środa, 28 marca 2018

TEN YEARS AFTER - Cricklewood Green /1970/


01.  Sugar The Road (04:02)
02.  Working On The Road (04:16)
03.  50,000 Miles Beneath My Brain (07:33)
04.  Year 3,000 Blues (02:23)
05.  Me And My Baby (04:12)
06.  Love Like A Man (07:27)
07.  Circles (03:57)
08.  As The Sun Still Burns Away (04:44)

Alvin Lee – guitar, vocals
Leo Lyons – bass
Ric Lee – drums
Chick Churchill – organ

02 kwietnia 1968 roku miała miejsce premiera filmu Stanleya Kubricka, „2001:Odyseja kosmiczna”, filmu, który był wielką sprawą dla wszystkich, szczególnie dla tych co powoli poszerzali swoje stany świadomości, pozwalając sobie na zagłębianie się w przestworzach bezkresnego kosmosu. Ciężka symbolika spotęgowana odgłosami walców Straussa stanowiących tło do wspaniałych obrazów prawdziwej stacji kosmicznej nazwanej „Discovery” i powoli rozwijająca się psychodeliczna podróż głównego bohatera, docierającego przez bramę „pełną gwiazd”, przez czas i przestrzeń i doświadczającego własnej starości, śmierci a także ponownych narodzin w innej fazie egzystencji jest prawdziwym dmuchawcem umysłu. 
Ta ekstrawagancja psychodeliczna w nieskazitelnie białej przestrzeni jest koniecznością w podróży LSD. Końcowa sekwencja filmu jest epicka, dalekosiężna i nikt tak wcześniej przed Kubrickiem nie składał scen. 
Dwa lata później, również w kwietniu została wydana psychodeliczna podróż w stronę bluesa, brytyjskiego zespołu Ten Years After. Kosmiczne solówki gitarzysty grupy, Alvina Lee wprowadzają nas na nowe szlaki zmierzające w stronę Jowisza, podobnie jak „Discovery”, to przecież stamtąd docierają tajemnicze sygnały. Płyta od pierwszych dźwięków stanowi solidny monolit blues rockowej psychodelii a poszczególne utwory tylko utwierdzają mnie, jak wielki potencjał drzemie w tej muzyce. Mamy tu więc balladę, akustycznego bluesa, hard rock, jazz… i to przechodzi przez filtr Alvina Lee i jego kumpli, tego nie da się zepsuć.
Najsłynniejszą piosenką z tej płyty jest „Love Like a Man” w której podstawą jest ciężko brzmiąca bluesowa gitara. To utwór mający wszystkie składniki aby stać się klasykiem. I tym klasykiem jest. Zaczynając od zmysłowego głównego riffu, jednego z najlepszych i najbardziej mitycznych w historii, po którym następuje część solówek, utwór „Love Like a Man” wystarcza, by uzasadnić istnienie i zakup tego albumu. Ale nie tylko ta ballada wypływa na szerokie drogi, pozostałe utworu są również intrygujące.
„50,000 Miles Beneath My Brain” niby rozpoczyna się prostą strukturą, aby potem dryfować w krwawą jamową dżunglę. Jak to wszystko powoli dochodzi, oszałamiający bas od początku podbija rytm, z czasem wchodzą subtelne organy, by potem gitarowe sola rozpoczęły pełen wyścig. I wokal Alvina Lee, niby prosty, ale melodyjny i utrzymany w duchu przebojów The Beatles ciągle brzmi i doprowadza do końca numeru. Krótsze formy? Proszę bardzo. Otwierający płytę „Sugar the Road” to komercyjne dziełko wyróżniające się fajnym akompaniamentem organów Hammonda a w „Working on the Road” wyznacznikiem są kąśliwe gitarowe solówki. Kolejnym numerem jest akustyczny blues „Year 3,000 Blues”, o znacznie bardziej klasycznym brzmieniu, będący wyraźnym hołdem dla Murzynów z Delty Mississippi, którzy śpiewali o utraconych miłościach. No a gdzie ten jazz? „Me and My Baby” śpiewany jak blues, ale instrumentalnie mający dużo jazzu. I ta fenomenalna solówka Churchilla zagrana na fortepianie, to jest idealne. Obok „Love Like a Man” mamy na płycie jeszcze jedną balladę. To „Circles”. Radosna, otwierającą niejeden wiosenny ogród, tu już wszystko kwitnie i cudnie pachnie. No i wracamy na „Discovery”. Pamiętacie bunt komputera nazwanego HAL 9000. Otóż obdarzona samoświadomością i uczuciami ta sztuczna inteligencja postanawia zgładzić załogę statku. Ratuje się jedynie dr. David Bowman, który po kolei wyłącza układy Hala. I tak brzmi ostatni utwór „As the Sun Still Burns Away”. Podróżujemy do nicości obserwując słońce, które wciąż płonie.




środa, 21 marca 2018

QUICKSILVER MESSENGER SERVICE - Quicksilver Messenger Service /1968/


1. Pride of Man (Hamilton Camp) - 4:09
2. Light Your Windows (Duncan, Freiberg) - 2:36
3. Dino's Song (Valenti) - 3:06
4. Gold and Silver(Duncan, Schuster) - 6:42
5. It's Been Too Long (Polte) - 2:59
6. The Fool (Duncan, Freiberg) - 12:10


David Freiberg - Bass, Viola, Vocals
John Cipollina - Guitar
Greg Elmore - Drums
Gary Duncan - Guitar, Vocals


Grupę Quicksilver Messenger Service zalicza się do czołowych przedstawicieli tzw. brzmienia San Francisco. To obok Grateful Dead i Jefferson Airplane święta trójca psychodelii Zachodniego Wybrzeża. To właśnie w San Francisco narodził się ten niepowtarzalny, pociągający do stanu euforii koncertowy styl oparty w znacznej mierze na improwizowanych utworach trwających czasami bardzo długo, ale ten czas mija szybko, nie ma dłużyzn, jest za to niesamowita muzyka. Słuchając koncertowych nagrań grup z San Francisco jesteśmy poddani pewnej niesamowitej atmosferze, uczestniczymy  w tworzeniu muzyki rodzącej się na żywo, wręcz namacalnie czujemy te iskry wydobywające się z gitarowych uniesień i tylko żałujemy, dlaczego nas tam nie było?
Trzy płyty, wystarczą aby odjechać i zanurzyć się w brzmieniu San Francisco, to „Live Dead” zespołu Grateful Dead, „Happy Trails” Quicksilver Messenger Service oraz „Bless Its Pointed Little Head” grupy Jefferson Airplane.
Oczywiście zespoły te próbowały przenieść atmosferę nagrań koncertowych na swoje studyjne płyty. Najbardziej udało to się grupie Quicksilver Messenger Service. Łącząc instrumentalną wirtuozerię z folkowymi melodiami, pukającymi do bram jazzu grupa stworzyła psychodelicznego rocka, który nigdy nie brzmiał bardziej niesamowicie. Debiutancki album zespołu został wydany w maju 1968 roku.
Niestety grupa w trakcie nagrywania płyty poniosła poważną stratę. Otóż założyciel zespołu Dino Valenti został aresztowany i uwięziony za posiadanie marihuany. Wokalista powrócił do zespołu dopiero w 1969 roku. Ale przebywając w więzieniu Valenti skomponował utwór „Dino’s Song”, który został umieszczony na debiucie grupy. To bardzo fajna popowa piosenka idealnie pasująca do klimatu albumu. 
Płytę otwiera „Pride of Man” kompozycja ludowego artysty, Hamiltona Campa. Melodyjna gitara połączona z mocnym wokalem tryska energią a jak wchodzi pikantne mariachi to całość stanowi zabójczą psychodeliczną melodię. Ta sekcja trąbki jest tak wpasowana, że tworzy jedno z najważniejszych wydarzeń z końca lat sześćdziesiątych. Dwóch gitarzystów w zespole nie sposób nie zauważyć. Instrumentalny  utwór „Gold and Silver” ukazuje nam pracę Cippoliny i Duncana, którzy tworzą psychodeliczne solówki przy akompaniamencie fortepianu, czując ten free jazzowy feeling inspirowany sambą. Bardzo atmosferyczne nagranie oddające klimat występów na żywo.
„It’s Been Too Long” to kolejna piosenka trzymająca psychodeliczny feeling, to kolejny utwór ukazujący jak sprawni warsztatowo są muzycy Quicksilver Messenger Service.
Senna atmosfera ostatniego numeru na płycie „The Fool” zabierze cię w podróż z dołu do góry i dookoła, a gdy wchodzi wokal to sen rozszerza się w większą strukturę, choć nigdy nie wiesz dokąd zmierza. „The Fool” zaczyna się od dźwięków pojedynczej gitary, a ostatecznie perkusja i reszta zespołu powoli się wsuwają, delikatnie wypuszczając i robiąc miejsce dla pracy Cippoliny. Tu otwierają się wrota zielonych pejzaży, spokojnie oddaj się nastrojowi, weźmie cię daleko i nie porzuci, tylko utuli i poszerzy horyzonty świadomości. Wyznaczy tą długą białą ścieżkę zmierzającą ku wolności.

Grupa Quicksilver Messenger Service była bardzo wpływowa na scenie San Francisco w połowie lat sześćdziesiątych, co wyraźnie słychać w ich muzyce. Polecam ich dokonania wszystkim, a zwłaszcza tym, którzy lubią jamowe granie.




środa, 14 marca 2018

BOB DYLAN - The Times They Are A-Changin' /1964/


01. Times They Are A-Changin’ 
02. Ballad of Hollis Brown 
03. With God on Our Side 
04. One Too Many Mornings 
05. North Country Blues 
06. Only a Pawn in Their Game 
07. Boots of Spanish Leather 
08. When the Ship Comes In 
09. Lonesome Death of Hattie Carroll 
10. Restless Farewell

Przez wiosnę i lato 1963 roku Grossman /manager Dylana/ czuwał, żeby jak najwięcej pisano o jego podopiecznym i aby w każdym artykule pojawiało się sformułowanie „wyraziciel opinii pokolenia”. W maju Grossman zaaranżował pierwszy występ Dylana w programie Eda Sullivana, ale podczas prób osoba czuwająca nad „czystością programu” powiedziała Dylanowi, że jego mówiony blues o John Birch Society nie spodobałby się tym uczciwym obywatelom amerykańskim. 
Dylan:”Kiedy powiedzieli mi, ze nie mogę zaśpiewać „Talkin’ John Birch Society”, po prostu wyszedłem ze studia”. Ironia losu sprawiła, że wrzawa spowodowana tą interwencją cenzury przyniosła Dylanowi o wiele więcej dobrego, przedstawiając go jako buntownika i bohatera kontrkultury, niż gdyby rzeczywiście wystąpił w tym programie i wykonał parę swoich piosenek przed obojętną widownią w całym kraju. Zaraz prasa w całych Stanach podchwyciła ten temat i szeroko rozpisywała się o całym zajściu. Późnym latem 1963 roku Dylan nagrał utwory, które wypełniły jego trzeci album. „The Times They Are A-Changin’” ukazał się w styczniu 1964 roku i jest to zbiór piosenek o tekstach głęboko zaangażowanych w problemy polityczne i społeczne. Płyta zawiera utwory o charakterze bardziej żarliwym ale mniej zróżnicowanym. Owe opowieści o ciężkich czasach i o rzeczach obrażających moralność są nieubłagane i bezlitosne. Dylan jeszcze bardziej podkreśla bezlitosny charakter swych utworów, wykorzystując jednostajne melodie i podając je monotonnym głosem. Do tego okładka płyty utrzymana jest w czerni i bieli co również przyczynia się do wzmocnienia tego poczucia jednobarwności. Ten etap kariery artystycznej Dylana ściśle wiąże się z jego działalnością społeczną. Staje się symbolem swego pokolenia. Występuje na wiecach, bierze udział w demonstracjach, a także jeździ na Południe, gdzie organizuje bojkot rasistowskich sklepów oraz zachęca Murzynów do wpisywania się na listy wyborcze. 
Ameryka budzi się do nowego, czasy się zmieniają.
„Wy, matki i ojcowie na całej ziemi/nie potępiajcie, gdy nie rozumiecie/nie macie już władzy nad synami i córkami/wasza utarta droga gwałtownie się starzeje/jeśli pomóc nie potraficie, to zostawcie to w spokoju/bo czasy się zmieniają”, tych parę wersów wali obuchem, tych parę wersów ma większą siłę niż cały ruch punkowy kilkanaście lat później. „Szybko zatraca się stary porządek/Dzisiaj pierwsi, jutro ostatni/Bo czasy się zmieniają”. Bez wątpienia „The Times They Are A-Changin’” jest najbardziej zaangażowaną płytą w twórczości Dylana. Już potem takiej nie nagrał. Późniejsze były inne.
Przejmującą opowieść o ojcu, który doprowadzony do skrajnej nędzy w końcu zabija swoją rodzinę opowiada kolejny utwór, „Ballad Of Hollis Brown” opowiada tą historię bardzo przejmującą i sugestywnie: ”Hollis Brown mieszkał w rozwalonej chacie gdzieś za miastem/Z żoną i pięciorgiem dzieci/za pracą i pieniędzmi przewędrował drogi szmat/Twoje dzieci są tak głodne, że nie potrafią się śmiać”. I dalej „Twoja trawa wysycha, w studni nie ma już wody/Ostatniego cennego dolara wydałeś na siedem kul do twojej strzelby/Z lasu dochodzi kojota złowrogie ujadanie/A twój wzrok przykuty do strzelby wiszącej na ścianie”. Dylan świadomie nawiązuje tutaj do Ameryki Wielkiego Kryzysu, do patrzenia z nadzieją na Zachód, do „Gron Gniewu” Johna Steinbacka. Ale nie pozostawia złudzeń „Siedem wiatrów szaleje pod drzwiami jego chaty/Siedem strzałów rozlega się jak ocean ryczący z łomotem/Siedmioro ludzi zginęło na farmie w południowej Dakocie/Gdzieś w innym miejscu siedmioro nowych ludzi się rodzi”.
„Only A Pawn In Their Game” oraz „The Lonesome Heath of Hattie Carroll” są antyrasistowskimi pieśniami, które bardzo oburzyły społeczność Południa Stanów. Obie opowiadają o zabiciu Murzynów przez białego człowieka i bezkarności jaka go spotkała. Najdonioślejszy treściowo jest ponad siedmiominutowy utwór „With God On Our Side”, który stanowi litanię nieprawości, jakie złożyły się na historię Stanów Zjednoczonych: wytępienie Indian, ucisk rasowy, wojna secesyjna, współuczestnictwo w remilitaryzacji Niemiec, wreszcie zbrojenia atomowe a wszystko to dokonane jest w imię Boga. „W podręcznikach do historii tak często pisano/Ze kawaleria nacierała, że przegrywali Indianie/Kawaleria nacierała, umierali Indianie/Bo ten młody wtedy kraj miał Boga po swojej stronie”, „Lecz dzisiaj władamy chemiczną bronią/Jeśli każą nam strzelać, rozkaz musimy wykonać/Jeden wciśnięty guzik i nic z tego świata nie zostanie/Bo nie zadaje się pytań gdy ma się Boga po swojej stronie” ale ostatnia zwrotka zawiera nutę optymizmu „Nic więcej nie powiem, jestem potwornie zmęczony/Zamęt w mojej duszy trudno wyrazić słowami/Myśli w mojej głowie są tak ciężkie, że spadają na podłogę/Jeśli Bóg jest po naszej stronie, to powstrzyma następną wojnę”.
Chociaż album „The Times They Are A-Changin’” został dobrze przyjęty przez wyczuloną na sprawy polityczne publiczność Dylana, to zawiera on jeszcze jedną piosenkę, która ukazuje dalszą drogę Artysty. „Restless Farewell” czyli „niespokojne pożegnanie” sugeruje nam, że Dylana nie zadowala już pozycja Woody’ego Guthriego swojego pokolenia.
„Lecz jeśli strzała jest prosta, a grot gładki/Może przebić się przez najbardziej gęsty kurz/Więc opieram się i pozostaję jaki jestem/Żegnam się, nie zważając na nic”.




środa, 7 marca 2018

APHRODITE'S CHILD - It's Five O'clock /1969/


1. It's Five O'Clock (R. Francis, Vangelis) - 3:31
2. Wake Up (R. Francis, E. Papathanassiou) - 4:04
3. Take Your Time (R. Francis, E. Papathanassiou) - 2:39
4. Annabella (R. Adams, Demis Roussos) - 3:45
5. Let Me Love, Let Me Live (R. Francis, Lucas Sideras) - 4:43
6. Funky Mary (Papathanassiou, Sideras) - 4:11
7. Good Time So Fine (V. Johnson, E. Papathanassiou) - 2:45
8. Marie Jolie (R. Francis, Papathanassiou) - 4:41
9. Such a Funny Night (R. Adams, Papathanassiou) - 4:34

*Demis Roussos - Bass, Guitars, Vocals
*Vangelis Papathanassiou - Bass, Keyboards
*Lucas Sideras - Drums, Percussion


Krótka historia Aphrodite’s Child rozpoczyna się w 1967 roku, kiedy basista i wokalista Demis Roussos i potężny perkusista Lucas Sideras spotykają na swojej drodze multiinstrumentalistę Vangelisa, który akurat opuścił swoją pierwszą formację Forminxs. Kilka miesięcy później trzej muzycy dołączyli w Paryżu do gitarzysty Silver Koulouris i postanowili wspólnie założyć nowy band, który miał zaoferować publiczności mieszankę tradycyjnej greckiej muzyki z zachodnią psychodelią. Niestety muzycy podpisali bardzo niekorzystny kontrakt płytowy a dodatkowo Silver Kouloris dostał powołanie do wojska i musiał odejść z grupy. Funkcję gitarzysty przejął Roussos. Osobliwe brzmienie zawarte na dwóch pierwszych płytach zyskało spore grono sympatyków jednak największy rozgłos przyniosła grupie płyta ”666”  niestety wydana w 1972 roku, gdy zespołu już nie było. Po jej rozpadzie Roussos został wokalistą popowym a Vangelis jednym z czołowych twórców muzyki elektronicznej.
Moim faworytem wśród płyt Aphrodite’s Child jest drugi lp zespołu zatytułowany „It’s Five O’clock”, który zaczyna się mocnym wejściem tytułowego numeru. Dlaczego to nie był wielki przebój światowy? Świetny, charakterystyczny wokal Roussosa występujący na tle pasaży klawiatury Vangelisa oddaje klimat psychodelicznego popu końca lat sześćdziesiątych. Część środkowa utworu budzi skojarzenia z „A Whiter Shade Of Pale” zespołu Procol Harum. 
Ciekawie prezentują się nawiązujące do psychodelicznego okresu The Beatles numery „Wake Up” i „Let Me Love, Let Me Live”. Są to małe perełki w stylu flower power. A nie zabrakło też na płycie wycieczki w stronę country music. Utwór „Take your time” zaśpiewany przez Roussosa bez jego charakterystycznego falsetu wcale nie razi, wręcz, bardzo tu pasuje.

Hm, „Funky Mary” wskazuje kierunek w jakim grupa podążyła na swojej trzeciej płycie. Utwór eksperymentalny oparty na perkusji z bluesowym wokalem do tego w tle pojawia się grany przez Vangelisa dźwięk wibrafonu zabiera nas w etniczną podróż na sam kraniec świata. Wielkim atutem Roussosa jest jego wokal, który najpełniej objawił nam się w przepięknej kwasowej balladzie „Marie Jolie”. Jest to melodyjna piosenka z elementami ludowymi. Jest to też jedyny utwór na płycie, na którym widoczne są greckie korzenie. Gdyby jeszcze zamiast dwunastostrunowej gitary muzycy użyli bouzuki. Ale i tak „Marie Jolie” odjeżdża melancholijnym wokalem i senną atmosferą utraconych młodzieńczych lat. W klimacie psychodelii skradającej się pośród morskich fal utrzymana jest piosenka „Annabella” w której znowu główną rolę odgrywa wokal Roussosa wpasowany idealnie w podkład Vangelisa. Radosna piosenka ludowa „Such A Funny Thing”, kończy drugą płytę zespołu Aphrodite’s Child. Bouzuki, flet, fortepian zabierają nas na łąkę pełną cudacznych postaci, które wirują trzymając się za ręce i swawolnie plumkają wśród kolorowych kwiatów. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś dołączył do nich i bawił się beztrosko, póki jeszcze czekają na ciebie. Za chwilę skończy się zabawa a wir życia dopadnie cię i te krótkie chwile szczęścia zabierze.