czwartek, 6 października 2016

GRATEFUL DEAD - Steal Your Face /1976/


  • Promised Land (Chuck Berry)
  • Cold Rain and Snow (Traditional arr. Grateful Dead)
  • Around And Around (Chuck Berry)
  • Stella Blue (Hunter/Garcia)
  • Mississippi Half-Step Uptown Toodeloo (Hunter/Garcia)
  • Ship Of Fools (Hunter/Garcia)
  • Beat It On Down The Line (Jesse Fuller)
  • Big River (Cash)
  • Black-Throated Wind (Weir/Barlow)
  • U.S. Blues (Hunter/Garcia)
  • El Paso (Marty Robbins)
  • Sugaree (Hunter/Garcia)
  • It Must Have Been The Roses (Hunter)
  • Casey Jones (Hunter/Garcia)

  • Jerry Garcia - lead guitar, vocals
  • Bob Weir - guitar, vocals
  • Phil Lesh - bass, vocals
  • Keith Godchaux - keyboards, vocals
  • Donna Jean Godchaux - vocals
  • Bill Kreutzmann - drums
Tytuł czwartej koncertowej płyty Grateful Dead pochodzi z tekstu utworu 
„He’s Gone” : „Like I told ya, what I said,  steal your face right off your head”.  
Wydany w 1976 roku album zawiera materiał z październikowych koncertów z 1974 roku z sali Winterland w San Francisco.
Garcia mówił : „Nikt z nas nie lubi tej płyty. Jestem pewien, że Phil i Owsley też. Nie podoba mi się ona, brakuje tam czegoś.”
Hmmm nie jest tak źle.
Dostaliśmy zbiór nagrań, które pojawić się miały na filmie z tych występów. Możemy zadać sobie pytanie, dlaczego taki zestaw? dlaczego te utwory? dlaczego brak improwizacyjnych odjazdów?
Posłuchaj tego albumu. Posłuchaj tych rodzynków na torcie. Posłuchaj tych numerów wywołujących dreszcz przyjemności.
Wtedy jeszcze nikt nie myślał o wydaniu serii z koncertowymi nagraniami zespołu. Dick’s Picks, Road Trips, Download Series, Dave’s Picks, 30 Trips Around The Sun czy też pełne zapisy wieczorów w Winterland z 1973, 1974 i 1977 roku. No właśnie dopiero teraz słuchając pełnego zapisu czterech wieczorów /17,18,19 i 20.X.74/ z sali Winterland słyszymy, co tam się działo !
Wtedy w 1976 roku gdy ukazał się „Steal Your Face” ta namiastka, ta pigułka musiała nam wystarczyć. Tak, jest to wybór utworów dokonany przez Lesha i The Beara i akurat w takiej postacie nam ukazany. Jedynie sześć utworów pochodzi ze studyjnych płyt zespołu.
Zamieszczony na pierwszej płycie grupy „Cold rain & snow”  zagrany jest tutaj trochę wolniej ale klimat utworu wnika w nas jak powietrze w uciekającym słońcu. 
Pozostałe utwory pochodzą z płyt „Wake of the Flood” oraz „From the Mars Hotel”. 
I tak mamy tu dwie przepiękne ballady „Stella Blue” i „Ship Of Fools” w których niezwykle klarowne brzmienie gitary Garcii wspaniale współgra z fortepianem Keitha. Te jazzowe subtelne umizgi wprowadzają w te utwory nastrój przygnębienia i zarazem ulotności. To tak jakby ostatni obłok dnia zatrzymał się czekając na mnie i wciągnął w końcu mnie w mgłę i mrok.
Na uwagę zasługują też pozostałe utwory. Zagrane z rockową werwą  numery Chucka Berry’ego czy rasowe rockabilly Johnny’ego Casha. A country westernowe „El Paso” ze wzruszającą opowieścią z wojny secesyjnej:  
„Widzę biały obłoczek dymu z karabinu,
Czuję pocisk sięga głęboko w moją pierś.
Felina znalazła mnie,
Całując mnie w policzek, klękając przy moim boku.
Kołysany w kochających ramionach,  będę umierać ,
Tylko jeden mały pocałunek i żegnaj Felino.” 
rozczula prawie do łez.
Ten tort z garścią rodzynek jest opatulony kolią z perłami w postaci utworów „Sugaree” oraz „It Must Have Been the Roses”.
Pierwszy z nich pochodzi z debiutanckiej solowej płyty Garcii i jak ja go nazywam to jest taki „słodki bluesy” z fantastyczną bardzo czystą , klarowną solówką lidera. Drugi numer zamieścił na swojej pierwszej płycie nadworny tekściarz zespołu Robert Hunter. Jest to folkowa ballada przepięknie zaśpiewana przez Jerry’ego, z wielkim smutkiem i nostalgią w głosie.
I na zakończenie tego wyboru nagrań z sali Winterland mamy utwór „Casey Jones” , który opowiada o pracowniku kolei, który zginął w trakcie próby zatrzymania pociągu aby nie doszło do czołowego zderzenia ze składem towarowym.
Całość nagrań zachwyca jeszcze piękne, klarowne niezwykle soczyste brzmienie a to za sprawą działającego już od paru miesięcy systemu nagłaśniającego „Wall of Sound”. Tak to brzmiało na koncertach, tu nikt w studio nie grzebał.
Miłego słuchania.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz