01. Dreamworld (4.17)
02. Under the Rainbow (3.47)
03. Shades of Orange (2.39)
04. Bromley Common (0.50)
05. Cardboard Watch (2.53)
06. Introspection (Part One) (4.02)
07. What Does It Feel (2.47)
08. Linen Draper (0.13)
09. Don't Take Me (3.24)
10. Loving , Sacred Loving (2.59)
11. She Said Yeah (2.50)
12. Jacob's Bladder (0.55)
02. Under the Rainbow (3.47)
03. Shades of Orange (2.39)
04. Bromley Common (0.50)
05. Cardboard Watch (2.53)
06. Introspection (Part One) (4.02)
07. What Does It Feel (2.47)
08. Linen Draper (0.13)
09. Don't Take Me (3.24)
10. Loving , Sacred Loving (2.59)
11. She Said Yeah (2.50)
12. Jacob's Bladder (0.55)
13. Introspection (Part Two) (2.43)
*Dave Brown - Bass, Vocals
*Nicky Graham - Keyboards, Vocals
*Colin Giffin - Guitar, Vocals
*Terry Taylor - Guitar
*Hugh Attwooll - Drums
*Nicky Graham - Keyboards, Vocals
*Colin Giffin - Guitar, Vocals
*Terry Taylor - Guitar
*Hugh Attwooll - Drums
Kwiaty w wazonie stojące na stole w salonie wygięte w stronę
światła, słuchają dźwięków, zamykają mnie jak niebo zamyka mój ogród. Winorośl
pnie się po filarze domu by rozmyślać przy słońcu, muzyka chyli się jak wysoka
łodyga obciążona kwiatem, tak być musi, by mogła przetrwać, żyć do ostatniej
kropli radości. Te najbardziej senne i tajemnicze dźwięki końca lat 60-tych
możesz znaleźć na płycie „Introspection” grupy The End. Jest to kolejny wielki
zapomniany album brytyjskiej psychodelii. Wydany w 1969 roku przez wytwórnię
Decca Records już od pierwszych dźwięków angażuje nas w tęczową barwę melodii.
Nie ma tu nadmiernych zakłóceń, ale jest dużo znakomitych kompozycji,
wspaniałych harmonii wokalnych i zwiewnych Hammondów. A na dodatek funkowy bas
w pokręconym rytmem „Dreamworld” czy
w „Under the Rainbow” mającym zadatki na
podróż w krainę kalejdoskopowych wrażeń. Tajemniczy, upiorny, piękny i potężny
„Shades Of Orange” wplątany w zeschłe korzenie z liśćmi sterczącymi z łodygi
jak ramiona ma klimat melodyjnej psychodelii. Tutaj na tabli wspomaga zespół
Charlie Watts, natomiast śliczną wstawką na klawesynie w utworze „Loving, Sacred
Loving” popisuje się Nicky Hopkins.
Zespół The End założony został w 1965 roku przez Dave’a
Browna i Colina Giffina. Rok wcześniej grali oni w Mike Berry & The
Innocent i mieli dwa koncerty wraz z grupą The Rolling Stones. Wtedy poznali
Charliego Wattsa i Billa Wymana, którego poprosili aby zajął się produkcją ich albumu.
Wyman: ”Album był częścią stałego procesu nagrywania singli
i EPki. Zaczęliśmy nagrywać pojedyncze utwory w Olimpic Studio, które
wyposażone było w ośmiośladowy sprzęt. Cóż, „Loving, Sacred Loving” oraz
„Shades Of Orange” były pierwszymi numerami jakie nagraliśmy. Brzmiało to
podobnie do tego co robili (wtedy) Stonesi i Beatlesi. Echa „Strawberry Fields
Forever” są tu widoczne”.
Praca nad płytą trwała zimą 1967-1968 a wydano ją dopiero w
1969 roku ponieważ, oddajmy jeszcze raz głos Wymanowi. „Alan Klein nasz
dyrektor handlowy dostał tę taśmę w całości zakończoną, aby zapewnić jej
wypuszczenie w Ameryce i Europie. Niestety u niego album ten przeleżał
osiemnaście miesięcy. Ja byłem zajęty Stonesami i nigdy nie miałem czasu
porządnie zająć się The End. Niestety nie wyszło to na dobre”.
Gdy wreszcie Decca postanowiła wydać ten album to…
No cóż, pomiędzy rokiem 1968 a 1969 muzyka się
zmieniła się diametralnie. To jest płyta idealnie pasująca do stylu psychodelicznego a wtedy już
grano inaczej.
Led Zeppelin, Cream, Jimi Hendrix byli na topie z innymi
dźwiękami. Nic dziwnego, że płyta grupy The End przepadła w tej muzycznej
otchłani. Zespół rozwiązał się a na jego miejsce powstał hard rockowy (zgodnie
z duchem czasu) band, Tucky Buzzard.
A „Introspection”, dostąpiło wręcz zaszczytu św.Graala brytyjskiej
muzyki psychodelicznej. Wróćmy jeszcze na chwilę do tej płyty. Tytułowy dwuczęściowy
utwór zabiera nas w wewnętrzną podróż kosmiczną kończącą się uspokajającym
oddechem Wielkiej Niedźwiedzicy. A co z „She Said Yeah”? Przecież wcześniej The
Animals zagrali go bardzo rhythm’n’bluesowo, a tu? Mamy harmonie wokalne
jakich nie powstydziliby się The Beach Boys i to przy akompaniamencie
fortepianu. Istne cudo.
Jedyna płyta grupy The End jest obowiązkową pozycją
brytyjskiej psychodelii a słuchając jej poszukaj, może znajdziesz coś pod
kalejdoskopową tęczą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz