środa, 21 lipca 2021

THE CHOIR - Artifact: The Unreleased Album /1969/

 


1. Anyway I Can (Phil Giallombardo) - 3:30
2. If These Are Men (Denny Carleton) - 2:58
3. Ladybug (Phil Giallombardo) - 3:21
4. I Can't Stay In Your Life (Kenny Margolis) - 3:44
5. David Watts (Ray Davies) - 2:42
6. Have I No Love To Offer (Phil Giallombardo) - 5:42
7. For Eric (Kenny Margolis) - 6:39
8. It's All Over (Kenny Margolis) - 4:30
9. Boris' Lament (Phil Giallombardo) - 2:50
10.Mummer Band (Denny Carleton) - 2:38


*Denny Carleton - Bass, Vocals
*Jim Bonfanti - Drums, Vocals
*Randy Klawon - Guitar, Vocals
*Phil Giallombardo - Organ, Vocals
*Kenny Margolis - Piano, Vocals



W swoim rodzinny mieście Cleveland, The Choir byli gwiazdami, niestety w innych regionach mało kto o nich słyszał. A przecież grali znakomity pop rock inspirowany Brytyjską Inwazją ocierający się o garażową siłę i zmierzający ku psychodeliczno-progresywnym dźwiękom. W 1967 roku wydali singiel, który zyskał lokalną sławę „It’s Cold Outside”. Jest to zachwycający mocno zamerykanizowany Merseybeat pokazujący nieodparte harmonie wokalne oraz chwytliwą melodię osadzoną na czasie. Don Klawon lider grupy, jako jeden z pierwszych odkrył Beatlemanię, bo już pod koniec roku 1963 znał „Love Me Do” The Beatles. Płytkę tę prosto z Anglii przywiozła mu dziewczyna którą znał. Było to jeszcze przed wydaniem w Stanach. W ciągu kilku miesięcy zorganizował zespół z trzema swoimi przyjaciółmi, którzy uczęszczali do szkoły średniej Mentor w stanie Ohio. Don Klawon zaczynał jako perkusista, Dave Smalley i Dan Heckel byli gitarzystami a Tom Bones był wokalistą. Jednak ciągłe zmiany składu nie wpłynęły obiecująco na dalszą działalność zespołu. Nagrane w latach 1966-68 single utrzymane były w tonacji The Zombies, The Kinks czy Bee Gees. W następnym roku zebrali się w nowym zestawieniu by nagrać materiał na album, mieli nadzieję na uzyskanie kontraktu z Mercury Records. Niestety, nie wyszło.

„Artifact: The Unreleased Album” prezentuje zespół tak jak brzmiał pod koniec swojej kariery ale nagrania te usłyszeliśmy dopiero pierwszy raz w 2018 roku. Skandal i brak słów!

Utwory zostały znalezione w archiwum nieżyjącego już Kena Hammana, właściciela studia Suma w Ohio. To głównie wydawnictwo, które ukazuje The Choir jako rasowy zespół grający rocka psychodelicznego lekko skierowanego w stronę progresywnych klimatów. W tym momencie grupa występowała w piątej mutacji składu: Jim Bonfanti, Denny Carleton, Phil Giallombardo, Randy Klawon i Kenny Margolis.

Większość piosenek tutaj to oryginały, a zaczynający płytę „Anyway I Can” gwarantuje dobrą zabawę, choć ostry jak brzytwa dźwięk jest ekscytująco podminowany. Sprawia to perkusja Bonfantiego, który próbuje wbić swój zestaw w podłogę studia. I nie przeszkadza to ładnej melodii bawić nas w tym miłym towarzystwie. Bardziej rockowy ze świetnym drivem jest „If These Are Men” w którym dają znać już ciekawe brzmienia organ nawiązujące po części do tego co robiło Procol Harum. I mówiąc szczerze niektóre momenty płyty zbliżają nas do wymagań tej grupy. Jednym z moich osobistych faworytów tego wydawnictwa jest „Ladybug”. Ma ona bardziej psychodeliczny charakter i idzie w ciekawym kierunku, zawierając pod koniec posmak gitarowej kwaskowatości. To nie jest standardowa popowa czy rockowa melodia. To nie jest też ballada, chociaż fantazyjny tekst sugerują coś innego: „Nie wiedziałem, dokąd się udać/ Ani gdzie się znaleźć/ Odpłynąłem do baśniowej krainy/ Natknęliśmy się na elfa/ I tak odpłynęliśmy/ Aby pozbyć się naszej klątwy/ Natknęliśmy się na biedronkę/ Wiedziałem ile jest warta”.

Jednym z moich ulubionych zespołów jest The Kinks, a na tym albumie The Choir wzięli na warsztat, jako jedyny cover piosenkę „David Watts” pochodzącej z płyty „Something Else” właśnie The Kinks. To chwytliwy i zabawny numer napisany przez Raya Daviesa o prawdziwym facecie. „Jest kapitanem drużyny/ Jest taki gejowski i fantazyjnie wolny/ I chciałbym, żeby wszystkie jego pieniądze należały do mnie/ Chciałbym być jak David Watts”. The Choir wykonuje świetną robotę w tej melodii, ściśle trzymając się oryginalnej wersji. Po tym numerze następuje „Have I No Love To Offer”, wolniejsza i dziwnie fascynująca piosenka, przekonywująca szczególnie w przekazie wokalnym. „Dlaczego nie mogę żyć samotnie i na wolności/ Zawsze marzę o tym, jak było kiedyś”. Ale zwróćcie tez uwagę na solo gitarowe. Przy tych dość spokojnych rytmach gitara nadaje właściwy sens temu numerowy prowadząc do ostatnich jamowych akordów. To zakończenie jest wspaniałe a swobodna orgia linii melodycznych gitary i organ wprost zachwyca. Jedynym instrumentalnym kawałkiem na tym albumie jest „For Eric”. Zaczynający się dość niewinnie, od prostego groove’u na basie, wkrótce pojawia się też na klawiszach. Perkusja lekko wiruje w tych okolicznościach gdy klawiatura rozkręca się na dobre. Dochodzi świdrująca gitara i całość podnosi na duchu. Kurczę ile jeszcze nagrań znajdę z tym dreszczykiem?

Album kończy się absolutnie zachwycającą i chwytliwą piosenką „Mummer Band”, napisaną przez Denny’ego Carletona. Jak można się domyślić po tytule, ten kawałek jest świetną zabawą i wyraźnie zespół pokazuje nam, że czuje tak samo, o czym świadczą śmiechy i żarty, które można usłyszeć na końcu numeru. „Pomimo tego, że jestem młodszy nadal kocham wasz mummer band/ uwielniam rock’n’rolla i rhythm and bluesa, ale och, ten mummer band”.

To niezwykła płyta, tylko ją znajdź i posłuchaj.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz