czwartek, 29 czerwca 2023

MAYO THOMPSON - Corky's Debt to His Father /1970/

 


1. The Lesson 2:42
2. Oyster Thins 6:04
3. Horses 3:14
4. Dear Betty Baby 3:52
5. Venus In The Morning 2:33
6. To You 2:52
7. Fortune 2:14
8. Black Legs (Mayo Thompson, Ricky Barthelme) - 3:54
9. Good Brisk Blues 3:11
10.Around The Home 2:55
11.Worried Worried 5:02
All songs by Mayo Thompson except where noted.


*Mayo Thompson - Vocals, Guitar, Bass
*Frank Davis - Fiddle Guitar, Timpani
*Roger Romano - Percussion
*Joe Duggan - Piano
*Mike Sumler - Slide Guitar, Bass, Tenor Saxophone
*Le Anne Romano - Baritone Sax
*Chuck Conway - Drums, Bongos, Percussion
*Jimi Newhouse - Drums
*Carson Graham - Drums
*The La Las - Backing Vocals
*The Whoaback Singers - Backing Vocals

Raz na jakiś czas, jeśli masz szczęście zakochujesz się w jakimś albumie. Może to nie być natychmiastowe. Czasami może to zająć miesiące, a nawet lata, ale jak już chwyci to zdajesz sobie sprawę, że masz obsesję, że tkwi ta muzyka w tobie i za cholerę nie chce cię opuścić.

U mnie coś takiego stało się z „Corky’s Debt to His Father” Mayo Thompsona. Nagrany po tym jak jego awangardowa grupa Red Krayola została zawieszona, został wydany w 1970 roku przez małą niezależna wytwórnię, a następnie po latach ukazał się ponownie. Miałem pewną niechęć do spojrzenia na tą muzykę. Pomimo tworzenia w cudownych latach 60-tych, Red Krayola jest jednym z nielicznych bandów, które mnie nie zachwyciły. Obawiałem się, że na solowym tworze lidera grupy, może być podobnie.

Muzycznie, „Corky’s Debt to His Father” tworzy swój własny wszechświat, w którym na pozór dziwna muzyka folkowa nie ma tej błyskotliwości, co jest rażąco oczywiste lub nawet uderzające przy pierwszym kontakcie. Jest to dalekie od tego, co Thompson robił przez kilka poprzednich lat u boku Steve’a Cunninghama i Fredericka Barthelme’a w ramach działań The Red Krayola. Pod wpływem nowoczesnej klasyki i free jazzu, a także rocka, trio brzmiało jak nikt inny pod koniec lat 60-tych. W 1969 roku The Red Krayola zdawała się już nie istnieć. „To był w pewnym sensie przystanek z napisem stop” – mówi Thompson. „Nic się nie działo, więc po prostu odpłynąłem i robiłem inne rzeczy. Altamont pozbawił wiatru w żaglach ruch Flower Power. Byliśmy u progu lat 70-tych, każdy musiał podjąć decyzję. Wszedłem do studia i nagrałem „Corky’s Debt..”. I to wszystko”.

To album, który się nie zaczyna, nie kończy, nie ma sprecyzowanego celu, nastroju, ani domieszki abstrakcji. To po prostu jest i trwa. Jest to płyta z porządnymi, dobrze wyprodukowanymi piosenkami i za każdym wysłuchaniem intryguje zniszczonym odkrywczym pięknem. To jedna z tych płyt, które nigdy mi się nie znudzą, która staje się coraz bogatsza, słodsza i zabawniejsza z każdym przesłuchaniem. Ciekawie brzmi wokal Mayo. Nie od razu przystępny, możesz myśleć, że nie ma w nim żadnego wysiłku i że nie potrafi śpiewać, ale kiedy spróbujesz śpiewać razem z nim, zauważysz, jak bardzo trudno jest dobrze dopasować się do muzyki. Styl Thompsona jest trudny do naśladowania, ten refleksyjny ton tylko w jego wykonaniu ma pozytywne zacięcie. Każde dziwactwo wydaje się nieskalkulowane, a przez to niepowtarzalne. Już „The Lesson” brzmi dziwacznie, wokal jakby nie trzymał się linii, folkowe tony uciekają a głos goni je po całym numerze. Mayo Thompson właśnie w tym czasie się ożenił, a album wyrósł z jego nowo odkrytego uczucia błogości. Taka „Horses” jest piękną piosenką o miłości, i wcale nie tej zagubionej a tej radosnej i pełnej werwy. „Oyster Thins” porównywalne może być do Tima Buckleya, z pewnością jest tu ten sam styl, ale jak wsłuchasz się to i odnajdziesz klimat „Let It Be”. Kapryśność utworu prowadzi do trudności w klasyfikacji. A takie „To You” już całkiem wymyka się z kontroli. Przy chaotycznych dźwiękach, tu znowuż wokal trzyma linię a muzyka idzie w przeciwnym kierunku. To są pierwsze wrażenia, a one mijają z każdym kolejnym przesłuchem. Całość zaczyna ładnie brzmieć i płyta robi się całkiem przystępna. Tej przystępności nie musisz szukać w „Fortune”, dla mnie najsłodszej piosence na albumie. Ten utrzymany w klimacie country rocka numer świetnie ukazuje nostalgiczno-radosny wokal Thompsona, a muzyka płynie, po prostu sobie płynie, i tak mogłaby bez końca. Na płycie jest parę numerów o niezwykłej delikatności, choćby taki folkowy blues „Black Legs”, który brzmi jak list do ukochanej żony pisany na pokładzie Titanica. A będący w klimacie „Highway 61 Revisited”, „Good Brisk Blues” pokazuje, że Thompson znał Dylana i cenił jego numery.

