01. Money Man 2:55
02. Jeremy Carabine 2:26
03. When She Comes To Stay 2:02
04. Guru 2:46
05. Come Around 2:49
06. Time Track 3:32
07. Gas Board Under Dog 2:21
08. Inside The Secret 3:04
09. Orange Lace 2:34
10. Planting Bad Seeds 2:04
11. Yours For At Least 24 4:07
12. Follow The Path Of The Stars 2:31
13. Prince Germany The First 2:11
14. Clearway 51 2:19
Graham Bell - Vocals
John Turnball - Guitar
Micky Gallagher - Keyboards
Colin Gibson - Bass
Tom Jackman - Drums
To jeden z prawdziwych filarów brytyjskiej muzyki
psychodelicznej. Klimat płyty „Skip Bifferty” wydanej we wrześniu 1968 roku
zawiera dziwaczne piosenki splecione muzyką, która jak fale oceanu obmywa twoje
stopy a chłód wody wypełnia wszelkie zmysły z niecierpliwością czekające na
więcej. Takich zespołów jak Skip Bifferty w epoce psychodelicznej brytyjskiej
inwazji wbrew pozorom nie jest wiele. Psychodelia z Wysp wyróżnia się odjechanymi
dźwiękami, częstym fazowaniem /rozciąganiem dźwięku/, puszczaniem dźwięku od tyłu ale za to brak tu
improwizacji na dużą skalę. Trzeba się przyzwyczaić do tych pachnących dźwięków
siły kwiatów i rozkoszować się każdym albumem powstałym w tamtym czasie. July,
Blossom Toes, Tomorrow, The End czy Five Day Week Straw People prowadzą ten sam
trop co bohaterowie dzisiejszego tekstu. Kapele te zasługują na pochwały,
wszystkie miały kilka niezłych chwil.
Muzyka Skip Bifferty przyniosła rodzaj chwytliwego, popowego
podejścia do psychodelii.
Mamy na tej płycie podstawy stylu: dzwonkowe ornamenty,
echa, fazowanie i inne efekty dźwiękowe. Również wokal został pokolorowany aby
wydobyć wszelkie subtelności.
Gdy wsłuchasz się w ten zagadkowy album musisz odnaleźć ten
lżejszy trend, to popowe nastawienie ale ono porwie cię w muzyczną oś czasu
tych psychodelicznych dni.
Już od pierwszego utworu „Money Man” wkraczamy w świat
ładnych melodii tak charakterystycznych dla lat 60-tych. Piosenki robią
wrażenie radosnych pomimo tych wszystkich efektów studyjnych. Ciekawy wokal Grahama
Bella dodaje tej nutki nostalgii, tej ledwie uchwytnej frazy, dzięki której
słuchając płyt z tamtych lat odlatujesz w wir wspomnień i szaleństw. To była
epoka!
„Skip Bifferty” jest jeszcze jednym rodzynkiem rozjaśniającym
w pełnym słońcu na kwiecistej łące. A na tej łące widzę ciebie w śnieżnobiałej
sukience falującej w takt wiatru unoszącego nas w przestworza ku wyśnionym
pejzażom.
Piękna ballada „Orange Lace” utrzymuje ten nastrój lotu,
podobnie jak inne utwory z tego albumu. Psychodeliczna energia wraz z
pomysłowym refrenem wypełnia „Planting Bad Seeds” a pełna gitara brzmiąca bez
ograniczeń przebija się w utworze „Time Track”. Pełen kołyszących dźwięków
„Yours For At Least 24”
to rhythm and bluesowy numer mający jednak zmiany tempa typowe dla psychodelii.
No i znowu przebija fajna gra gitarzysty Johna Turnbulla, pełna wyczucia i
taktu.
Po wydaniu debiutanckiej płyty grupa rozpoczęła pracę nad
kolejnym lp. Gdy powstał już cały materiał zatytułowany „Skiptomania” wytwórnia
RCA postanowiła nie przedłużać dalej umowy z zespołem. Co gorsze ich manager
Don Arden wciąż traktował zespół jako grupę beatową co doprowadziło w końcu do
pożegnania się z nim. Klawiszowiec Mickey Gallagher próbował jeszcze namówić na
wydanie materiału Chrisa Blackwella ale nie udało się. Skip Bifferty przestał
istnieć ale pozostawił po sobie naprawdę przyjemny album, kolejny wpasowany w układankę psychodelicznego kalejdoskopu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz