poniedziałek, 17 października 2016

THE COLLECTORS - The Collectors /1968/


1. What Is Love - 3:51 
2. She (Will-O-The-Wind) - 3:51
3. Howard Christman's Older - 5:08
4. Lydia Purple - 2:47
5. One Act Play - 3:42
6. What Love (Suite) - 19:06

*Howie Vickers - Lead Vocals
*Bill Henderson - Lead Guitar, Lead Vocals, Keyboards
*Claire Lawrence - Saxophone, Flute, Keyboards, Harmonica & Vocals
*Glenn Miller - Bass and Vocals
*Ross Turney - Drums
Guest Musicians
*Larry Knechtel - Piano, Harpsichord
*Norm Jeffries - Vibes
*Jesse Erlich - Cello



Zespół The Collectors nagrał pod koniec lat 60- tych dwa albumy, którym towarzyszy spore zainteresowanie od daty ich wydania. Grupa pochodzi z Kanady z Vancouver a została założona w 1966 roku kiedy to perkusista Ross Turney został poproszony, aby stworzyć zespół, który będzie grał w klubie kabaretowym w Vancouver. Turney założył krótko istniejący band z wokalistą Howie Vickers oraz multiinstrumentalistą Claire Lawrencem.
W ułamku sekundy do grupy dołączyli Henderson oraz Miller i tak ukształtował się skład przyszłej kapeli.
„Byliśmy po prostu rhythm and bluesową kapelą jakich mnóstwo wtedy było” -wspomina Henderson- „Dołączyłem w lecie 1966 roku i zaczęliśmy pisać własne utwory.”  Głównymi autorami byli Vickers i Lawrence, którzy odrzucili  
rhythm & bluesa i stopniowo dawali się wciągnąć na psychodeliczne tory. 
Chłopcy dostali pieniądze na nagranie demo i wytwórnia Valiant wydała singiel z ich utworem „Looking at a Baby”, który okazał się sporym hitem w rodzimej Kanadzie. Jednak był rok 1967  a grupa nadal nie miała nazwy. 
Henderson: „Nagrywaliśmy ten singiel i nadal nie wiedzieliśmy jak się nazwać. Próbowaliśmy różnych kombinacji z nazwiskami ale nie potrafiliśmy się zdecydować na żadną nazwę. Wreszcie Barry /De Vorzon właściciel wytwórni płytowej Valiant/ zadzwonił do nas i powiedział: Słuchajcie, musimy drukować okładkę waszego singla. Jak do cholery się nazwaliście?
Powiedzieliśmy, że nadal myślimy. A on na to: Słuchajcie teraz wybierajcie albo The Connection albo The Collectors. Po 20 minutach wybór padł na The Colllectors.”
Po zmianie wytwórni płytowej na Warner Brothers zespół dostał wolną rękę na nagrywanie swojej pierwszej płyty. Producentem nagrań został Dave Hassinger znany ze współpracy z Jefferson Airplane, Rolling Stones czy The Electric Prunes.
 
„The Collectors” został wydany w 1968 roku i od razu zaskakuje bardzo czystym dźwiękiem oraz wspaniałymi harmoniami wokalnymi członków zespołu. Nastrojowe melodie, w których jazzowe i klasyczne wpływy pięknie współgrają ze sobą a w połączeniu z subtelnymi barwami organ tworzą niesamowitą aurę nad tym albumem.
Płytę otwiera tajemniczy „What Is Love”, utrzymujący nastrój melancholijności i subtelności przez cały album. Oparty na brzmieniu klawiszy w połączeniu z harmoniami wokalnymi świetnie nadaje się na otwarcie tej płyty. 
Następny „She (Will Of the Wisp) znowu urzeka nas wielogłosową harmonią, pomysłową melodią, prostą ale chwytliwą. Osadzony w klimatach psychodelicznych album wyróżnia bardzo delikatny puls perkusji a w utworze „Howard Christian’s Older”  mistyczny dźwięk z piękną gitarą solową Hendersona dokłada cegiełkę do tego brzmienia. „Lydia Purple” jest jedynym utworem napisanym przez kogoś innego niż muzycy The Collectors. Henderson: „Walczyliśmy, że nie chcemy tego nagrać ale wytwórnia się uparła. Musicie mieć przebój a ten numer bardzo do was pasuje i będzie hitem”. No cóż, utwór faktycznie jest bardzo fajny, zaśpiewany w trójgłosie z dodanym klawesynem i wiolonczelą subtelnie snuje się w chwytliwe rejony psychodelii. Chyba moim ulubionym nagraniem na płycie jest kolejny „One Act Play”. Nastrojowa ballada z świetną partią wokalną utrzymaną w niesamowitym kolorze ciemności. I ten refren jakby radosny a ileż tam przygnębienia – tak to jest mocny psychodeliczny akcent.

„What Love” ostre, niepokojące brzmienie organ w połączeniu z gregoriańskimi wokalami rozpoczyna ten ponad 19 minutowy numer. Muzyka przenosi nas przez psychodelicznego gitarowego rocka we wschodnio brzmiącą solówkę na flecie, saksofonie, poprzez dramatyczne i szalone dźwięki gitary a do tego znowu mamy tutaj niesamowity wokal Vickersa. To wszystko odkrywa paletę nastrojów od wyciszonej, subtelnej samotności poprzez psychodeliczną podróż aż do awangardowej liryki. I tak kończy jeden z ciekawszych debiutów kanadyjskiej sceny muzycznej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz