piątek, 22 kwietnia 2022

THE LEMON FOG - The Psychedelic Sound Of Summer /1967-68/

 


1. Summer (Previously Unreleased Complete Version) - 3:48
2. Lemon Fog (Original Single Master) - 2:52
3. Echoes Of Time (Original Single Master) - 2:33
4. The Prisoner (Previously Unreleased Complete Version) - 4:04
5. Day By Day (Previously Unreleased Complete Version) - 3:31
6. Yes I Cry (Previously Unreleased Mix) - 2:49
7. Girl From The Wrong Side Of Town (Previously Unreleased Version) - 3:08
8. Summer (Original Single Master) - 2:42
9. Echoes Of Time (Previously Unreleased Outtake) - 1:26
10.Echoes Of Time (Previously Unreleased Outtake) - 3:38
11.Echoes Of Time (Previously Unreleased Complete Version) - 2:46
12.Lemon Fog (Previously Unreleased Complete Version) - 3:15
13.Day By Day - 3:25
14.The Prisoner - 3:30
15.Girl From The Wrong Side Of Town (Original Single Masters) - 2:52
16.Girl From The Wrong Side Of Town (Previously Unreleased, Discarded Outro) - 0:22


*Ted Eubanks - Keyboards, 12 String Guitar
*Bill Simmons - Lead Vocals
*Terry Horde - Lead Guitar
*Chris Lyons - Drums
*Danny Ogg - Bass

Houston. Rok 1963. W skład powstałego zespołu The Bar Eights weszli koledzy z Fillmore High School, Danny Ogg grający na gitarze prowadzącej i Terry Horde, perkusista oraz basista Timmy Thorpe i grający na saksofonie i wokalu Dale VanDeloo. Zasadniczo grupa grała covery i poza kilkoma występami w barach kawowych, przez dwa lata nie udało jej się zaistnieć nawet półprofesjonalnie. Kiedy podobno VanDeloo zaatakował Ogga statywem mikrofonowym podczas kłótni o to, kto dostanie wyższą gażę, The Bar Eights przestali istnieć. Latem 1965 roku Chris Lyons kręcił się po muzycznym sklepie Clem’s Music, szukając kolesiów do swojego nowego zespołu, który właśnie tworzył. Już wcześniej miał perkusistę Eddiego Sure’a i klawiszowca Jimmy’ego Spichera a szukał gitarzysty i basisty. Danny Ogg właśnie wypróbowywał nowy bajer gitarowy, kiedy Chris zaproponował mu przyjęcie do zespołu. Danny zgodził się ale pod warunkiem, że na basie będzie grał jego przyjaciel Timmy Thorpe, który właśnie został zwolniony z pracy w fabryce szkła i nudził się niemiłosiernie. Lyons zgodził się. Jednak po kilku próbach stało się boleśnie oczywiste, że Sura nie radzi sobie jako perkusista. Ogg: „Eddie ciągle krzyczał na wszystkich, a szczególnie na Timmy’ego, maskując tym swój problem jakim był brak umiejętności gry na instrumencie”.  Do grupy przyłączył się kumpel Ogga z The Bar Eight, Terry Horde i The Pla-Boys zagrali swój pierwszy koncert w St. Regis College for the Arts.

Tego wieczoru na widowni zasiadł człowiek, który miał zmienić ich życie…

Ted Eubanks, awangardowy kompozytor i stały bywalec muzycznej sceny Houston. Tak wspomina wrażenia z występu The Pla-Boys: „Oni grali to całe garażowe gówno. Ich set składał się głównie z coverów takich zespołów jak Sam the Sham and the Pharaophs i ? and the Mysterians. To było okropne. Ale coś mnie w nich uderzyło… Myślę, że to była chemia”. Po koncercie podszedł do chłopaków i zaproponował im, że zaopiekuje się ich muzyczną karierą. Zgodzili się. Eubanks postanowił, że trzeba będzie wprowadzić parę zmian. Po pierwsze, muzyka. Natychmiast zaczął wprowadzać do repertuaru grupy oryginalne numery i zniechęcił ją do typowego garażowego grania. Po drugie, wizerunek. The Pla-Boys wyglądali jak coś pospolitego, w szarych sportowych garniturach. Idąc z duchem czasu Eubanks zadbał o ich psychodeliczny wizerunek, ubierając chłopaków w modne garnitury, przyozdabiając w koraliki i tym podobne rzeczy. I wreszcie nazwa. Od tej pory The Pla-Boys byli znani jako The Lemon Fog.

I tak w krótkim czasie The Lemon Fog stał się jednym z dwóch najlepszych zespołów w okolicy, obok dobrze już znanego Nomads.

Po zmianie składu grupa zyskała status lokalnej gwiazdy i stała się etatową kapelą klubu Jimmy’ego Duncana „The Living Eye”(z ogromnym, pulsującym okiem na środku sufitu). Eubanks: „Nasz program składał się z oryginalnych kompozycji napisanych przeze mnie i Jimmy’ego. Otwieraliśmy występy przed Electric Prunes, The Moving Sidewalks, The 13th Floor Elevator oraz Fever Tree. Scott Holtzman był menedżerem tej ostatniej kapeli i w końcu zajął się też nami”. Pierwsza sesja nagraniowa The Lemon Fog odbyła się w studio Doyle Jones w Houston latem 1967 roku. Ukończono pięć utworów, które były wyrafinowanymi psychodelicznymi odjazdami zahaczającymi o słoneczne brzmienie amerykańskich klimatów. Pierwszym singlem z tej sesji był numer „Lemon Fog” wydany w listopadzie 1967 roku. Alternatywnie zatytułowany był „The Living Eye Theme” nawiązując do klubu Duncana. Jest to jeden z najbardziej eksperymentalnych numerów z danego roku. Instrumenty klawiszowe brzmią jak mellotron, choć w rzeczywistości były to organy Farfisa. Inżynier nagrania tak manipulował taśmą przesuwając ją po głowicach, aż uzyskał efekt fazowania. Jeśli chodzi o pierwsze single The Lemon Fog wyprzedzili inne zespoły swoim unikalnym brzmieniem i stylem łączenia kosmicznych tekstów z jeszcze bardziej kosmiczną, psychodeliczną muzyką. Na szczególną uwagę zasługuje, lokalnie zdobywający zasłużoną sławę drugi singiel grupy: „Summer”/”Girl From The Wrong Side Town”. Ten pierwszy numer zaprezentowany w programie telewizyjnym Larry’ego Kane’a  brzmi bardzo elegancko i mocno wchodzi do czołówki psychodelicznych klejnotów. Delikatne organy w tle oraz spokojny, melancholijny wokal są wskazówką dla niektórych bardziej znanych kapel i ich numerów. Większość nagrań The Lemon Fog utrzymanych jest w klimacie folkowo psychodelicznym a dodatkowym atutem są nieoczekiwane zwroty w partiach gitary oraz organów połączone z ciekawymi harmoniami. Poza pracą w studio, The Lemon Fog cieszyli się opinią jednego z najpopularniejszych zespołów klubowych w okolicy. Poza muzyką, grupa korzystała ze spektakularnej prezentacji scenicznej. W dużej mierze było to zasługą charyzmy i dobrego wyglądu Chrisa Lyonsa. Dodatkowym atutem był Ted Eubanks, tańczący na scenie w długiej, lejącej się cekinowej pelerynie. W szczytowym okresie świetności w zespole zaczęły pojawiać się problemy. Eubanks stawał się coraz bardziej wymagający wobec pozostałych, nalegając, by ćwiczyli każdego dnia, kiedy nie występują. Oprócz tego zaczął narzucać swoje kompozycje i nie myślał o kompromisie. Zaczęło się starcie o władzę. Na domiar złego, ofiarą kwasu stał się Bill Simmons co powodowało jego niekontrolowane odjazdy i opuszczanie występów. W rezultacie Lyons musiał przejmować część obowiązków związanych z grą na klawiszach, oprócz gitary i wokalu. W 1970 roku grupa była już w rozsypce. Kiedy Eubanks spotkał się z pozostałymi na próbie, planując zaprezentować swoją najnowszą kompozycję, chłopaki spakowali sprzęt i z ponurymi minami oznajmili mu, że to już koniec. Tego dnia cała czwórka opuściła miejsce prób i każdy poszedł w swoją stronę. I tak się skończyła historia The Lemon Fog.








środa, 13 kwietnia 2022

JOHN LENNON - Imagine /1971/

 


01. Imagine – 3:02
02. Crippled Inside – 3:47
03. Jealous Guy – 4:12
04. It's So Hard – 2:24
05. I Don't Wanna Be A Soldier Mama – 6:04
06. Gimme Some Truth – 3:14
07. Oh My Love (John Lennon, Yoko Ono) – 2:42
08. How Do You Sleep? – 5:34
09. How? – 3:41
10. Oh Yoko! – 4:16


Ledwo rok wcześniej John Lennon na „Plastic Ono Band” mówił nam, że „sen się skończył”(„God”) a teraz karze nam marzyć od nowa. Lennon zdaje się uważać, że marzenie Beatlesów nie sprawdziło się, więc próbuje je stworzyć sam, pokojową utopię bez granic, w której świat będzie mógł „żyć jak jeden”, bez tych kłótni, i że The Beatles nie są już najlepszym sposobem na odnalezienie tego świata. Tylko, że świat miał pretensje do Lennona za prawdopodobnie niesławny wers z albumu: „wyobraź sobie, że nie masz żadnych dóbr”, podczas gdy sam był multimilionerem. Cóż za sprzeczność! A może jednak? Piosenka „Imagine” jest spełnieniem życzeń Johna o tym, jak chciałby, aby wyglądał świat (i jak większość z nas, skrycie lub nie, chciałaby aby wyglądał) – nigdy nie twierdził, że to marzenie łatwe do zrealizowania, a jedynie, że być może pewnego dnia się spełni. Tak czy inaczej, album „Imagine” przypomina nieco pierwotną szczerość pierwszej płyty Lennona „Plastic Ono Band”, tylko że z pełną premedytacją John dodał do niego „słodzik”. Powstała płyta będąca taka jak debiut tylko z odrobiną cukru i jest: „dla takich konserwatystów jak Ty!”-powiedział Lennon podczas jednej z rozmów Johna i Paula w prasie muzycznej. No cóż, tak. Bez wątpienia „Imagine” okazał się najlepiej sprzedającym się albumem w karierze Lennona i to właśnie ten album lepiej niż jakikolwiek inny oddaje człowieka i jego sprzeczności. Gniewny Lennon, przestraszony Lennon, winny Lennon, zakochany Lennon, zabawny Lennon, zmęczony Lennon: jeśli „Plastic Ono Band” jest najlepszym albumem Lennona pod względem pokazania nam jego prawdziwego wnętrza, to „Imagine” jest najlepszym albumem Lennona pod względem pokazania nam twarzy, którymi dzieli się ze światem.

Zwróćcie uwagę, jak na tak dobrze sprzedającą się płytę, jest ona bezkompromisowo szczera i kontrowersyjna. „I Don’t Wanna Be A Soldier” nie jest bynajmniej najlepszą antywojenną pieśnią, jaką kiedykolwiek napisano, ale biorąc pod uwagę liczbę egzemplarzy, jaką rozeszła się „Imagine”, może być najlepiej sprzedającą się i najczęściej słuchaną antywojenną piosenką w historii. Zauważmy, wydana w czasach, gdy reakcja Richarda Nixona na pokojowe protesty przeciw Wietnamowi była nieproporcjonalna. „Gimme Some Truth” jest najbardziej kontrowersyjną piosenką, jaką Lennon kiedykolwiek napisał. Pluje w niej na polityków i światowych przywódców, którzy udają, że wszystko jest w porządku, podczas gdy najwyraźniej nie jest. Melodia w „Crippled Inside” może i prowadzi nas do wesołego tańca, ale tekst o tym, że każdy dorosły jest w rozsypce, a jeśli nie jest to tylko się okłamuje, to ciężki temat w 1971 roku, podany niemal samoświadomie jako żart. Nawet sam numer „Imagine” jest mocny, jak hymn światowy. Nie ma bardziej „komunistycznych” przebojów niż te, a wydawanie takich piosenek w Stanach Zjednoczonych w 1971 roku, w czasie, gdy próbuje się wjechać do kraju, aby tam zamieszkać, było nader odważnym posunięciem. W „How Do You Sleep?” Lennon traktuje Paula McCartneya jako najnowszego kozła ofiarnego i źródło wszelkiego zła-prawdopodobnie niesprawiedliwie, choć nigdy się nie dowiemy, co tak naprawdę zaszło między nimi pod koniec czasów Beatlesów.

