niedziela, 19 lutego 2023

THE KINKS - Arthur (Or The Decline and Fall of the British Empire) /1969/

 


1   Victoria
2   Yes Sir, No Sir
3   Some Mother's Son
4   Drivin'
5   Brain Washed
6   Australia
7   Shangri-La
8   Mr. Churchill Says
9   She's Bought A Hat Like Princess Marina
10 Young And Innocent Days
11 Nothing To Say
12 Arthur

Ray Davies 
Dave Davies 
John Dalton 
Mick Avory 

John Gosling 
Lew Warburton 


Inspiracją dla Raya Daviesa dla stworzenia tego siódmego studyjnego albumu Kinksów był temat bardzo bliski jego sercu, gdyż tytułowy Arthur był jego szwagrem. Historia „Arthur Or The Decline And Fall Of The British Empire” opowiada o młodym człowieku, który dorasta w możnej rodzinie kupieckiej w czasach kryzysu. Jednak gdy osiąga już dorosły wiek przekreśla trud ojca i decyduje się na start życiowy w dalekiej Australii. Dostajemy tu ponadto zbiór bardzo mocnych kompozycji, z których wiele stało się klasykami The Kinks. Ten koncepcyjny materiał ukazuje nam dodatkowo bezsens i głupotę wojny a pióro Raya jest ostre jak brzytwa: „Daj szumowinie broń i naucz gnojka walczyć/ i upewnij się, żeby zastrzelić dezerterów/ jeśli zginie, wyślemy medal do jego żony” („Yes Sir, No Sir”). Choć najbardziej przemawia w „Some Mother’s Son”, chwytającej za serce opowieści o okropnościach wojny, widzianych oczami żołnierza, na sekundę przed jego śmiercią: „Dwóch żołnierzy walczy w okopie/ Jeden spogląda w górę, by zobaczyć słońce/ i marzy o grach, w które grał, gdy był młody/ I wtedy jego przyjaciel woła jego imię/ sekundę później jest martwy”. Ten mocno uderzający tekst podany jest na łagodnym pastoralnym tle muzycznym. Chociaż czasami muzyka na płycie daje czadu, jak to określił Dave Davies „poruszamy się w indiańskich psychodelicznych wibracjach”, to słuchając jej stwierdzam, że dostajemy brytyjskie psychodeliczne arcydzieło stworzone przez The Kinks na własnych warunkach.

Skarby „Arthura…” są dobrze znane. Hymniczna „Victoria” przemyca pod swoim płaszczem sztylet przewrotu w wersach: „Kiedy dorosnę będę walczyć/ na tej ziemi, przyjdzie mi umrzeć”. Muzycznie wydzwania tu świetna, chwytliwa rock’n’rollowa melodia idealnie pasująca do początku albumu. Jednym z najlepszych momentów The Kinks jest „Shangri-La” z przepiękną melodią i dwuznacznym tekstem: „Załóż kapcie i usiądź przy ogniu/ Osiągnąłeś swój szczyt i nie możesz wznieść się wyżej”. I oto jest nagroda za trud życia. Davies wkurza się na to, że nagrodą jest fotel bujany i para kapci. Pytania, które nurtowały Daviesa, dotyczące powojennych rozliczeń i tego, że kraj nie nadaje się dla bohaterów o skromnych dochodach, wciąż są aktualne. Pierwszą z trylogii pieśni wojennych na płycie jest „Yes Sir, No Sir”, najbardziej cyniczny i pogardliwy numer Daviesa, w którym obrazuje dehumanizację panującą w służbie wojskowej „Gdzie ja idę Sir?/ Co ja robię Sir?/ Jak mam się zachowywać?”. Głęboko poruszający „Some Mother’s Son” przenosi się z poligonu na pole bitwy. Tu Davies osiągnął apogeum swoich wersów. Ten prosty tekst przemawia najbardziej a oddźwięk jego pokazuje samotność zwykłych żołnierzy na polu bitwy oraz samotność ich rodzin pozostawionych samych sobie w obliczu tragedii: „Syn pewnej matki leży w polu/ Ale oczy jego matki wciąż patrzą tak samo/ Jak w dniu, kiedy odszedł”. No ale przecież Państwo jest rozgrzeszone: „Położyli jego portret na trumnie/ udekorowali ramy kwiatami/ wspomnienia pewnej matki pozostały”. Davies pokazuje nam, że ten żołnierz to nie prawdziwa osoba ale kolejna statystyka wojny. No i „Mr. Churchill Says” numer uzupełniony o słynne cytaty i syreny przeciwlotnicze oraz pozwalający Dave Davisowi rozciągnięcie swojej pracy na gitarze. Tytułowy Arthur dostaje odrobinę wytchnienia w „Drivin’”- celebracji wolności w promieniach słońca, podczas gdy walka toczy się gdzie indziej. Ale po co było to cierpienie i poświęcenie, skoro wszystko co dostajemy to społeczna stagnacja. Utwór jest wesoły i swawolny, czego nie można powiedzieć o „Brainwashed”. Mielący bas na początku numeru wciąga okrutnie a opadające dęciaki chwalą się przed punkową gitarą Daviesa. Ray daje tu upust swojej wściekłości na ludzi, którzy nie mają nic i do niczego nie dążą, a mimo to głosują za utrzymaniem systemu, w którym bogata garstka okrada ich samych. Bohater opuszcza Wyspy i emigruje do dalekiej Australii. „Australia” to bajeczny utwór opisujący obietnicę ziemi, w której „nie ma różnic klasowych” ani „uzależnienia od narkotyków”. Miejsce w którym marzenia mogą się spełnić dzięki nieustannie świecącemu słońcu i deskom surfingowym. Ten utwór patrzy na to z punktu widzenia Arthura, ale wers o „wiecznych uśmiechach” na ich twarzach jest nieco okrutny ze strony Daviesa. Znakomite „Shangri-La” początkowo zaczyna się jako numer o folkowym charakterze, a następnie przechodzi w fascynującą muzyczną podróż z syntezatorami i dęciakami. Nostalgiczna ballada „Young and Innocent Days” jest mile widzianym zwrotem retrospektywnym. Delikatna gitara akustyczna połączona zostaje z dodanymi klawiszami i smyczkami i brzmi to bardzo skutecznie. Zbliżające płytę ku końcowi  „Nothing To Say” opisuje rzeczywistość, dwoje ludzi zadowolonych z tego, że rozmawiają o pierdołach i nie muszą ujawniać swoich złamanych marzeń. Utwór tytułowy tak naprawdę daje podsumowanie życia Arthura, nieudanej podróży i niepowodzeń aby poprawić standard życia swojej rodziny. Z silną nutą country, numer kończy się wersem: „Arturze świat odszedł i przeszedł obok ciebie”.







niedziela, 12 lutego 2023

MICKEY HART BAND - Mysterium Tremendum /2012/

 


  1. Heartbeat of the Sun
  2. Slow Joe Rain
  3. Cut the Deck
  4. Starlight Starbright
  5. Who Stole The Show?
  6. Djinn Djinn
  7. This One Hour
  8. Supersonic Vision
  9. Time Never Ends
  10. Let There Be Light
  11. Ticket To Nowhere
  12. Through Endless Skies

Od czasu ostatniej trasy koncertowej The Dead w 2009 roku Mickey Hart nie wychylał się zbytnio, co nie znaczy, że wylegiwał się na plaży lub dryfował w domu nic nie robiąc. Jak prawdziwy szalony naukowiec, poświęcił się badaniom o dźwiękowych wibracjach w kosmosie, oglądając gwiazdy i wsłuchując się w dźwięki, do których przyciągają go obrazy widziane w jego teleskopie. Kiedy nie wybiegał w przyszłość, zajmował się przeszłością, majstrując przy starych taśmach magnetofonowych w Instytucie Smithsona, walcząc z czasem, by nagrania zbierające kurz w skarbcach udało się zachować zanim się rozpadną.

Podczas gdy Hart siedział w laboratorium, świat wciąż się kręcił. Bob Weir i Phil Lesh ponownie zebrali się jako Furthur a Bill Kreutzmann poszedł w kierunku „lepszym niż można by się spodziewać”. Nagrywając płytę jako 7 Walkers ustanowił jeden z najlepszych projektów pobocznych kiedykolwiek wymyślonych przez byłego członka Grateful Dead (o tej płycie już niebawem napiszę). Pośród tego zgiełku aktywności, Mickey i jego perkusja wydawali się niesamowicie cisi.

Ci, którzy śledzą twórczość Harta wiedzą, że jego solowe dzieła dzielą się na dwie kategorie. Płyty takie jak „Diga Rhythm Band” czy „Supralingua” to ciężkie, beatowe wycieczki, które z radością zanurzają się w eksperymentowanie z liniami perkusyjnymi i tradycjami transowymi pochodzącymi z całego świata, podczas gdy inne albumy, są bardziej ustrukturyzowane i zorientowane na piosenki. Wydany w 2011 roku „Mysterium Tremendum” mieści się gdzieś pomiędzy tymi dwoma albumami z mieszanką mocno rytmicznych utworów instrumentalnych i wyborem bardziej konwencjonalnych piosenek. Nagrywając ten krążek Hart postanowił stworzyć zespół z wieloma gośćmi wśród których znaleźli się m.in. basista Widespread Panic, Dave Schools, wokaliści  Crystal Monee Hall i Tim Hockenberry z Trans-Siberian Orchestra, długoletni przyjaciel Zakir Hussain a także Greg Ellis, Babatunde Olatunji i Steve Kimock. Oprócz tej ośmioosobowej grupy muzyków, trzeba wspomnieć o wkładzie wieloletniego przyjaciela i autora tekstów Grateful Dead, Roberta Huntera. Płytą tą Hart udowodnił, że muzyka nie zna granic. Połączył niesamowity jam band ze światową muzyką, a także kilkoma innymi rodzajami powodując podróż przez przestrzeń i czas, tworząc nowoczesną kosmiczną muzykę, która wypełnia kolumny pełnym dźwiękiem. I od razu pewne spostrzeżenie, ta płyta posiada bardzo nowoczesne brzmienie. Mickey Hart pracował nad nią ponad dwa lata i stworzył coś, co jest mocno innowacyjne w jego dorobku. Fascynacja muzyka dźwiękami i obrazami kosmosu, do których dotarł dzięki NASA, spowodowała, że na tej płycie Hart wykorzystuje „liczącą miliardy lat orkiestrę ruchu planetarnego” jako rodzaj odniesienia lub podkładu muzycznego. Każda kompozycja na albumie łączy się w płynną podróż, która nigdy nie traci swojego tempa. Kombinacja kosmicznych dźwięków, elektronicznych i ręcznych perkusji oraz konwencjonalnych instrumentów rockowych przeplata się, tworząc dźwiękową atmosferę, która jest całkowicie współczesna i wciągająca. Jest to twarda i napędzająca muzyka pobłogosławiona melodyczną wrażliwością. Utwory takie jak „Cut the Deck” potwierdzają powyższe stwierdzenia. Mieszanka dudniących bitów i złożonej melodii brzmi mocno rytmicznie a grające w tle odgłosy ruchu gwiazd dodają tajemniczości i niepokoju. „Slow Joe Rain” napisany przez Huntera, jest typowy dla nowego materiału, z impulsywnym bitem napędzającym narrację wokalną. I choć nigdy nie będzie się mówiło, że Hart ma najbardziej melodyjny głos na świecie, to nigdy nie brzmiał lepiej tutaj, a jego stary bluesowy głos doskonale uzupełnia teksty. Dodaj do tego egzotykę, taką jak złowieszcze brzęczenie starożytnego instrumentu zwanego bullroarer (który jest wymachiwany w kółko, aby stworzyć dźwięk), święte tybetańskie bębny czaszkowe (damaru), atmosferyczne dźwięki lasów deszczowych, a nawet dudnienia trzęsień ziemi, a otrzymasz dziwny i bogaty w szczegóły krajobraz pod konwencjonalnie skonstruowane utwory. To muzyka taneczna, transowa, kosmiczna, płynące ballady i ziarnisty rock’n’roll. Są tu smaczki z Afryki i Bliskiego Wschodu.

„Zakładam, ze znajdą się inni chcący skosztować tego owocu lub usłyszeć dźwięczne dźwięki wszechświata” – mówi. „Wyobrażam sobie, że inni będą próbować czegoś takiego – przynajmniej mam taka nadzieję. Dlatego nazywają to nieskończonym wszechświatem; ja nigdy nie mógłbym objąć wszystkich terenów, więc zakładam, że będą inni. Może nawet pewnego dnia będzie to własny gatunek muzyki. Czy nie byłoby to fajne?”.




wtorek, 7 lutego 2023

DONOVAN - Gaelia /2022/

 


1.   Moon Over Clare
2.   Watching the Sun Go Down
3.   Glasgow Town
4.   The Ferryman's Daughter
5.   The Ghost Of Pagan Song
6.   Where Are You Now?
7.   Living on Love
8.   The Lake Isle of Innisfree
9.   Madrigalinda
10.   Down by the Harbour
11.   Rock Me
12.   Love O'Lover
13.   Awaking Year




”Za tym albumem stoi kontynuacja tego, co było w mojej wczesnej twórczości i jest w moim nowym materiale. To rodzaj naturalnej miłości Matki Natury do sekwencji i kręgów czasu, które toczą się , gdy jesteśmy tu, żyjąc na planecie. Śpiewam o ptakach, pszczołach, oceanach, drzewach, mewach nad Atlantykiem” – mówi Donovan. „Gaelia” to dwudziesty ósmy zbiór jego piosenek wydany nie tak dawno, bo w grudniu zeszłego roku. Ten szkocki bard swoje pierwsze płyty wydawał w radosnych latach sześćdziesiątych i do dziś najbardziej kojarzony jest z swingującym Londynem i tym co tam się wtedy działo. Co ciekawe ten charakterystyczny głos na najnowszym lp brzmi prawie tak samo jak na pierwszym a przecież upłynęło już sporo czasu i muzyk dobiega już zacnego wieku. „Gaelia” to ekscytująca kolekcja trzynastu piosenek od faceta, którego życiowe oddanie pokojowi, miłości i zrozumieniu wypełnia unikalnym sercem i duszą cały świat zanurzony w folkowych barwach. Melodyjne kompozycje wychodzące z gaelickich korzeni Donovana pięknie współgrają z popisowym gitarowym frazowaniem, klasycznymi cygańskimi smyczkami i wokalnymi emocjami. Za tym wszystkim stoi, jako żywy Szaman Poeta. Tutaj otoczony jest przyjaciółmi, którzy wzbogacają utwory swoimi znakomitymi talentami i wielkim szacunkiem do wszystkiego, co Donovan osiągnął w niesieniu światowego uznania dla gaelickiej tradycji.

„Gaelia” powstawała w niespiesznym tempie w atmosferze magicznych zaklęć, które muzycy tkali puszczając je swobodnie przed siebie. Radość dzielenia się tymi dźwiękami udziela się słuchaczowi, i tylko trzeba poddać się jej, bo można ją szybko utracić. Nie zawracaj sobie głowy tym co cię otacza, co grzmi wokół i atakuje z każdego kąta, po prostu włącz Muzykę i kontempluj każdą nutkę tej strawy a oddech i ulga same przyjdą do ciebie. Numery na płycie kręcą się i utrzymują wzór i rytm dla sposobu życia na naszej planecie. To zostało zakłócone i zniszczone, dlatego jedynym wyjściem jest szukanie własnej ścieżki. Każda piosenka Donovana celebruje Boginię. Ona jest Matką Naturą. A my zostaliśmy postawieni niemal na krawędzi wyginięcia, gdy każda rzeka, każdy zasób, każda chmura, każdy metal został w ziemi zgwałcony i splądrowany i sprzedany jako towar.

Jednym z najmocniejszym utworów na płycie jest ośmiominutowy „The Ghost of Pagan Song”. Ta ballada mocno zakorzeniona w tradycji ma też coś szczególnego w stosunku do wczesnej twórczości Donovana. Ten duch lat sześćdziesiątych mocno owija każdą sekundę numeru a niespokojny sen inspiruje tą opowieść o duchach, naturze, pytaniach i odpowiedziach.  

Ta wielka oratorska moc pogańskiej pieśni doprowadza, że coś czuwa i prowadzi cię do rzeczywistości snu, nawiedzonego przez te nuty. „Lover O’Lover” w swej prostocie urzeka a przepiękna solówka kumpla Donovana, Davida Gilmoura ukazuje nostalgiczne obrazy szkockich wrzosowisk. Kolejnym krokiem w współpracy obu muzyków jest „Rock Me”, numer lekko zadziorny, w tle przywracający poetycki temat, celebracje czterech pór roku na ziemi, których ludzie nie honorują prowadząc do katastrofy.

Choć nie wszystkie piosenki są tak dramatyczne, to ten facet, krzepki ale też upiornie wiekowy, daje nam do zrozumienia, że te wszystkie nuty wypływają z tej samej studni, której kopanie rozpoczął pięćdziesiąt osiem lat temu.