1. Tears Of Rage
2. To Kingdom Come
3. In A Station
4. Caledonia Mission
5. The Weight
6. We Can Talk
7. Long Black Veil
8. Chest Fever
9. Lonesome Suzie
10. This Wheel's On Fire
11. I Shall Be Released
2. To Kingdom Come
3. In A Station
4. Caledonia Mission
5. The Weight
6. We Can Talk
7. Long Black Veil
8. Chest Fever
9. Lonesome Suzie
10. This Wheel's On Fire
11. I Shall Be Released
Robbie Roberston - guitars & vocals
Rick Danko - bass & vocals
Levon Helm - drums, tambourine & vocals
Garth Hudson - electronic organ, piano, clavinet & saxophone
Richard Manuel - piano, organ, drums & vocals
W wiejskim domku koło Woodstock, w stanie Nowy Jork, odbywał
rekonwalescencję Bob Dylan po wypadku motocyklowym w lipcu 1966 roku. W
pobliskiej West Saugerties osiedlili się muzycy, którzy towarzyszyli mu w
koncertach w latach 1965-66. Wynajęli duży, różowy dom, w piwnicy
zaimprowizowali studio nagraniowe. Wkrótce wśród okolicznych farmerów nie
mówiło się o tym miejscu inaczej niż tam, gdzie mieszka Zespół.
Współpraca z Dylanem wkroczyła teraz w nowy etap.
Dostarczony przez niego materiał wzbogacony został rozbudowanymi aranżacjami
oraz oryginalną oprawą głosową. Właśnie w piwnicy Big Pink członkowie zespołu
odkryli swoje możliwości wokalne. Piwniczne taśmy powstałe w ciągu kilku
miesięcy 1967 roku, nie miały ujrzeć światła dziennego. Na szczęście stało się inaczej.
Nagrania wykradziono z domu Dylana, a ich nielegalne wydanie zapoczątkowało
trwające po dziś dzień zjawisko piractwa płytowego. Bootleg osiągnął w
podziemnej dystrybucji blisko 1,5 miliona nakładu, co skłoniło wytwórnię
płytową Columbia do wydania w 1975 roku podwójnego albumu zatytułowanego „The
Basement Tapes”. Zainteresowanie Dylanem i jego grupą było ogromne. Ale ich
drogi zaczynały się rozchodzić. On wydał ascetyczną od strony muzycznej, lecz
pełną głębokich przemyśleń płytę „John Wesley Harding”. Oni-swój pierwszy
longplay zatytułowany „Music From Big Pink”, po raz pierwszy firmowany nazwą
The Band.
„Music From Big Pink” zawiera świeżą, pełną autentyzmu
muzykę mającą silne związki z tradycją amerykańską. Folk, country, blues, soul,
r&b wymieszane ze sobą ociekają brzmieniem Americana. Muzycy komponując te
pieśni zbliżyli się bardzo do rdzennych utworów wypełniających prerie Ameryki.
Ale trzy utwory są to kompozycje Dylana z okresu ‘The Basement Tapes”. Dwa
powstały w kooperacji z Danko i Manuelem a jeden to słynna „I Shall Be
Released”.
„Tears Of Rage” ma leniwy rytm, pełen patosu i nostalgii, to
jakby pieśń, która ciągnie kondukt żałobny, zaśpiewana przez Richarda Manuela
lirycznie a potęgowana mdłą grą Robbie Robertsona, którego gitara wydobywa
zmęczone tony. „This Wheel’s On Fire” intryguje brzmieniem organ Gartha Hudsona.
Wywodząca się z tradycji gospel współpraca organów i fortepianu wypycha utwór w
nowy wymiar no i zamykający płytę wspomniany „I Shall Be Relaesed”-przepiękna
ballada z pękniętym głosem Ricka Danko. Nic tylko wsłuchaj się w to!
Prawdziwym odkryciem tego albumu jest strona wokalna.
Zmieniają się głosy solistów, harmonie wokalne uzupełniają wieloplanowe
instrumentarium. Levon Helm śpiewa najbardziej spontanicznie, a silny
południowy akcent zbliża go do country. Danko posiada dramatyczny głos o dużej
sile emocjonalnej natomiast Manuel wydaje się być najciekawszym wokalista
zespołu. Ogromna skala, zarówno dźwięków jak ekspresji oraz matowa barwa z
lekką chrypką nadają jego głosowy bluesowy feeling tak umiejętnie
wykorzystywany zarówno w utworach dynamicznych jak i balladach. The Band
zaserwował nam utwory, które są w pełni dojrzałe, soczyste będące apoteozą
jesieni gdzie wszystko dojrzewa w pełnym, wypiekającym słońcu. Posłuchaj takiej
ludowej pieśni jak „The Weight”. To utwór mocno osadzony w południowych
klimatach ale to utwór, który zapiera dech w piersiach. Pięknie płynie przez
pustkowia Dzikiego Zachodu ogarniając góry i prerie swoim urokiem. Materiał
skomponowany przez muzyków potwierdza ich umiejętności. Ogromna muzykalność,
pełna integracja i jedyna w swoim rodzaju cecha tak opisana przez Robertsona:
„nieustanne, równoległe prowadzenie partii solowych przez wszystkie
instrumenty” cechują grupę jako jedyną, która tak tworzy. Wielką robotę robi
Garth Hudson i jego gra na organach. Lekko psychodeliczne intro w „Chest
Fever”, niespotykana aranżacja trwająca przez pięćdziesiąt sekund zanim
fortepian Manuela wejdzie na ścieżkę potwierdza tylko majestatyczność partii
organowych. Muszę przyznać, że spore wrażenie wywołuje w „Lonesome Susie” śpiew
Manuela, który wyśpiewuje serce w poszukiwaniu tytułowej Susie. A i jeszcze gra
Robbie Robertsona oszczędna, dyskretna czasami kąśliwa ale w pełni trzymająca
całość brzmienia płyty. Czterdzieści dwie minuty trwa debiut The Band ale jest
to najbardziej imponujący debiut w historii muzyki, który pokazuje nam coś
naprawdę prawdziwego, coś bardzo uduchowionego i często po prostu coś bardzo
pięknego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz