2. Easy When I'm Dead (Darrell Devore) – 2:38
3. Ain’t Got The Time (Mike Wilhelm) – 2:47
4. Folsom Prison Blues (Johnny Cash) – 2:47
5. The Blues Ain't Nothin' (Mike Wilhelm) – 4:44
6. Time To Get Straight (Darrell Devore) – 3:53
7. When I Go Sailin' By (Richard Olsen) – 2:46
8. Doubtful Waltz (Darrell Devore) – 3:24
9. Wabash Cannonball (Alvin Pleasant Carter) – 4:04
10.Alabama Bound (Traditional, Arranged The Charlatans) – 6:53
11.When The Movies Are Over (Darrell Devore) – 3:04
*Mike Wilhelm - Vocals, Guitar, Fretted Instruments, Percussion
*Richard Olsen - Vocals, Bass, Woodwind Instruments, Percussion
*Darrell Devore – Vocals, Piano, Keyboards, Bass, Percussion
*Terry Wilson – Drums, Percussion
To może być
dość przydługi wpis ale jak tu nie poświęcić większej ilości zdań tej kapeli,
która prawdopodobnie była pierwszą psychodeliczną kapelą na świecie. The
Charlatans, bo o nich tu mowa powstali 14 dni wcześniej niż The Warlock (potem
zmienili nazwę na Grateful Dead) w 1964 roku. Ich gwiazda świeciła jasno, a w
tym czasie byli największymi odmieńcami. Ubierali się jak XIX-wieczni banici i
przyjęli rock’n’rollowy styl życia. L.S.D i trawka były częścią diety The
Charlatans. Szturmem zdobyli San Francisco i stworzyli brzmienie nazwane przez
krytyków San Francisco Sound. Sukces komercyjny i uznanie wydawały się
formalnością. Tak się jednak nie stało.
Wraz z
rozkwitem hipisowskiej kontrkultury, wizerunek grupy wpłynął na całe pokolenie.
Skrzyżowanie banitów z Dzikiego Zachodu i wiktoriańskich dandysów znajdywało
coraz większe rzesze naśladowców. Chłopcy chyba nie do końca zdawali sobie
sprawę, że ich stroje sceniczne wpłyną na młodzież, dopóki nie zauważyli
podobnych sobie ludzi pod sceną, na widowni. W czerwcu 1965 roku The Charlatans
zapewnili sobie sześciotygodniową rezydenturę w Red Dog Saloon w Virginia City
w stanie Nevada. Na potrzeby tego kontraktu Mike Ferguson i George Hunter
(muzycy grupy) stworzyli plakat koncertowy. To, co wymyślili jest uważane za
pierwszy psychodeliczny plakat rockowy.
W Red Dog
panowała atmosfera bajecznej imprezy, suto zakrapianej używkami i muzyką graną
na żywo. Było to wydarzenie sygnalizujące pośród innych wskaźników, że wydarzy
się coś wielkiego. I tak też się stało. Już drzwi się otworzyły i całe
pokolenie wybiegło na ulice w kolorowych ciuchach, z kwiatami we włosach i
myślą nie mająca żadnych ograniczeń. Wszystko możemy zrobić i nikt nam tego nie
zakaże.
The
Charlatans dali początek i ich występy przeszły do legendy. Mając zamiłowanie
do kwasu, tworzyli muzykę tripującą ale zespołem acid rockowym nie byli. Byli
czymś więcej. Przez następne cztery lata muzyka The Charlatans oscylowała
między folk rockiem, country rockiem i psychodelią. Ich kariera nagraniowa powinna
rozpocząć się właśnie wtedy, we wrześniu 1965 roku. Trafili do wytwórni Toma
„Big Daddy” Donahue, Autumn Records ale nie dogadali się. Doszło do sporów o
to, co mieliby nagrywać oraz o pieniądze. Wraz z nadejściem 1966 roku podpisali
kontrakt z Kama Sutra Records. Nagrali świetną „Codine” i zadecydowali aby
wydać to na singlu. Jednak kierownictwo wytwórni stwierdziło, że tak się nie
stanie. Najwyraźniej szefowie nie słuchali tej piosenki Buffy Sainte-Marie
mówiącej o niebezpieczeństwach związanych z narkotykami. Błędnie uznając, że
„Codine” gloryfikuje lub zachęca do ich zażywania. Więc tego nie wydali.
Zamiast „Codine” wydano singiel z innymi numerami ale wytwórnia nie zdołała
odpowiednio wypromować ten debiut. Nic dziwnego, że singiel ten okazał się
porażką. Po odejściu z Kama Sutra Records, skład grupy uległ zmianie. Fergusona
zastąpił Patrick Gogerty a Dan Hicks zamienił stołek perkusisty na gitarę
rytmiczna i stał się głównym wokalistą, tworząc i śpiewając wiele własnych
kompozycji. W tym okresie The Charlatans grali głównie na żywo. Nie mieli
kontraktu płytowego i obserwowali z frustracją jak inne podobne im zespoły
podpisują cyrografy i nagrywają płyty. Było to bardzo denerwujące gdyż zespół
występował z sukcesem w takich salach jak: Fillmore Audytorium, California Hall
i Avalon Ballroom. Byli bardzo popularni. Ale kontrakt płytowy ich ominął i w
1968 roku ten skład zakończył działalność muzyczną. Dan Hicks postanowił
założyć swój własny zespół, Dan Hicks and The Hot Licks. To musiało się
wydarzyć. Hicks był utalentowanym piosenkarzem, autorem tekstów i muzykiem.
Wydawał się przeznaczony do większych rzeczy. A jego odejście z zespołu
pozostawiło ogromną pustkę, której wypełnienie nie było łatwe. Gorsze nadeszło
za chwilę. Kłótnie w obozie The Charlatans były powszechne i w końcu wyrzucono
z niego kolejnego gracza, George’a Huntera. To był muzyczny zamach stanu, który
ostatecznie obrócił się przeciwko zespołowi. Na początku wprawdzie wszystko
wyglądało dobrze. Wilhelm, Olsen i Wilson zatrudnili nowego klawiszowca i
wokalistę Darrella DeVora i podpisali umowę z Phillipsem dostając zielone
światło na nagranie debiutanckiego albumu. Nagrano jedenaście piosenek z czego
pięć było coverami. I tak Mike Wilhelm popisuje się dużym, rustykalnym barytonem
napędzając „Folsom Prison Blues” Johnny’ego Casha, a w „Wabash Cannoball”
trafnie uderza w porywające solówki gitarowe będące w klimacie Chucka
Berry’ego. Richard Olsen w swoim beztroskim „When I Go Saillin’ By” oddaje
ducha postaciom Dzikiego Zachodu otwierając drzwi saloonu za pomocą trąbek,
pianina honky tonk i luźnej atmosfery zawsze tam panującej. Dudniąca i
galopująca perkusja prowadzi do wybuchu instrumentów dętych blaszanych w
numerze „Blues Ain’t Nothin”, a fortepian i saksofon przewraca się wokół
niespokojnego wokalu Wilhelma. Każdy zespół musiał mieć w tamtym czasie „długą
piosenkę”. „Alabama Bound” to siedmiominutowy numer zawierający grupowy wokal i
Olsena grającego na saksofonie i klarnecie. To numer w dużej mierze
przypominjący sposób, w jaki grali na żywo na początku. Antyczne, zakurzone
brzmienie, szalone i złowieszcze prowadziło do lekko sennej atmosfery kończącej
się pochodami basu i przyspieszonym rytmem. Darrell DeVore napisał cztery
piosenki, chociaż lżejsze w tonie niż inne utwory, to wykazujące pewien pop
jazzowy styl, łączący zaraźliwe melodie z odważnymi kombinacjami.
Ale świat
odpłynął. Muzyka się zmieniła, a The Charlatans zaczęli brzmieć przestarzale.
Wydana płyta poniosła komercyjną klapę. Do tego po nagraniu jej Terry Wilson
został przyłapany na posiadaniu marihuany, co wtedy było poważnym przestępstwem
w Ameryce. Kiedy więc otrzymał wyrok więzienia, musiał odejść z zespołu. Powrót
do składu muzyków, którzy zaczynali karierę w The Charlatans: Mike’a Fergusona,
George’a Huntera oraz Dana Hicksa niestety nie zadziałał. Muzyka, która w 1965
roku była nowatorska teraz uważana była za przestarzałą i wczorajszą. To był
koniec drogi The Charlatans. Ich talent, ich muzyka została ograbiona przez
bezmyślność ludzi pracujących w wytwórniach płytowych. Pozostawili po sobie
jeden album i dwa single oraz wydaną w 1996 roku kompilację o jakże trafnym
tytule: „The Amazing Charlatans”.