środa, 28 grudnia 2016

JULY - July /1968/


1. My Clown (Peter Cook) - 3:25
2. Dandelion Seeds (Tom Newman) - 3:20
3. Jolly Mary (Peter Cook)  - 2:22
4. Hallo To Me (Tom Newman)  - 3:00
5. You Missed It All (Tom Newman)  - 2:52
6. The Way (Tom Newman)  - 3:29
7. To Be Free (Peter Cook)  - 2:51
8. Move On Sweet Flower (Tom Newman)  - 3:28
9. Crying Is for Writers (Tom Newman)  - 2:36
10.I See See (Peter Cook)  - 2:42
11.Friendly Man (Peter Cook)  - 3:11
12.Bird Lived (Peter Cook)  - 2:37


*Tony Duhig - Lead Guitar, Organ
*Jon Field - Flute, Keyboards
*Chris Jackson - Drums, Organ
*Alan James - Bass
*Tom Newman - Vocals, Guitars


Sztuką muzyki psychodelicznej jest stworzenie czegoś, co jest senne, ulotne, prowadzące do wnętrza naszego umysłu. To stworzenie podróży na jawie, która kieruje nas w stronę ciemnej gwiazdy. To śpiew, który nadchodzi z więzienia umysłu, to głos odśpiewujący modlitwy, które przetrwają na Ziemi. Nie kości historii lecz śpiew, którego oczy jaśnieją na niebiosach gdzie rakiety mkną by zabrać nas do domu.
Niewątpliwie jednym z Św.Graali muzyki mającej wpływ na stany naszej świadomości jest debiutancka i jedyna płyta brytyjskiej formacji July. Grupa pochodziła z Londynu i działała niespełna jeden rok. Managerem grupy był Spencer Davis, który związał zespół z niewielką wytwórnią płytową Major Minor dla której w 1968 roku została nagrała jedyna płyta.
Niestety jak to już nie raz bywało mimo początkowych sukcesów wytwórnia Major Minor nie zadbała o promocję płyty i sfrustrowani członkowie zdecydowali o jej rozwiązaniu.
John Field i Tom Duhig założyli progresywną grupę Jade Warrior a Tom Newman został inżynierem dźwięku i w tej roli wystąpił m.in. na płycie Mike’a Oldfielda „Tubular Bells”.
Jedyny lp zespołu znany jest pod nazwą „July” i zawiera muzyki utrzymaną w atmosferze pierwszej płyty grupy Pink Floyd. Ale jest to tylko ten sam klimat balansujący pomiędzy undergroundem a psychodelią. Dwanaście utworów, które znalazły się na krążku to dwanaście krótkich, pociągających podróży w pełen ocean psychodelicznych dźwięków. Muzykom udało się uchwycić charakter i istotę tego co działo się wtedy w latach 60-tych.
Atmosfera totalnego luzu, kreowanie własnej osobowości, eksperymenty z podróżą do bram umysłu owocuje piosenkami jakie zespół nagrał na swoją płytę.
July sięga głęboko w to co się dzieje wokół nich. Pomimo krótkości piosenek materiał jest bardzo trippy ot choćby utwory „Dandelion Seeds” czy „My Clown”.  Może trochę brakuje jakiegoś jammującego nagrania tym bardziej, że czuć w niektórych numerach zalążek owego. Wiele utworów mających w sobie melancholię, przedstawionych jest w kontekście psychodelicznej aury smutku i nostalgii. Dzięki wykorzystaniu egzotycznych instrumentów takich jak tabla, konga czy sitar podróżujemy w orientalne strony wszechświata. Kwasowa gitara odgrywa w utworach podstawową funkcje i nie są to tylko solówki ale rytmiczne podejścia co chwile wprowadzają jakieś zmiany. Wszystkie piosenki są interesujące a dość skomplikowane rytmy tylko potęgują podróż w głąb naszej myśli.

Szkoda, że zespół zdołał nagrać tylko jeden krążek ale jeśli szukasz tajemniczych muzycznych wibracji to posłuchaj sobie July bo jest to wystarczająco dobry album aby go znać.




czwartek, 22 grudnia 2016

THE DOORS - Waiting For The Sun /1968/


  1. "Hello, I Love You" – 2:14
  2. "Love Street" – 2:53
  3. "Not To Touch The Earth" – 3:56
  4. "Summer's Almost Gone" – 3:22
  5. "Wintertime Love" – 1:54
  6. "The Unknown Soldier" – 3:25
  7. "Spanish Caravan"– 3:03
  8. "My Wild Love" – 3:01
  9. "We Could Be So Good Together" – 2:26
  10. "Yes, the River Knows" – 2:36
  11. "Five To One" – 4:26
Jim Morrison
Ray Manzarek
Robby Krieger
John Densmore

Trzecia płyta grupy The Doors została nagrana w najbardziej burzliwym okresie we współczesnej historii Stanów Zjednoczonych. Gdy zespół pracował nad „Unknown Soldier” Pentagon poinformował, że w Wietnamie zginęło 6500 żołnierzy amerykańskich. Nagonki, obławy, płonące dzielnice, dziesiątki zabitych i rannych – te obrazy wstrząsnęły Ameryką. Protestująca przeciwko wojnie wietnamskiej młodzież odnalazła wyrazicieli swojego gniewu podczas dynamicznych spektakli zespołu The Doors. 
„Nieznany żołnierz walczy, telewizja podaje wiadomości, nieżywe dzieci, kule roztrzaskują głowę w hełmie. Już po wszystkim, wojna się skończyła.” Utwór wyłania się z porannego brzasku we mgle, czuć że zaraz zacznie się akcja. Niestety nieudana. Nieznany żołnierz został złapany i postawiony przed plutonem egzekucyjnym. Nic się nie dało już zrobić. Wojna się skończyła. Lider zespołu Jim Morrisom wyśpiewując ten tekst szybko zrozumiał, że któregoś dnia okrzyknięty zostanie przez konserwatywną część społeczeństwa wrogiem publicznym. 
Płyta „Waiting For The Sun” została nagrana w 1968 roku. Jedna stronę lp. miała wypełniać kompozycja „Celebration Of The Lizard” jednak Morrison zwlekał z jej wydaniem i w końcu zespół zdecydował się upublicznić tylko fragment większej całości. „Not to Touch the Earth” zaczyna się złowrogim pochodem klawiszy Manzarka odzwierciedlającym tekst Morrisona: „Żeby nie dotykać ziemi, nie widzieć słońca, Żeby nic nie zostało do roboty, nic tylko biec, biec i biec.” Utwór utrzymany jest w pewnej psychodelicznej barwie z kwasowymi wstawkami gitary Kriegera oraz szaloną jazdą Manzarka na organach aby na zakończenie przynieść nam trochę optymizmu: ”Obudź się dziewczyno, jesteśmy już prawie w domu.”
Album otwiera piosenka „Hello, I Love You”, która wydana na singlu osiągnęła pierwsze miejsce na listach. Pomimo popowego brzmienia żwawo zakręcone organy Manzarka sprawiają, że słucha się tego z przyjemnością. Tym bardziej, że już zaraz lądujemy na ulicy Miłości, swawolnej balladzie z ładnym refrenem i bardzo luźną melodią. Sentymentalne zakończenie tylko jeszcze bardziej ozdabia ten utwór. 
„Ona mieszka na ulicy miłości, włóczy się długo po ulicy miłości. Ma dom i ogród, chciałbym zobaczyć co tam się dzieje.” 
W ogóle większość utworów na płycie ma charakter psychodelicznej ballady.
Jakaż nostalgia panuje w utworze „Summer’s Almost Gone”- jednym z najpiękniejszych numerów na płycie. Pięknie współgra tekst z linią melodyczną. 
„Lato już niemal odeszło, prawie odeszło. Przeżyliśmy piękny czas, ale on już przeminął.” Morrisom mający może dość już rewolty ucieka na inny kontynent aby znaleźć nowe horyzonty. Utrzymana w klimacie flamenco „Spanish Caravan” zabiera nas do Andaluzji. Wspaniała praca gitarzysty w utworze powoduje lot na polami dojrzewającej pszenicy a klawisze Manzarka nieśmiało pytają lub stwierdzają „Przecież wiem, że możecie mnie wziąć.” To miał być kolejny singiel. Szkoda.
Wykorzystanie instrumentów takich jak klawesyn w „Wintertime Love” czy nawet utwory zaśpiewane a cappela „My Wild Love” czynią muzykę jeszcze bardziej intrygującą. Właśnie słuchając „Waiting for the Sun” możemy z lubością wsłuchiwać się w grę muzyków, która jest naprawdę interesująca. 
A Morrison? Nie byłby sobą gdyby nie ostrzegał i prowokował: ”Minęły dni twojego balowania dziewczyno, zapada już noc. A ty spacerujesz sobie z kwiatem w dłoni. Chcesz mi wmówić, że nikt cię nie rozumie, a oddasz swój czas za garść miedziaków.” 



piątek, 16 grudnia 2016

THE GOLDEN DAWN - Power Plant /1967/


1. Evolution - 3:28
2. The Way Please - 5:08
3. Starvation - 2:52
4. I'll Be Around - 3:00
5. Seeing Is Believing - 2:21
6. My Time (Jimmy Bird, Bill Hallmark, George Kinney- 3:50
7. A Nice Surprise (Bill Hallmark, George Kinney, Bobby Rector) - 2:51 
8. Every Day - 3:59 
9. Tell Me Why - 2:07 
10.Reaching Out To You (Bill Hallmark, George Kinney) - 2:37 


*George Kinney - Vocals, Guitar
*Tom Ramsey - Lead Guitar
*Jimmy Bird - Rhythm Guitar
*Bill Hallmark - Bass
*Bobby Rector - Drums


Hermetyczny Zakon Złotego Brzasku to nazwa ezoterycznej nauki i filozofii, której to gorącym zwolennikiem był George Kinney. Zakon ten powstał ze spotkania dwóch wielkich kultur starożytności, egipskiej i greckiej. Najwcześniejsze korzenie leżą w astronomicznych, duchowych tradycjach Sumeru. W Grecji wczesne nauczanie mądrości znalazło drogę do szkoły Pitagorasa. Zakon przeciwny jest tradycji kościoła katolickiego a jest częścią tajnego kręgu okultystycznego, który miesza się z innymi ruchami i praktykami okultystycznymi. Hermetyczny Zakon Złotego Brzasku został założony w 1888 roku w Londynie. Przyznaje on, że istnieje wiele bogów, ale uczy że, te bóstwa są różnymi formami scalonymi w jeden Byt. „Daliśmy wam hermetyczne Nauczanie natury wszechświata-wszechświat jest natury duchowej czyli zawartej w duchu wszystkich.”
Ponieważ wszystko jest duchowe, to drgania także. Wszystko wibruje pomiędzy gęstymi cząsteczkami fizycznymi a za pośrednictwem etapów duchowych dochodzi aż do najwyższej duchowej tradycji. Na podstawie tych mistycznych tradycji George Kinney zinterpretował muzycznie te nauki.
Założył zespół muzyczny, który nazwał The Golden Dawn. 
Grupa podpisała kontrakt z International Artist IA, stajnią w której w tym samym czasie zadomowiła się inna legenda teksańskiej psychodelii The 13th Floor Elevators. 
Kto był pierwszy? Nie sposób ustalić. Stylistycznie zespoły były bardzo zbliżone do siebie. Ale nie do końca. Folkowo kwasowe utwory Kinneya różnią się od numerów grupy Roky Eriksona.
Zespół Golden Dawn powstał w 1966 roku w Austin a płyta „Power Plant” została wydana w 1967 roku i jest jedną z legendarnych pozycji psychodelicznej muzyki z Teksasu.
Już od pierwszych taktów utworu „Evolution” szykuje nam się kolejna podróż do wnętrza własnego umysłu. Solidne granie czasami wzbogacone sfuzzowaną gitarą oparte na bluesie i folku tworzy ten niedoceniony w tamtym czasie album. Słychać tu jeszcze echa garażowego grania ale wszystko to ewoluuje już w kierunku przejrzystego dźwięku, harmonii wokalnych i ładnych melodii. Hipnotyczny początek utworu „Evolution” z dzwonami i chwytliwym refrenem wynurza nas z wodnych krain i pociąga ku jaśniejszym otchłaniom.
W „This Way Please” bardzo nastrojowym numerze głos Kinneya przeplatany jest świetna partią gitary rytmicznej, która trzyma cały numer. Klasykiem na płycie jest utwór „Starvation” –szalona gitara, stały, prosty rytm i znowu wyróżniający się głos Kinneya, który śpiewa tu z prawdziwą pasją. Bluesowe zadziorne granie znajdujemy w kolejnym numerze „I’ll Be Around” a w „My Time” mamy nieco rytmów The Beatles ale w wykonaniu oczywiście bardziej garażowym a krótka ależ jaka solówka powoduje uchylenie kapelusza z głowy. Wyróżniające się tajemniczą aurą „Tell Me Why” oraz „Everyday” to kolejne świetne piosenki z których kwasowa gitara czyni najbardziej psychodeliczne numery na płycie. Składające się z wielu elementów dźwięki szybują ponad oceanem aby w końcu skupić się na pojedynczej linii horyzontu. I wreszcie utwór „Reaching Out To You” swoiste pożegnanie płyty i zespołu ale sprawia ono, że jeszcze chcę więcej… i więcej…

„Power Plant” grupy Golden Dawn to naprawdę znakomity album, to jest perła, którą pozostawiły nam lata sześćdziesiąte. Myślę, że dla każdego fana amerykańskiej muzyki psychodelicznej to jest pozycja obowiązkowa.




piątek, 9 grudnia 2016

GRATEFUL DEAD - Shakedown Street /1978/


  • Good Lovin' (Resnick/Clark)
  • France (Hart/Weir/Hunter)
  • Shakedown Street (Garcia/Hunter)
  • Serengetti (Hart/Kreutzmann)
  • Fire On The Mountain (Hart/Hunter)
  • I Need A Miracle (Weir/Barlow)
  • From The Heart Of Me (D. Godchaux)
  • Stagger Lee (Garcia/Hunter)
  • All New Minglewood Blues (Tradition arr. Bob Weir)
  • If I Had The World To Give (Garcia/Hunter)
  • Jerry Garcia - guitar, vocals
  • Donna Godchaux - vocals
  • Keith Godchaux - keyboards
  • Mickey Hart - drums, percussion
  • Robert Hunter - lyrics
  • Billy Kreutzmann - drums, percussion
  • Phil Lesh - bass, vocals
  • Bob Weir - guitar, vocals

  • Additional musicians;
  • Jordan Amarantha - percussion
  • Matthew Kelly - harp
  • Steve Schuster - horn (on From The Heart Of Me)
Rok 1978 wyróżnił się w karierze zespołu dwoma wydarzeniami. 
We wrześniu doszedł do realizacji wielki koncert pod piramidami w Egipcie. Już dwa lata wcześniej Phil Lesh nosił się z zamiarem takiego występu jednak Bill Graham promotor trasy nie miał czasu zająć się tym tematem. Próba zagrania koncertu w miejscu które ma tajemniczą moc oddziaływania na ludzi „chodziła” Leshowi już od dawna po głowie. W grę brany był pod uwagę wielki mur chiński jednak ze względów politycznych nie było możliwości przeprowadzenia tam koncertu. Oczywiście piramidy miały pierwszeństwo. Lesh: ”Szukałem miejsca, które ma moc zachowaną od starożytnych czasów. Piramidy są jakby oczywistym wyborem takiego miejsca ponieważ na pewno istnieje tam dawna prehistoryczna moc.” Lesh skontaktował się z profesorem Uniwersytetu Egipskiego w Bejrucie, Joe Malonem, który miał kontakty z rządem egipskim. Lesh podkreślał, że grupa zagra za darmo a dochód z koncertów przeznaczy do Departamentu Starożytności. 
Koncerty odbyły się we wrześniu a zatytułowane były jako The Gizah Sound and Light Theatre. 
Co ciekawe w trakcie tych występów uwolniona została prehistoryczna moc, w trzecim dniu 16 września podczas koncertu nastąpiło zaćmienie księżyca co tylko dodało dramaturgii całemu przedsięwzięciu. Drugim wydarzeniem roku 1978 było nagranie i wydanie kolejnego już dziesiątego albumu w historii grupy.
„Shakedown Street” został nagrany latem a wydany 15 listopada 1978 roku. Producentem nagrań był słynny muzyk grupy Little Feat, Lowell George.
Dwa wielkie standardy zespołu znalazły się na tym albumie. Tytułowy, zagrany w rytmach funky, mocno bujający z świetną solówką Garcii oraz napisany przez duet Hart/Hunter „Fire on the Mountain”. 
Mamy tutaj również pieśń napisaną przez Donne, bardzo relaksującą utrzymaną w rytmach boogie a zatytułowaną „From the Heart of Me”.  
„I Need A Miracle” i „Stagger Lee” to utwory bardzo wpasowane w klimat płyty. Płyty, która momentami ociera się o bardzo melodyjne rytmy. To jest jak jazda w słonecznym klimacie Kalifornii docierająca do brzegów oceanu. A całość kończy stonowana, spokojna ballada przypominająca nam, że po dniu nadchodzi ciepła noc. „If I Had the World to Give” zaśpiewana przez Jerry’ego wtacza nas w morskie fale nocnej przejażdżki i spokojnie zanurzamy się w nie szukając morskiego dna. „Shakedown Street” natomiast to pięć minut najbardziej sztywnych rytmów jakie zespół wymyślił do tej pory. Po mistrzowsku chodzi tutaj bas, Lesh jest prawdziwą gwiazdą, do swojego stylu dodaje ciężkie, tłuste pochody a dwóch panów grających na bębnach potęguje to nagranie stosując swoje twarde bity. I jeszcze gitara Jerry’ego niewymuszenie wpasowana w te funkujące rytmy skłania to nagranie do miana jednego z najlepszych z drugiej połowy lat 70-tych. Zaskoczeniem pozytywnym jest utwór napisany przez perkusistę Harta. Znany z występów na żywo „Fire on the Mountain” łączony był z numerem „Scarlet Begonias” co jest o tyle dziwne, że oba te utwory maja inne metra i nie powinny do siebie pasować. Ale tak nie jest. Muzyczni geniusze z Grateful Dead umiejętnie połączyli te dwa eposy w jedność. Jedne z mocnych punktów koncertowych zespołu.
I tą ociekającą rytmami, melodiami i funkującą zabawą płytą grupa powoli kończyła
lata 70-te. No nagrała jeszcze jeden lp na zakończenie dekady ale o nim będzie już za miesiąc.






sobota, 3 grudnia 2016

THE ZOMBIES - Odyssey and Oracle /1968/



1. Care of Cell 44
2. A Rose for Emily
3. Maybe After He's Gone
4. Beechwood Park
5. Brief Candles
6. Hung up on a Dream
7. Changes
8. I Want Her She Wants Me
9. This Will Be Our Year
10. Butcher's Tale (Western Front 1914)
11. Friends of Mine
12. Time of the Season

- Colin Blunstone - Vocals.
- Rod Argent - Organ, Piano, Mellotron, Lead-Vocals.
- Paul Atkinson - Guitar, Vocals.
- Chris White – Bass, Vocals.
- Hugh Grundy – Drums, Vocals.

Porównywanie płyty „Odyssey and Oracle” do „Pet Sounds” The Beach Boys czy do „Abbey Road” The Beatles jest raczej nie na miejscu. Po prostu płyta grupy The Zombies „Odyssey and Oracle” jest wręcz genialna. Więc nie godzę się ze zdaniem krytyków. To, że nie została tak przyjęta w swoich czasach jest winą jak to często bywa wytwórni płytowej. Nieumiejętna promocja i zachłanność oficjeli tylko przeszkodziła muzyce i zespołowi. Nic więc dziwnego, że The Zombies po nagraniu płyty rozpadł się. 
A wszystko zaczęło się w 1963 roku w St.Albans w hrabstwie Hertfordshire gdzie pięciu przyjaciół założyło razem zespół. Byli to Rod Argent, Colin Blunstone, Paul Atkinson, Hugh Grundy i Paul Arnold, którego po kilku tygodniach zastąpił Chris White. W styczniu 1964 roku kwintet wygrał lokalny konkurs „Herts Beat”, w którym główną nagrodą był kontrakt nagraniowy z wytwórnią Decca. Debiutancki singiel The Zombies „She’s not There” odniósł ogromny sukces. W Anglii dotarł do 12 miejsca listy przebojów natomiast w Stanach osiągnął miejsce drugie. Pełne rozmachu organy Argenta połączone z lekko zdyszanym głosem Blunstone’a utworzyły niezwykle atrakcyjne brzmienie. Kolejne single utrzymane były w podobnej konwencji. Na pierwszym planie istniał Argent i Blunstone.
Drugi lp zespołu The Zombies „Odyssey and Oracle” powstał w 1968 roku i niestety był to końcowy akord tej grupy. Powstała płyta fascynująca i przebijająca inne pozycje z tamtych lat. 
Majstersztyk psychodelicznego popu.
„Good Morning to You” tak swoim pełnym senności i zadumy głosem zaprasza nas Blunstone do tej pełnej niespodzianek uczty. Pełna szczęśliwości muzyka otwiera nam drogę na drugą stronę lustra. 
A co tam mamy? 
Melancholijny i bardzo kameralny nastrój towarzyszy nam od pierwszych dźwięków. Psychodeliczny blask utworów pozwala dotknąć nam chmur. Swingujący Londyn otwiera nam swoje drzwi. 
Puk, puk i już jesteśmy na Carnaby Street. A tu co? O proszę! Ulica mająca niezliczoną ilość boutiqów i zadziwiająca swoją atmosferą świetnie oddaje klimat płyty grupy The Zombies. 
Uwaga! powalający dandys w garniturze w paski z nieodłączną laską i melonikiem spaceruje sobie bez zobowiązań i rozmyśla o pięknej Emily. 
No właśnie smutna pełna słodkości melodia w „A Rose For Emily” tworzy drugi numer na płycie. Bogate harmonie w „Brief Candles” czynią z tego utworu niezwykle poruszający moment.
„ Hang  Up On a Dream” z dominującym brzmieniem melotronu czyni ten utwór fenomenalnym i  niewyobrażalnie wręcz poruszającym swoim dramatyzmem. Mająca dziwną, tajemniczą aurę piosenka „Beechwood Park” dodaje tylko uroku tym nagraniom a przepiękna psychodeliczna ballada „Butcher’s Tale /Western Front 1914/” zagrana jedynie z akompaniamentem organów Argenta  wywołuje dreszcze rozkoszy. I najbardziej znany numer z tej płyty „Time of the Season”. Mistrzowski popowy utwór, jeden z  najwspanialszych w historii muzyki.
Niestety płyta „Odyssey and Oracle” przepadła w powodzi innych wydawnictw tamtych lat. Rozgoryczenie muzyków było na tyle duże, że zespół The Zombie rozpadł się.
A płyta. To jest arcydzieło psychodelicznego popu i jestem szczęśliwy, że mogę sobie jej słuchać kiedy tylko mam na to ochotę.