sobota, 18 marca 2023

KALEIDOSCOPE - White Faced Lady /1970/


Disc 1
1. Overture - 2:47
2. Broken Mirrors - 2:49
3. Angel's Song: "Dear Elvis Presley..." - 2:38
4. Nursey, Nursey - 3:47
5. Small Song - Heaven In The Back Row - 3:21
6. Burning Bright - 2:03
7. The Matchseller - 3:50
8. The Coronation Of The Fledgling - 2:14
9. All Hail To The Hero - 3:09
10. White-Faced Lady - 4:46
Disc 2
1. Freefall - 5:13
2. Standing - 1:47
3. Diary Song: The Indian Head - 4:24
4. Song From Jon - 7:51
5. Long Way Down - 4:05
6. The Locket - 2:58
7. Picture With Conversation - 3:38
8. Epitaph: Angel - 7:54



*Eddy Pumer - Lead Guitar, Keyboards
*Steve Clark - Bass, Flute.
*Dan Bridgman - Drums, Percussions.
*Peter Daltrey - Lead Vocals, Keyboards




Peter Daltrey: „Wraz z Edem napisaliśmy wiele piosenek i w pewnym momencie powiedziałem do niego: „Te piosenki, które piszemy mają jakiś nastrój, rodzaj połączenia. Może je połączyć i napisać więcej tej historii”. Rozmawialiśmy z Dave’em i był tym zachwycony. Więc Ed i ja przez następne sześć miesięcy siedzieliśmy i pisaliśmy dalszy ciąg. Napisałem historię do nich i połączyliśmy kawałki. Poszliśmy i nagraliśmy to z błogosławieństwem gościa z Vertigo, Olava Wypera. Jednak po nagraniu taśm, gdy całość miała być ruszona, Olav powiedział, że odchodzi z Vertigo i że nie ma tam nikogo kto chciałby się podjąć zaczętych jego projektów. Z tego powodu byliśmy spłukani i zespół rozpadł się. Wprawdzie Olav dawał nam nadzieję mówiąc: „Idę, do RCA. Przynieście ten album do RCA, kiedy już się zadomowię. Dajcie mi kilka tygodni. Tam załatwimy sprawę”. Dave poszedł zobaczyć się z Olavem w RCA, który powiedział: „Przykro mi. Nie mogę tego zrobić. Szefowie RCA nie pozwalają mi robić niczego, w co byłem zaangażowany w Vertigo”. Zostaliśmy złapani w pułapkę. Poszliśmy do Island, Warner Brothers ale według nich czas na tego typu albumy właśnie się kończył”. I tak po raz kolejny historia sobie zadrwiła. Przecież wszystkowiedzący spece od robienia szmalu wiedzą wszystko najlepiej. Album pozostał niewydany przez ponad dwadzieścia lat, kiedy materiał w 1991 roku wydała niezależna wytwórnia UFO.

Opłaciło się? Nie wiem. Ale wiem, że to kolejny zagubiony klejnot brytyjskiej psychodelii, za którym wręcz szaleję.

Najogólniej rzecz biorąc, „White Faced Lady” plasuje się gdzieś pomiędzy albumem koncepcyjnym a rockową operą. Zawiera symfoniczną uwerturę, ale nie ma operowego dialogu „Tommy’ego”. Pod tym względem jest dość zbliżona strukturą do „S.F. Sorrow” The Pretty Things. Piosenki są oszałamiające, a aranżacje bezbłędne, podkreślające zarówno proste folkowe zmiany akordów, jak i wspaniałe melodie i melancholijne teksty piosenek. Historia podąża za tragicznym życiem niespokojnej gwiazdy filmowej o imieniu Angel, desperacko poszukującej zarówno miłości jak i sławy, ale nie znajdującej żadnej z nich. Podobno historia ta została luźno oparta na tragicznym życiu Marylin Monroe.

„White Faced Lady” to miejsce, w którym wszystko się połączyło dla Kaleidoscope. Głos Petera Daltreya nigdy nie był tak podobny. Utwory to samoistne perełki, które tylko Kaleidoscope mógł stworzyć.

Od samego początku wiadomo, ze czeka nas coś innego. „Overture” zawiera najbardziej klasyczne momenty całego albumu i łączy je w jedną z wielkich wstępów do całości. Orkiestra poprowadzona jest bardzo przyjemnie a uważny słuchacz znajdzie tam nawiązania do wcześniejszych dzieł grupy. Ścieżka usiana jest skrzypcami i symfonicznymi impulsami (cały Daltrey) a inspirowana jest XVII-wieczną muzyką barokową. Pierwsza część albumu ma w sobie coś figlarnego, radosnego i młodzieńczego. Obracające się w okolicach wcześniejszych brzmień nagrania, pełne są świetnych melodii z dominującymi akustycznymi gitarami, fletami, pełną orkiestrą i chórem. Taki „Broken Mirrors” to perełka miękkości i dyskrecji. Trzeba by być szalonym, by zaprzeczyć pięknu tych całkowicie urzekających melodii, bo gdy tylko dasz się uwieźć tym sennym chwilom, przepysznym instrumentacjom czy najbardziej misternej finezji to wrota raju zastaniesz otwarte. I nie ma co się dziwić, Peter jest najbardziej hojnym artystą, jaki istnieje. Jego żarliwość, jego liryzm, jego romantyzm są wszędzie, ratując go cały czas przed kiczem. Wszystko co nagrywa, brzmi jak sen, jest czyste i szczere. Ten podwójny album ze swoim zróżnicowaniem całkowicie nie nuży a smaczki jakie nam serwuje pełne są delikatesów. Druga płyta brzmi mniej zabawowo, jest poważniejsza. Wypełniające ją numery są czasami ostrzejsze, czasami brzmią tak jasno i bąbelkowo jak szklanka musującej lemoniady. Złożone i zagmatwane aranżacje mieszają się z psychodelicznymi elementami. Muzyka staje się czymś innym niż muzyką, tworzy fale obrazów, urzeka w najwyższym punkcie. Trzy ostatnie numery, które przewyższają wszystko, są totalnym cudem ale dają nam też najbardziej ponure dźwięki, gdyż to właśnie w nich Angel szybko zmierza ku swojej śmierci.

„Long Way Down” to odpowiednie pożegnanie, mające wspaniałą początkową nutkę, która prowadzi do porywającego refrenu. Wokal Daltreya jest tu po prostu rewelacyjny. „The Locket” jest opisem śmierci Angel. Muzycznie wydaje się, że Angel wreszcie odpocznie a  wszelkie smutki i troski przeminą. „Picture With Conversation” służy przejrzeniu się w lustrze tylko po to, by zaraz dobić słuchacza w zamykającym album numerze „Epitaph: Angel”. Sama muzyka puchnie i opada wraz z emocjami, przechodząc od ciszy do chóru, przez akustyczne dźwięki do pełnej orkiestry i z powrotem do tych kilku ostatnich nut granych na gitarze, które dają ci znać, że właśnie wysłuchałeś czegoś niepodobnego do niczego, co znałeś wcześniej ani później.






 

piątek, 3 marca 2023

JOHN LENNON/YOKO ONO - Double Fantasy /1980/


(Just Like) Starting Over
Kiss Kiss Kiss
Cleaup Time
Give Me Something
I/m Losing You
I/m Moving On
Beautiful Boy (Darling Boy)
Watching the Wheels
I'm Your Angel
Woman
Beautiful Boys
Dear Yoko
Every Man Has A Woman Who Loves Him
Hard Times Are Over

John - Vocals and guitar.
Yoko - Voice.
Earl Slick - Guitar.
Hugh McCracken - Guitar.
Tony Levin - Bass.
George Small - Keyboards.
Andy Newmark - Drums.
Arthur Jenkins Jr. - Percussion.

„Póki jest życie, jest nadzieja” (John Lennon z ostatniego wywiadu udzielonego na kilka godzin przed śmiercią)

Tak naprawdę to nigdy nie dowiemy się, co skłoniło tego gościa do tego czynu. Kompletny, życiowy nieudacznik, oddaje kilka strzałów w plecy nieuzbrojonego człowieka w zaledwie parę godzin po tym jak otrzymał autograf i odbył krótką rozmowę ze swoim idolem. No cóż, być może przeczytał „Buszującego w zbożu” o jeden raz za dużo i tak odreagował, marudząc na to, że jest do dupy w sporcie i nie może zdobyć ani zadowolić żadnej kobiety. A może jego potężna kombinacja wściekłości i nienawiści do samego siebie w końcu się zagotowała, gdy uszy tego samozwańczego fana Lennona zostały uraczone pierwszym od ponad 5 lat albumem największego Beatlesa. Pewnym jest, że to morderstwo jest ogromnym wstydem w historii rocka i nie ma żadnego wytłumaczenia ani przebaczenia. (Zresztą wszystkie prośby o warunkowe zwolnienie zostają przez Yoko Ono i synów Lennona odrzucane).

Kiedy „Double Fantasy” ukazało się w 1980 roku nie miało dobrej prasy a jednym z tego powodów wydaje się być fakt, że połowa piosenek na albumie jest autorstwa Johna Lennona - druga połowa jest autorstwa Yoko Ono. Z punktu widzenia pary jest to dobrym pomysłem, aby ich piosenki przeplatały się ze sobą na płycie. Czy w innym momencie dałbyś szansę Yoko Ono? Nie ma wątpliwości, że „Double Fantasy” odniosłoby znacznie większy sukces, gdyby było albumem Johna Lennona. Ale osobiście uważam, że piosenki Yoko tutaj są całkiem do słuchania. „Kiss Kiss Kiss” jest cholernie chwytliwa a jej dziwny wokal (japoński dialekt) intryguje oraz dodaje nieco dziwności, która sprawia, że ma kopa. Kolejnymi chwytliwymi, dyskotekowymi bitami artystka może pochwalić się w „Give Me Something” numerowi z pewnością nie przynoszącemu wstydu płycie oraz „I’m Moving On”. Muzycznie ten drugi bliski jest piosenkom Johna, jakby duch „Walls and Bridges” unosił się w studio. Wokalnie trzeba przyznać też jest przyzwoicie, no, cholera chciałbym coś jej zarzucić ale, nie mogę. Proszę, oto „Yes I’m Your Angel” zagrany w stylu kabaretowym, cofniętym w lata dwudzieste. Barowy fortepian wraz z wokalem tworzy świetną oprawę i rewelacyjnie pasowałby do filmu Bobba Fosse’a.

Yoko ma talent, niezależnie od tego czy próbuje być alternatywna, ale przede wszystkim gdy jest popowa. Sprawia, że zabieg pomieszania utworów z Johnem wyszedł bardzo dobrze.

Siedem piosenek napisanych przez Lennona jest doskonałych i reprezentuje jedne z jego najlepszych prac. Całość zaczyna się od wielkiego przeboju (wydanego na singlu) „(Just Like) Starting Over”, rockowej ballady w stylu lat 50-tych, z przepiękną melodią i wspaniałym wokalem. Aż czuć tu świetną formę Johna, jednak serce się kraje, gdy słyszysz go śpiewającego o „zaczynaniu od nowa”, nieświadomego, że jego życie zakończy się zaledwie kilka krótkich miesięcy później. „I’m Losing You” przypomina ten moment w związku dwojga ludzi, kiedy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo jesteś samotny i bezbronny. Ta piosenka miażdży, człowieku. Posłuchajcie tylko tego intro: John Lennon jęczący nad jakimś obskurnym barowym riffem, brzmiącym jakby właśnie potknął się o świcie w klubie ze striptizem i zobaczył, że nikt nie czeka na parkingu, by zabrać go do domu. John budzi się w obcym pokoju i próbuje zadzwonić do Yoko. Kiedy ona nie odbiera, John dostaje szału. Ale Yoko nie zostawi go samego. „I’m Moving On” zagrany na tym samym podkładzie muzycznym scala ich w jedność, cementuje ten związek, pomimo wielu burz. Myślę, że to jest wreszcie ten moment, pełne złączenie dwóch bliskich sobie dusz. I znowu przykro się robi wiedząc, że już długo nie będą mogli się sobą nacieszyć. Pierdolony Chapman.

Utwór napisany dla syna Johna i Yoko, Seana zatytułowany „Beautiful Boy (Darling Boy)” jest bardzo delikatny i wzruszający. To taka prawdziwa rzeczywistość, którą przechodzą wszyscy rodzice, dająca wielką radość i pełnię szczęścia. Prosty tekst tylko to pokazuje: „ Zamknij oczy, nie bój się/ Potwór odszedł/ Właśnie ucieka, a twój tatuś jest już tutaj/ Piękny chłopczyku”. Kolejnym majstersztykiem jest „Watching the Wheels”. Świetnie wyprodukowany i ukazujący wspaniałe muzyczne wykonanie przez wszystkich graczy. Spektakularny bas w wykonaniu Tony’ego Levina wysunięty jest do przodu ale wciąż ładnie jest zamknięty w stabilnym rytmie perkusisty Andy’ego Newmarka. W górnych rejestrach, bluesowy fortepian dodaje kapryśnego nastroju, a wokal Lennona jest bardzo mocny i ekscytujący. I wreszcie „Woman”, jedna z moich ulubionych piosenek Johna. To ponadczasowa ballada z piękną melodią. Tutaj słowa są głęboko romantyczne, podczas gdy wokal jest niemal rozpaczliwy: „Kobieto, wiem że Ty rozumiesz to małe dziecko tkwiące w mężczyźnie/ Proszę, pamiętaj że moje życie jest w twych rękach/ Trzymaj mnie przy swoim sercu/ Żadna odległość nie będzie w stanie nas rozdzielić/ W końcu wszystko mamy zapisane w gwiazdach”.