No cóż, „Corky’s Debt to His Father” Mayo Thompsona przebił wszystko, co zrobił jego zespół, choć w znacznie bardziej okrojonym stylu. Mimo, że duch The Red Krayola jest wciąż obecny, w nieregularnych akordach i zwrotach melodycznych, Mayo jest bardziej zainteresowany wykonywaniem wpływowych kompozycji, wprawdzie dewastująco zinterpretowanymi w stylach folk, blues, bossa nova czy country ale z dojrzałym zacięciem. 











niedziela, 18 czerwca 2023

THE ZOMBIES - Different Games /2023/

 


Different Games
Dropped Reeling & Stupid
Rediscover
Runaway
You Could Be My Love
Merry-Go-Round
Love You While I Can
I Want to Fly
Got to Move On
The Sun Will Rise Again

Pierwszy przebój The Zombies, „She’s Not There”, znalazł się na szczycie list przebojów pod koniec 1964 roku. Ich arcydzieło, „Odessey and Oracle”, z klasycznym „Time of the Season” ukazało się cztery lata później. Dwóch oryginalnych muzyków grupy, którzy nadal pracują w zespole w pełnym wymiarze godzin mają po 77 lat a sam zespół jest o rok starszy od The Rolling Stones!

Osiem lat po ich ostatnim wydawnictwie „Still Got That Hunger” grupa powraca kolejną płytą z nowymi kompozycjami. I tak, Colin Blunstone i Rod Argent wciąż mają ten głód, aby tworzyć i nieustannie koncertować dla swoich oddanych fanów. A co ciekawe tych mają dość sporo. Tylko w zeszłym roku Blunstone i Argent-wspierani przez swój obecny skład składający się z trzech członków zespołu-zagrali imponujące 65 koncertów w całej Europie i Ameryce Północnej!

The Zombies rozpoczęli prace nad nowym albumem zaraz po ich zasłużonym wprowadzeniu do Rock & Roll Hall of Fame w 2019 roku. Gotowy wynik z pewnością był wart czekania. Album jest bogatą mieszanką rocka i R&B z dodatkiem tych nostalgicznych nut do których jesteśmy przyzwyczajeni od The Zombies. To świetny wybór dobrze brzmiących piosenek, w czym zasługa Argenta, który wyprodukował album i był głównym autorem tekstów. Ale też potrzeba zwrócić uwagę na wokal Blunstone’a, który prawie nie zmienił się na przestrzeni lat i nadal ma tą specyficzna charyzmę wokalną. Talent Argenta nie stracił ani kroku; piosenki na „Different Games” mogłyby pochodzić z klasycznych płyt z wczesnych lat ich działalności. Doskonałym przykładem jest tytułowy numer, który otwiera album. Klimat i aranżacja, ze smyczkami i organami, są prosto z czasów świetności zespołu. Wspaniale jest usłyszeć, jak jeden z twórców psychodelicznego popu wciąż tworzy nową muzykę w tym stylu. Można argumentować, że konsekwencja The Zombies w pisaniu jest znakiem przeciwko nim, świadczącym o braku ewolucji. Muzyka jest teraz zupełnie inna niż wtedy, gdy pojawili się pierwszy raz na scenie. Ale można też powiedzieć, że jest to Muzyka a nie różne te gówna pływające na falach eteru.

The Zombies zdecydowali się kultywować rodzaj eterycznej, eleganckiej atmosfery, który najlepiej do nich pasuje. Bujne harmonie, czasem ozdobne instrumentarium i sugestywne teksty nadają ich muzyce starożytną jakość, jakby znaleźli kolekcję ludowych pieśni pochodzących z zaginionego Albionu, wśród wróżek i zaczarowanych lasów. „Love You While I Can” ukazuje tą magię. Niby prosta ballada, ale gdy poczujesz ten klimat to nie oprzesz się już, to są te trzy minuty z hakiem, które zapadają w pamięci na zawsze. Hej, „I Want to Fly”, gdzie ja jestem? Oto niemal abstrakcyjny numer, który kontynuuje barokowy klimat, a smyczki i wokal wkradają się do twego serca dając mu cieplejsze i łagodniejsze bicie. To jest bardzo urocze. A do tego dodajmy „The Sun Will Rise Again”, kolejną balladę zmieniającą myśli w głowie na te bardziej otwarte. Nie należy zapominać, że chłopaki obracali się wokół sceny rhythm and bluesowej, co świetnie pokazują „Got to Move On” i „Dropped Reeling and Stupid” oparte na bluesie z wybornymi solami Argenta. Ciekawy jest utwór „Merry-Go-Round”, napędzany przez radośnie uderzające pianino i harmonie wokalne tak typowe dla lat minionych.

„Different Games” jest jak odnalezienie jednego z zaginionych klejnotów z okresu, gdy muzyka jaśniała potężnym blaskiem i jak załapiesz się na ten hak to będziesz z pewnością wielce zadowolony słuchając i przygarniając do siebie te dźwięki.