środa, 27 lipca 2016

CANNED HEAT - Live At Topanga Corral /1970/

                                                       

01     Bullfrog Blues                        7:21
   02     Sweet Sixteen                        10:57
03     I'd Rather Be The Devil       5:10
04     Dust My Broom                     5:46
05     Wish You Would                   8:03
06     When Things Go Wrong    9:08
.
Vocals – Bob Hite 
Bass – Larry Taylor
Drums – Adolfo (Fito) de la Parra
Guitar – Henry Vestine
Harmonica, Vocals, Slide Guitar – Alan Wilson


Ciężka praca, wyzysk, brak jakichkolwiek praw oraz okrucieństwo to była dola ciemnoskórych Afrykańczyków, których los rzucił na plantacje amerykańskich wyzyskiwaczy. Siłę przetrwania dawały Murzynom pieśni tzw. work songi, czyli proste, silnie zrytmizowane utwory śpiewane w czasie pracy oraz śpiewy religijne wykonywane podczas nabożeństw.  W ciągu niewielu lat od zniesienia niewolnictwa wszystkie te songi, pieśni religijne oraz świeckie ballady zaczęły stapiać się, tworząc nową formę muzyczną tzw. blues.
Termin blues pochodzi od słowa blue -  czyli smutek, przygnębienie.
 Niemal wszystkie teksty bluesowe cechuje charakterystyczna nuta melancholii. 
Nie są to pieśni protestu, blues po prostu opisuje życie takie, jakie ono jest, bez przejaskrawień i ubarwień.

Bob „The Bear” Hite i Alan „Blind  Owl” Wilson dwaj kolekcjonerzy płyt z muzyką bluesową postanowili swoją fascynację oraz miłość do tej muzyki przekazać szerszemu gronu. 
W 1966 roku założyli zespół, którego nazwę Canned Heat  wzięli z nagrania Tommy Johnsona z 1928 roku. Obok dwójki założycieli Canned Heat tworzyli : gitarzysta Henry „The Sunflower” Vestine, basista Larry „The Mole” Taylor oraz perkusista Adolfo „Fito” de la Parra.  Grupa wystąpiła na dwóch znaczących imprezach lat sześćdziesiątych w Monterey i w Woodstock gdzie została przyjęta owacyjnie. Miała również swoje trzy wielkie światowe przeboje :”On the Road Again” , „Going Up The Country” oraz „Let’s Work Together”.
Niestety 3 września 1970  A.Wilson popełnił samobójstwo przez co ten najlepszy skład Canned Heat przestał istnieć. Grupa się nie poddała, przetrwała  i występuje do dziś ale nie ma już z nami ani B.Hite’a /zmarł na atak serca w 1981 roku / ani H.Vestine’a /zmarł w 1997 roku/.
Grupa nagrała mnóstwo płyt , nie wszystkie samodzielnie. Towarzyszyła muzykom bluesowym, swoim idolom m.in. John Lee Hookerowi czy Memphis Slimowi. 
A ja chciałbym zwrócić uwagę na jeden album.
„Live At Topanga Corral” płyta nagrana na żywo ale nie jak sugeruje tytuł w Topanga tylko w klubie Kaleidoscope w Hollywood w Kalifornii. 
A dlaczego tak?
Canned Heat związany był kontraktem płytowym z Liberty Records, muzycy chcieli wydać krążek z materiałem koncertowym właściciele wytwórni nie zgadzali się. Skip Taylor manager grupy powiedział w Liberty ,że ten materiał nagrany został w trakcie koncertów w 1966 i 1967 roku w Topanga Corral. Materiał ujrzał światło dzienne wydany przez wytwórnię Wand Records. Jakość nagrań ma charakter bootlegowy ale nie przeszkadza w uczestniczeniu w tej wielkiej uczcie.
Mamy szczęście ,że możemy posłuchać Canned Heat jak grał na żywo. Już pierwszy numer „Bullfrog Blues” pokazuje zespół w wielkiej formie muzycznej. Niezwykle dynamiczne podejście do tematów bluesowych podbarwione fantastycznymi solówkami A.Wilsona i H.Vestine’a wywołują ciarki na plecach. Już w pierwszym numerze gitary ścierają się ze sobą muzycy improwizują by na chwilę złapać oddech delty Mississippi i pogrążyć się w zakamarkach ciemnych uliczek. W utworze „Dust My Broom” A.Wilson używa techniki slide przez co  tworzy pewną gładkość i melodyjność. Wirtuozerskie wykonanie tego numeru doprowadza Canned Heat do szczytu swoich możliwości a płytę „Live At Topanga Corral” stawia w kanonie muzyki blues rockowej. Co poświadcza ostatni utwór na albumie. Istny klejnot, pełen dramaturgii i ekspresji „When Things Go Wrong”.



                                             

środa, 20 lipca 2016

TOP DRAWER - Solid Oak /1969/


Song of a Sinner
What Happened Before They Took the People Away
Middle Class America
Time Passes Much Too Quickly
Messed Up
Baker’s Boogie
What’s in Store
Sweet Memories
Lies

*Steve Geary - Trumpet, Vocals, Harmony
*Ray Herr - Percussion, Harmony
*John Baker - Guitar, Harmony
*Alan Berry - Bass Guitar, Harmony, Vocals
*Ron Linn - Organ, Harpichord, Rhythm Guitar

Pochodzący z Mansfield ze stanu Ohio zespół Top Drawer należy do tych rodzynków , które czasami możemy znaleźć na urodzinowym torcie. Muzyka psychodeliczna i wszelkie jej odmiany opanowała całe Stany Zjednoczone w połowie lat sześćdziesiątych. Mnóstwo młodych ludzi sięgnęło po instrumenty muzyczne i poczęło grać oraz dzielić się tym co im w głowach powstało. Głównymi ośrodkami tego boomu muzycznego było Zachodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych oraz po drugiej stronie Wschodnie Wybrzeże. Oczywiście czy to w  Teksasie czy Luizjanie również działały zespoły jednak było ich mniej. A jak już  trochę okrzepły grając w jakichś zapadłych tancbudach to i tak uciekały do ośrodków bardziej prężnych. Mnóstwo grup po krótkim czasie uległo rozwiązaniu, pozostały po nich , jeśli w ogóle zostały nagrania na składankach typu „Louisiana Psychedelic Groups” czy „Texas Punk Sixties”. Oczywiście do historii przeszło wiele kapel ale jest to zaledwie wierzchołek góry lodowej tego co warto poznać. Dużą część zespołów stanowiły te którym się nie udało. Z różnych przyczyn. Obiektywnie trzeba przyznać ,że czasami słusznie ale jest jeszcze wiele grup, które warto znaleźć i przedstawić szerszemu gronu wielbicieli Muzyki. Kiedyś w latach dziewięćdziesiątych szperając w zaprzyjaźnionym antykwariacie muzycznym w Berlinie właściciel jego zwrócił moją uwagę na jeden z takich zespołów.

Top Drawer powstał w 1969 roku w Mansfield gdzie chłopcy przez pewien czas szukali jakiegoś lokalu aby się zaczepić i trochę pograć. Jednak na prowincji ciężko było zaprezentować nowe dźwięki do tego trochę ostrzejsze niż brzytwa miejscowego golibrody. Nie pozostało nic innego jak poszukać wytwórni, która wydałaby materiał przygotowany przez zespół i ruszyć z nim na Zachód. Jedyny album zespołu zatytułowany „Solid Oak” nagrany został w Fultz Recording Studio i wyszło go 500 egzemplarzy. Niestety nikt nie zainteresował się tym materiałem i aż do 1999 roku był on nieosiągalnym rarytasem wydawniczym. Do czasu gdy włoska Akarma wznowiła ten tytuł. 
Szkoda ,że w związku ze wznowieniem nie odnaleziono żadnego z muzyków i nie dowiedzieliśmy się nowych faktów odnośnie działalności grupy. 
Top Drawer okrył mrok historii.
Pozostała muzyka.
Otwierający album epicki numer „Song Of A Sinner” wywołuje wielkie zdziwienie. Płyta z takim numerem przepadła w czeluściach mroku !? To niemożliwe.
To jest majstersztyk gitarowej psychodelii. Ten numer paraliżuje marzycielsko umysł słuchacza. Poszerza bariery wyobraźni i doprowadza do błogiego wyciszenia. J.Baker daje tu możliwość usłyszenia jak pięknie buduje nastrój swoją grą na gitarze a R.Linn tylko potęguje swoim brzmieniem organ tą atmosferę. Cała płyta utrzymana jest w podobnej atmosferze. Śpiewne melodie, kuszące dźwięki w „Time Passes Much too Quickly” czy „What’s In Store” powodują taki przewiewny klimat zachęcający do kolejnych przesłuchań. Delikatną aurę buduje R.Linn grą na klawesynie w „Sweet Memories” a nad całością płyty czuwa muzykalność J.Bakera, który niewątpliwie jest wirtuozem świetnie bawiącym się  dźwiękami gitary. Przy czym pozostawia dużo miejsca dla pozostałych członków zespołu abyśmy tez mogli ich posłuchać i docenić ich kunszt.
Hmm, „Solid Oak” jest rodzynkiem wieńczącym tort o nazwie Top Drawer.







środa, 13 lipca 2016

GRATEFUL DEAD - Wake Of The Flood /1973/


01. Mississippi Half-Step Uptown Toodleoo (Jerry Garcia/Robert Hunter) - 5:41
02. Let Me Sing Your Blues Away (Keith Godchaux/Robert Hunter) - 3:14
03. Row Jimmy(Jerry Garcia/Robert Hunter) - 7:10
04. Stella Blue (Jerry Garcia/Robert Hunter) - 6:22
05. Here Comes Sunshine (Jerry Garcia/Robert Hunter) - 4:36
06. Eyes Of The World(Jerry Garcia/Robert Hunter) - 5:16
07. Weather Report suite - 12:40 including:
a) Prelude (Bob Weir)
b) Part 1 (Bob Weir/Eric Andersen)
c) Part 2 Let It Grow (Bob Weir/John Barlow)

- Jerry Garcia - lead guitar, vocals
- Bob Weir - guitar, vocals
- Keith Godchaux - keyboards, vocals
- Donna Jean Godchaux - female vocals
- Phil Lesh - bass, vocals
- Bill Kreutzmann – drums
+
- Vassar Clements - violin
- Matthew Kelly - harmonica
- Bill Atwood, Joe Ellis - trumpet
- Martin Fierro, Frank Morin - saxophone
- Pat O'Hara - trombone
- Doug Sahm - bajo sexto

 -Sarah Fulcher - vocals
-Benny Velarde - timbales


Po wydaniu dwóch płyty z materiałem koncertowym i po blisko trzech latach od nagrania studyjnej płyty muzycy Grateful Dead weszli do studia , by w 1973 roku nagrać i wydać kolejny album. 
Tym razem płyta została wydana przez własną wytwórnię płytową Grateful Dead Records i tak muzycy osiągnęli to do czego zmierzali od początku swojej kariery – pełną niezależność.
Uwielbiam „American Beauty” i „Workingman’s Dead”  prawie jak każdy Deadhead -wiadomo , że są to tytuły wywołujące dreszcz emocji przy ich słuchaniu.
Ale magia „Wake Of The Flood” sprawia, że przechodzę z tą płytą w inny wymiar odsłuchu, 
w kosmiczne czeluście otchłani by na końcu spotkać tę gwiazdę jedyną najjaśniejszą w całym kosmosie.
Burzliwy rok 1973 w działalności zespołu zaowocował kolejną doskonałą płytą, w której od początku pachniało czymś innym. Jest to pierwszy album grupy po śmierci Pigpena a co za tym idzie klimat bluesowych nagrań został przesunięty na dalszy plan.  Nowymi muzykami zespołu zostało  małżeństwo Godchaux. Keith którego głównym instrumentem było akustyczne pianino oraz jego żona wspomagająca chłopaków wokalnie. Zmiana w brzmieniu grupy nastąpiła między innymi za sprawą nowego klawiszowca. Nowym elementem Deadowej układanki stał się jazzowy feeling.

A wszystko zaczyna się od łagodnego brzmienia skrzypiec w utworze „Mississippi Half Step” 
i fantastycznego wokalu Jerry’ego. Gładkie gitarowe riffy i dodatkowo fortepian skocznie wygrywający rytm tworzą z tego numeru w pełni dojrzały południowy owoc. 
„Let Me Sing Your Blues Away” zaśpiewany przez Keitha jest radosnym bluesem z naleciałościami folkowymi. Niezwykle czysty, klarowny dźwięk wspaniale podaje nam brzmienie gitary, pianina i saksofonu. Z ciekawostek utwór ten grany był na koncertach tylko szesnaście razy.
Znowu na szczyt swoich możliwości dochodzi duet Garcia-Hunter co w piosence „Row Jimmy” słychać najlepiej. Piękny tekst świetnie zaśpiewany tworzy z tej bujającej , swawolnej piosenki ponadczasowy utwór. Prowadzony jest przez linię basu P.Lesha w dużej mierze uzupełnianej przez K.Godchaux i perkusistę B.Kreutzmann. No i oczywiście bardzo łagodna solowa gitara J.Garcii dopełnia nastrój błogiego luzu.
„Stella Blue”  kolejny numer na płycie jest smutną opowieścią o miłości. Ta przejmująca ballada tworząca nastrój ogromnego smutku jest jedną z najpiękniejszych w dorobku zespołu.
Z kolei „Here Comes Sunshine” utrzymany w klimacie nagrań G.Harrisona jest raczej radosną piosenką, która lepiej wypada w wersjach koncertowych.
Prawdopodobnie jednym z najlepszych nagrań w historii Grateful Dead jest ‘Eyes Of The World”. Klasyczny utwór grupy ma świetny rytm oraz bardzo chwytliwą melodię. Każdy instrument brzmi doskonale a gitarowa praca J.Garcii utwierdza mnie w przekonaniu aby odpocząć na wzgórzu wśród przyjaciół drzew. Fantastyczna piosenka.
Płytę kończy trzy częściowy epicki utwór napisany przez B.Weira i J.Barlowa.

„Weather Report Suite” pnie się niczym winorośl po filarze domu, rozkwita czerwonymi kwiatami w blasku wieczoru i wybucha w płomieniach by rozpoznać swoją moc. Kosmiczna nieskończoność wywraca się w nicość a potężny wybuch muzyki nadbiega zza nieludzkich drzwi.












środa, 6 lipca 2016

MANFRED MANN - The Five Faces Of Manfred Mann /1964/


1 Smokestack Lightning (Howlin' Wolf) 
2 Don't Ask Me What I Say (Jones) 
3 Sack O' Woe (Adderley) 
4 What You Gonna Do? (Jones/Mann) 
5 (I'm Your) Hoochie Coochie Man (Dixon) 
6 I'm Your Kingpin (Mann/Jones) 
7 Down The Road A Piece (Raye) 
8 I've Got My Mojo Working (Morganfield) 
9 It's Gonna Work Out Fine (Seneca/Lee) 
10 Mr. Anello (Hugg/Jones/Mann/McGuinness/Vickers) 
11 Untie Me (South) 
12 Bring In To Jerome (Green) 
13 Without You (Jones) 
14 You've Got To Take It (Jones) 

Paul Jones-  vocals, harmonica
Manfred Mann-  keyboards
Tom McGuinness-  guitar
Mike Vickers-  guitar
Dave Richmond-  bass
Mike Hugg-  drums, vibes

Ignorancja płytowych wytwórni wobec całej rzeszy młodzieżowych zespołów, które z początkiem lat sześćdziesiątych pojawiły się na scenie na Wyspach Brytyjskich mówi o nieufności wobec tego nowego zjawiska jakim zaczynał być rock and roll. Kontrakty płytowe uzyskiwali piosenkarze pokroju Cliffa Richarda i Adama Faitha, z reguły ugładzeni, bliscy słodko-balladowej tradycji sprzed rock’n’rollowego boomu w Ameryce. Jako jeden z pierwszych trafnie oceniając potencjał rodzącej się sceny był Brian Epstein. Manager The Beatles pukał do drzwi paru wytwórni i dopiero G.Martin przedstawiciel EMI zaraził się entuzjazmem Epstaina bo o muzyce zespołu takie miał zdanie: „Zrozumiałem, dlaczego nikt nie chciał ich nagrywać, byli okropni.”
Czy beatlesowski sukces zmienił sytuacje na rynku? Wytwórnie zaczęły nagrywać wszystkie pozostałe – lepsze i gorsze – grupy z Liverpoolu. Trzeba było trochę czasu by producenci zrozumieli, że nie chodzi o fenomen miasta, ale o ogólnokrajową eksplozję. Najwcześniej przeczuli to łowcy talentów z wytwórni Decca. Wprawdzie w 1962 roku odrzucili Beatlesów ale w to miejsce wskoczyła popularna później grupa Brian Poole and The Tremeloes.  A największym strzałem było zatrudnienie kwintetu The Rolling Stones.
Także Parlophone zaczął dość wcześnie nagrywać grupy spoza Liverpool, takie jak Alexis Korner Blues Incorporated z Londynu czy The Hollies z Manchesteru, Columbia nagrywała Dave Clark Five z Tottenham i Freddie And The Dreamers z Manchesteru a HMV złowiła zespół Manfreda Manna.
Mike Lubowitz był jazzmanem z RPA, gdzie studiował pianistykę pod okiem profesora Hartmana na Johannesburskim uniwersytecie. Na Wyspy Brytyjskie przybył w 1961 roku by pogłębić muzyczną wiedzę w zakresie teorii i harmonii.  Utworzył wraz z wibrafonistą M. Hugg’em jazzowy band. Jednak już w marcu 1963 roku jako Manfred Mann zadebiutował w londyńskim klubie Marquee kierując swoją muzykę w stronę rhythm and bluesa.
Pierwsza płyta zespołu zatytułowana „The Five Faces Of Manfred Mann” została wydana w 1964 roku. Już pierwszy numer ,standard bluesowy „Smokestack Lighting” pokazuje, że mamy do czynienia z czymś innym. Pierwsze to wokal. P.Jones śpiewa niczym stary bluesman z Delty, podobnie jego gra na harmonijce ustnej robi wrażenie. Drugie to emocje. Młodzieńcza iskra podpala ogień, który brzmi przez całą płytę. Trzecie to niezwykła kultura wykonania utworu. 
I tak jest z całą płytą. Nieważne czy to są standardy jak: „Hoochie Coochie” czy „I Got Mojo Working” czy to własne numery „I’m Your Kingpin” , „Without You”, utwory na płytach M.Manna są wyszlifowane jak lśniące diamenty.
O głosie P.Jonesa wspomniałem /jestem pod dużym wrażeniem/ natomiast instrumentalnie ciekawa jest gra lidera na fortepianie, M.Vickers świetnie wczuwa się ze swoim saksofonem i fletem w klimat utworów a i swoje trzy grosze  dorzuca M.Hugg grając  na wibrafonie. Debiut grupy Manfreda Manna o tyle jest ciekawszy od płyt innych wykonawców z tamtych czasów, choćby The Rolling Stones, ponieważ jak na tak młodą obsadę zagrany jest bardzo profesjonalnie i z dużym wyczuciem smaku. No bo żeby pokusić się o utwór jazzmana Connaballa Adderleya „Sack O’Woe” to trzeba znać więcej niż parę akordów a i entuzjazm młodzieńczy nie zawsze pomoże.
Gorąco polecam tą płytę jak i następne tytuły grupy Manfreda Manna, dodam muzyka który działa na rynku muzycznym do dziś.