterczącymi z łodygi jak ramiona ma klimat melodyjnej psychodelii. Tutaj na tabli wspomaga zespół Charlie Watts, natomiast śliczną wstawką na klawesynie w utworze „Loving, Sacred Loving” popisuje się Nicky Hopkins.

Zespół The End założony został w 1965 roku przez Dave’a Browna i Colina Giffina. Rok wcześniej grali oni w Mike Berry & The Innocent i mieli dwa koncerty wraz z grupą The Rolling Stones. Wtedy poznali Charliego Wattsa i Billa Wymana, którego poprosili aby zajął się produkcją ich albumu.
Wyman: ”Album był częścią stałego procesu nagrywania singli i EPki. Zaczęliśmy nagrywać pojedyncze utwory w Olimpic Studio, które wyposażone było w ośmiośladowy sprzęt. Cóż, „Loving, Sacred Loving” oraz „Shades Of Orange” były pierwszymi numerami jakie nagraliśmy. Brzmiało to podobnie do tego co robili (wtedy) Stonesi i Beatlesi. Echa „Strawberry Fields Forever” są tu widoczne”.
Praca nad płytą trwała zimą 1967-1968 a wydano ją dopiero w 1969 roku ponieważ, oddajmy jeszcze raz głos Wymanowi. „Alan Klein nasz dyrektor handlowy dostał tę taśmę w całości zakończoną, aby zapewnić jej wypuszczenie w Ameryce i Europie. Niestety u niego album ten przeleżał osiemnaście miesięcy. Ja byłem zajęty Stonesami i nigdy nie miałem czasu porządnie zająć się The End. Niestety nie wyszło to na dobre”.
Gdy wreszcie Decca postanowiła wydać ten album to…
No cóż, pomiędzy rokiem 1968 a 1969 muzyka się zmieniła się diametralnie. To jest płyta idealnie pasująca do stylu psychodelicznego a wtedy już grano inaczej. 
Led Zeppelin, Cream, Jimi Hendrix byli na topie z innymi dźwiękami. Nic dziwnego, że płyta grupy The End przepadła w tej muzycznej otchłani. Zespół rozwiązał się a na jego miejsce powstał hard rockowy (zgodnie z duchem czasu) band, Tucky Buzzard.
A „Introspection”, dostąpiło wręcz zaszczytu św.Graala brytyjskiej muzyki psychodelicznej. Wróćmy jeszcze na chwilę do tej płyty. Tytułowy dwuczęściowy utwór zabiera nas w wewnętrzną podróż kosmiczną kończącą się uspokajającym oddechem Wielkiej Niedźwiedzicy. A co z „She Said Yeah”? Przecież wcześniej The Animals zagrali go bardzo rhythm’n’bluesowo, a tu? Mamy harmonie wokalne jakich nie powstydziliby się The Beach Boys i to przy akompaniamencie fortepianu. Istne cudo.
Jedyna płyta grupy The End jest obowiązkową pozycją brytyjskiej psychodelii a słuchając jej poszukaj, może znajdziesz coś pod kalejdoskopową tęczą.





środa, 17 maja 2017

LOVIN' SPOONFUL - Daydream /1966/


1. Daydream (Sebastian) - 2:21
2. There She Is (Sebastian) - 1:58
3. It's Not Time Now (Sebastian, Zal Yanovsky) - 2:49
4. Warm Baby (Sebastian) - 2:03
5. Day Blues (Joe Butler, Sebastian) - 3:15
6. Let the Boy Rock and Roll (Butler, Sebastian) - 2:34
7. Jug Band Music (Sebastian) - 2:53
8. Didn't Want to Have to Do It (Sebastian) - 2:39
9. You Didn't Have to Be So Nice (Steve Boone, Sebastian) - 2:29
10.Bald Headed Lena (Willy Porryman, Edward Sneed) - 2:25
11.Butchie's Tune (Boone, Sebastian) - 2:37
12.Big Noise from Speonk (Boone, Butler, Sebastian, Yanovsky) - 2:21

*John Sebastian – Vocals, Guitar, Autoharp
*Steve Boone – Bass, Vocals
*Joe Butler – Drums, Percussion, Vocals
*Zal Yanovsky – Electric, Acoustic Guitar, Vocals

W 1967 roku Paul McCartney mówił, że jednym z ulubionych jego albumów jest „Daydream” grupy Lovin’ Spoonful.
Tytułowy utwór z tej płyty zajął drugie miejsce w Bilboard Hot 100 co jest sporym sukcesem dla zespołu. Jeśli chcesz się totalnie zanurzyć w słoneczno-popowej atmosferze to musisz wysłuchać tego nagrania. John B.Sebastian doskonale oddał lenistwo jakie ogarnąć Ciebie może w ciepłym letni dniu. Spokój, poczucie beztroskiego dzieciństwa, chęć zdobycia świata własnymi marzeniami to wszystko znajdziesz w „Daydream”. 
Reszta nagrań utrzymana jest w podobnym klimacie. Wpływ zespołów z drugiej strony Atlantyku w połączeniu z rytmami grup jug bandowych, folkiem, bluesem i rock and rollem złożył się na wyróżnienie Lovin’  Spoonful spośród innych amerykańskich grup popowych lat 60-tych. 
Korzenie grupy sięgają wczesnych lat 60-tych i nowojorskiej Greenwich Village gdzie swoje pierwsze kroki stawiał John Sebastian. To tam dobrał sobie muzyków grających folkowe pieśni i stworzył grupę, którą nazwał Lovin’  Spoonful. 
Debiut zespołu ukazał się w 1965 roku, płyta „Do You Believe In Magic” dotarła do 32 miejsca listy przebojów a rok później powstała druga pozycja w dyskografii grupy zatytułowana „Daydream”. 
Zal Yanovsky: „ Rok 1966 był rokiem przełomowym w muzyce. Na zachodzie coś się działo i mieliśmy zwrócone nasze umysły w tamta stronę a i po drugiej stronie oceanu leciały inne dźwięki niż tutaj w Greenwich. Debiutowali Grateful Dead i cała ta scena hipisowska. Postanowiliśmy odejść od folku i pójść w stronę elektrycznej muzyki”.
Druga płyta Lovin’  Spoonful ukazuje nam talent Johna Sebastiana i jako kompozytora i wokalisty i muzyka grającego na harmonijce ustnej. 
Zal Yanovsky wprowadza ostre gitarowe riffy i czasami zadziorne solówki co powoduje ciekawe dysonanse w poszczególnych utworach. Wszystkie utwory na płycie (z wyjątkiem jednego „Bald Headed Lena”) napisał Sebastian. Naprawdę bardzo przyjemnie słucha się rock’n’rollowych  „There She Is”, „It’s Not Time Now” czy trącających o bluesa „Day Blues”.
A jakie wrażenie pozostawia po sobie najlepszy utwór?
Siedząc sobie wygodnie w rozwiniętym kwiecie tulipana z wykwitną rozkoszą obserwujesz kręcące się wokół różnokolorowe lilie na których nieskazitelne nimfy wodne z pewną nutą nostalgii owijają Ciebie tęczową chustą.
„Był czas, że myślałem, że nasza miłość mogłaby latać i że nigdy nie spadnie
Dlaczego nigdy nie byliśmy razem
Aby być blisko siebie tam wysoko”
„Didn’t Want To Have To Do It” jest taką narkotyczną bajką, która ma jedną wadę. Trwa tylko dwie minuty.
Kolejną liryczną piosenką jest „You Didn’t Have To Be So Nice” z miękkimi, słonecznymi pęcherzykami na klawiaturze Steve’a Boone’a.
To wszystko jest bardzo słoneczne i lato 1966 roku było bardzo gorące. 
A nagrał to przyzwoity zespół wyróżniający płytę „Daydream” chwytliwymi melodiami. Początkowo myślałem, hmm to takie granie jakich wiele. Nie!
To kolorowe dźwięki, które prowadzą mnie do lepszego dnia i dlatego słuchając tej płyty i  budząc się mówię: Dzień dobry dla dzisiejszego dnia.





środa, 10 maja 2017

MIKE BLOOMFIELD AND AL KOOPER - The Live Adventures of Mike Bloomfield and Al Kooper /1969/


1. Opening Speech (Mike Bloomfield) - 1:30
2. The 59th Street Bridge Song (Feelin' Groovy) (Paul Simon) - 5:38
3. I Wonder Who (Ray Charles) - 6:04
4. Her Holy Modal Highness  (Al Kooper, Mike Bloomfield) - 9:08
5. The Weight  (Robbie Robertson) - 4:00
6. Mary Ann (Ray Charles) - 5:19
7. Together 'Til The End Of Time  (Frank Wilson) - 4:15
8. That's All Right  (Arthur Crudup) - 3:28
9. Green Onions  (Booker T. Jones, Steve Cropper, Al Jackson, Jr., Lewie Steinberg) - 5:26
1. Opening Speech  (Al Kooper) - 1:28
2. Sonny Boy Williamson  (Jack Bruce, Paul Jones) - 6:04
3. No More Lonely Nights   (Sonny Boy Williamson) - 12:27
4. Dear Mr. Fantasy  (Jim Capaldi, Stevie Winwood, Chris Wood) - 8:04
5. Don't Throw Your Love On Me So Strong  (Albert King) - 10:56
6. Finale-Refugee  (Al Kooper, Mike Bloomfield) - 2:04

*Al Kooper - Organ, Piano, Vocals
*Mike Bloomfield - Guitar, Vocals
*John Kahn - Bass Guitar
*Skip Prokop - Drums

Jedną z najbardziej reprezentatywnych płyt koncertowych lat 60-tych na której improwizacja odgrywa kolosalną rolę jest spotkanie dwóch muzyków, którzy wcześniej spędzili ze sobą jedną sesję nagraniową. Ale jaką!! Super sesję, która doczekała się wydania płytowego. Mike Bloomfield i Al. Kooper wraz ze Stephenem Stillsem nagrali fantastyczną płytę „Super Session”,  która została wydana w 1968 roku.
Inicjatywa ponownego spotkania i zagrania już na żywo, dla szerszej publiczności wyszła od Ala Koopera. Kooper swoją karierę muzyczną rozpoczynał w latach 
50-tych jako muzyk The Royal Teens i kontynuował ją w zespołach The Blues Project oraz Blood Sweat & Tears. Współpracował również z Bobem Dywanem na płytach „Highway 61 Revisited” oraz „Blonde on Blonde”. 
Bloomfield był największym białym gitarzystą bluesowym, był tym muzykiem, który miał ten feelin’ bluesowy. Występował w kapeli Paul Butterfield Blues Band /nagrali epokowe dzieło „East-West”/, również brał udział w sesji „Highway 61 Revisited” Dylana więc nic dziwnego, że po nagraniu „Super Session” po kilku miesiącach Kooper zadzwonił do Bloomfielda z propozycją dania wspólnych występów.
A gdzie? No, oczywiście w sali Fillmore West, Billa Grahama.
Zarezerwowano trzy noce na występy i wszystko poszło dobrze w dwóch pierwszych. Niestety trzeciego wieczora dał znać u Bloomfielda jego kłopot z bezsennością. Gdy przez trzy dni Mike obywał się bez snu to kolejny dzień okazał się tragiczny. Bloomfield wylądował  w szpitalu i dopiero przy pomocy lekarza udało mu się zapaść w sen. Na ten jeden wieczór Kooper musiał sobie znaleźć zamienników. Wybór padł na Elvina Bishopa i  Carlosa Santane.
Muzyków wspomagali basista John Kahn /znany z późniejszej współpracy z Jerry’m Garcia Band/ oraz perkusista Skip Prokop. Problemem było znalezienie sali na odbycie jakichkolwiek prób.
Totalnie zmęczeni, zabiegani muzycy ledwie przed występami pograli późną nocą aby choć mieć szkice numerów, które będą grali. Kooper: ”Pytałem się Mike’a, co będziemy do cholery grali? No jak co? –odpowiadał. Będziemy jammować, bo co innego możemy zrobić”.
Wybrane utwory z tych trzech wieczorów wydane zostały na płycie zatytułowanej „The Live Adventures Of Mike Bloomfield and Al. Kooper” i wydanej w 1969 roku.
Jeśli chcecie posłuchać jak ci muzycy poruszają się w ramach bluesa, gospel, jazzu, soulu i psychodelii to koniecznie wysłuchajcie tego albumu.
Z tej bogatej różnorodności wypływa nam obraz muzyki jaka rodzi się w naszych uszach. To słychać, że oni mocno jadą na improwizacjach ale też ich wyczucie dźwięków doprowadza do wielkiej przyjemności. 
Ot weźmy np. numer Simona&Garfunkela „59th Street Bridge Song” , zagrany w wolniejszym tempie powoli budowany klimat prowadzi aż do wybuchu („feelin’  GROOVY!...”) po którym Mike daje pełne wyczucia solo. Utwory Raya Charlesa czy zespołu The Band wnoszą do koncertu klimat soulowo tradycyjnych dźwięków 
a ekscytująca psychodeliczno jazzowa wersja „Her Holy Modal Highness” ukazuje właśnie grę Bloomfielda niezwykle uczuciową i taką czystą. Jak to bywa krótsze utwory przeplatają się dłuższymi fragmentami, słynne „Dear Mr.Fantasy” Winwooda znowu pokazuje, że Mike świetnie czuje się w takich numerach a i Kooper ma swoje pięć minut. Końcówka utworu zbliża nas do „Hey Jude” The Beatles i to pięknie brzmi! Dwa wielkie utwory!
Strona C płyty zawiera utwory bez Bloomfielda.
Kooper bierze mikrofon i mówi: „Niestety z powodów zdrowotnych Mike’a, zastąpi dzisiejszego wieczoru Elvin Bishop znany z grupy Paul Butterfield Blues Band”. 
„No More Lonely Nights” trzyma się w klimacie całego występu i brak Bloomfielda nie jest tak widoczny. Ale na czwartą stronę albumu wracają nagrania z Bloomfieldem. 
I cóż?
Obok „Dear Mr.Fantasy” mamy tu rewelacyjny bluesowy, niesamowicie osadzony w Delcie „Don’t Throw Your Love On Me So Strong”. No po prostu Mike gra tu z takim wyczuciem, polotem i tak pieści te dźwięki i otula nimi jak kochanek swoją nimfę nad brzegiem jeziora. Nie sposób nie wspomnieć o Kooperze. Czasami pełni rolę tła, buduje nastrój, gdzieś tam jest obecny ale jak już wysuwa się na pierwszą linię to BOMBA!
Obaj muzycy świetnie się dobrali, mają podobne wyczucie smaku i wrażliwości muzycznej.

Mike Bloomfield niestety nie zrobił takiej kariery na jaką zasługiwał. Ledwo stał się gwiazdą, a już został samotnikiem. 15.02.1981 roku znaleziono go martwego w jego samochodzie, a przyczyną śmierci było najprawdopodobniej przedawkowanie narkotyków.




środa, 3 maja 2017

GRATEFUL DEAD - Built to Last /1989/


  • Foolish Heart (Garcia/Hunter)
  • Just A Little Light (Mydland/Barlow)
  • Built To Last (Garcia/Hunter)
  • Blow Away (Mydland/Barlow)
  • Victim Or The Crime (Weir/Graham)
  • We Can Run (Mydland/Barlow) 
  • Standing On The Moon (Garcia/Hunter)
  • Picasso Moon (Weir/Barlow/Bralove)
  • I Will Take You Home (Mydland/Barlow)
  • Jerry Garcia - guitar, vocals
  • Mickey Hart - drums
  • Bill Kreutzmann - drums
  • Phil Lesh - bass
  • Brent Mydland - keyboards, vocals
  • Bob Weir - guitar, vocals
W swoim utworze „Truckin’” grupa Grateful Dead śpiewała „Co za dziwna długa podróż to była".  Rzeczywiście w tym czasie była to najdłużej czynnie działająca kapela na świecie. Zaczynali jako „psychodeliczny autobus” w 1965 roku i choć nie omijały ich problemy to mieli jasne plany na przyszłość, a i wierni fani Deadheadzi podążali za swoim zespołem z pełnym optymizmem. 
Jednak 9 sierpnia 1995 roku wszystko się skończyło. Lider grupy Jerry Garcia, który żył dla muzyki i który kochał swoich fanów zmarł na atak serca w wieku 53 lat.
Garcia walczył z uzależnieniem od narkotyków i nawet znalazł swoją nową pasję /obok muzyki/, która przez jakiś czas pozwoliła mu przetrwać. Otóż zainteresował się nurkowaniem. Opowiadał w wywiadach o fantastycznym podwodnym świecie. 
O stworzeniach i roślinach morskich, które go fascynowały. Wręcz twierdził, że gdyby w czasach Haight Ashbury znał ten świat to narkotyki byłyby bezużyteczne. Ale pozbycie się uzależnienia było trudne. Próbował wiele razy jednak po kolejnej próbie jego serce nie wytrzymało. Jego strata doprowadziła do końca Grateful Dead.
Era się skończyła.
Sześć lat wcześniej w 1989 roku światło dzienne ujrzał ostatni studyjny album grupy wydany pod tytułem „Built to Last”. Z początku chłopcy próbowali nagrać go podobnie jak „In the Dark”. 
Garcia: ”Wynajęliśmy salę Marin County Civic Centre i bez udziału publiki graliśmy nowe. Jednak to nie było to. Czuliśmy, że nie tędy jest droga. Nasz materiał brzmiał inaczej niż chcieliśmy. Więc wzięliśmy się do tego inaczej. Nagraliśmy podstawowe podkłady rytmiczne i każdy z muzyków dogrywał potem swoje partie, osobno”. Następnie Garcia wraz z producentem Johnem Cutlerem poskładał to wszystko do kupy. Kilka miesięcy po premierze Garcia był pełen optymizmu: „Myślę, że ta płyta jest mocniejsza od In the Dark. Jest bardzo naturalna. Zwracamy bardziej uwagę na wszystkie szczegóły jakie możesz usłyszeć”.
„Built to Last” zawiera bardzo emocjonalną muzykę, utwory płyną swobodnie przez całość płyty. Aż cztery kompozycje napisał Mydland, trzy są Garcii a dwie Weira.
„Foolish Heart” otwierający płytę numer napisany przez współpracujący od początku istnienia grupy duet, Garcia-Hunter jest fantastyczną piosenką. Prawie idealny, optymistyczny dźwięk klawiszy świetnie wtapia się z chwytliwymi interludiami Garcii. Wokal jest bardzo pozytywny i słychać tą radość, która sprawia, że życie jest zaskakująco lepsze.
Jedną z najlepszych piosenek jakie napisał Mydland jest „Just A Little Light”. 
Jego głos brzmi dobrze a klawisze mocno zbliżają się do brzmienia popowego ale zastosowanie pedal wah wah przez Jerry’ego sprawia, że pieśń jest wspaniała. Trzecim numerem na płycie jest tytułowa piosenka, kolejna bardzo optymistyczna melodia z niewymuszonym solem gitary powodującym stan bezbronności. Jak przyjemnie płynie się po falach dźwięków.
I tak te pozytywne fale wibrują wokół nas gdy słuchamy kolejnych utworów.
Nie sposób przejść obojętnie obok najlepszej od lat napisanej przez Weira piosenki.
„Victim or the Crime”  jest wypełniony mistyką i psychodelicznym dźwiękiem, och, tak dzisiaj wyszedłem na skraj miasta i usiadłem nad ogromnym cielskiem lokomotywy by popatrzeć na zachód słońca, które niby nadęta pomarańcza dotyka plaży pode mną. Te akordy i progresy Jerry’ego sprawiają, że piosenka jest niesamowita. Jedna z moich ulubionych kompozycji Weira.
A „Standing on the Moon” Garcii, powolna ballada z wokalem zaśpiewanym niezwykle emocjonalnie czyni z tego utworu prawdopodobnie najlepszą piosenkę duetu Garcia-Hunter.
I na zakończenie mamy kołysankę, napisaną przez Mydlanda dla swoich dwóch córeczek.
„I Will Take You Home” przepiękne zakończenie płyty i …. niestety Brent  nie zabierze córeczek już do domu i nie ukołysze do snu, nie przytuli i nie pocałuje na dobranoc.
26 lipca 1990 roku Brent Mydland zmarł w skutek przedawkowania narkotyków.