No i kolejna sprzeczność. Album „Imagine” jest zarówno bardziej, jak i mniej ważny od „Plastic Ono Band”. Płyta z 1970 roku była ostatnim słowem Lennona o jego bólu i uczuciach. Pod względem muzycznym była surowa i to pokazywało jej klasę. Jednak „Imagine” jest ważniejsza po prostu dlatego, że to właśnie na nim większość fanów zaczyna zwracać uwagę na Lennona, a on powoli wypracowuje swoje solowe brzmienie. Jest punktem, w którym Lennon wreszcie robi dobry użytek ze swojego gwiazdorskiego nazwiska. Jeśli kochasz muzykę do tego stopnia, że bez niej twoje życie uległoby nieodwracalnemu zniszczeniu, to uważaj bo może ona być kapryśnym mentorem. Może sprawić, że wzniesiesz się na wyżyny tak radosne, że twoje serce poczuje się jak gdyby miało zerwać swoje włókniste kajdany. Może też wpędzić w taką rozpacz, że nie ma sensu dalej żyć. Może wywołać frustrację, gniew, empatię, miłość, pogardę, obojętność i śmiech w równych proporcjach. Pewnie to znasz. I tu masz wyjątkową rzecz, za jednym posiedzeniem dostajesz całą tą porcję uczuć.

Słuchaj „Imagine”.

I jeszcze zwróć uwagę.

Jak już pisałem piosenka „Imagine”, hymn światowy znaczy bardzo wiele. I z tekstem Lennona, który mówił o marzeniach i utopii rywalizuje ona z „I have a dream” Martina Luthera Kinga. I wyobraźcie sobie, że wciąż, nawet na ułamek sekundy świat nie zbliżył się do tej utopii i pewnie tak już pozostanie.

„Wyobraź sobie, że nie ma państw/ To nie jest trudne do osiągnięcia/ Nie ma za co zabijać, ani poświęcać życia/ I nie ma religii/ Wyobraź sobie, że wszyscy ludzie żyją w pokoju”.










niedziela, 3 kwietnia 2022

TIMMOTHY - Strange But True /1972/

 


1. Blue and Grey
2. You're Stayin' Here Tonight
3. A Woman
4. Evil Woman
5. Down Country
6. Rich Get Richer
7. The Sky
8. Good Morning

Bass - Don Scherzer/Lane Vallier
Lead Guitars - Larry Hadsall/Terry Bladecki
Drums - Tom Pfundt/Ham Roth
Guitar and Vocals - Timmothy


Ward, Tim Ward mieszkaniec Bay City, po raz pierwszy pojawił się na scenie muzycznej Michigan jako muzyk zespołu The Ides Of March (nie jest to zespół, który wydał płytę „Vehicle”), garażowo-rockowej grupy nastolatków z Essexville w stanie Michigan. To był wtedy szczyt Beatlemanii, a Ward – wówczas uczęszczający do Garber High School – dopiero zaczynał swoją karierę. Zespół występował w środowisku nastolatków w całym stanie a także w Ohio i Indianie. Później Tim został frontmanem The Blues Company. W latach świetności grupa wydała trzy single, które czasami pojawiają się na różnego rodzaju kompilacjach. Na początku lat 70-tych Ward odnalazł nową pasję, którą stało się pisanie samotnych, folkowych piosenek, umiejętnie wpływających w klimat kawiarnianego folku. I oto pod pseudonimem Timmothy, nagrał i wydał własnym sumptem w 1972 roku przepiękny album solowy „Strange But True”. Jest to poszukiwana przez entuzjastów płyt winylowych prywatna płyta, która powstała w nakładzie zaledwie 300 egzemplarzy. Jest to album, który można uznać za dziwaczną podróż w nieprzyzwoicie mroczny klejnot psychodelicznego folku. Na okładce tego dzieła znajduje się zwykłe czarno-białe zdjęcie Warda i nie jest to typowe zdjęcie promocyjne „gwiazdy rocka”. Z łatwością mogłoby to być przypadkowe zdjęcie z rodzinnego albumu. W jakiś sposób to działa i ma sens w przypadku tej czterdziestominutowej kolekcji intymnych dźwięków. To bardzo samotna, folkowa płyta z mieszanką gitary elektrycznej i akustycznej, basu i perkusji z subtelnymi wpływami bluesa plasująca się gdzieś tam w okolicach wczesnych nagrań Neila Younga. Po obu stronach płyty znalazło się wiele wyróżniających się numerów dla których warto poznać te nagrania i ….zachwycić się nimi.

Oto niebezpiecznie zbliżony do twórczości właśnie Younga otwieracz „Blue and Grey”, ale jest to fantastyczny wstęp. Ten numer to ciężka lirycznie, melancholijna, akustyczna piosenka o osobie, która straciła ukochaną osobę i chce być z nią po „drugiej stronie”. Ward śpiewa o tym, że minęły trzy lata, odkąd widział ją po raz ostatni i chciałby, aby tu była razem z nim. Kolejnym jest folkowy utwór, opowiadający o mężczyźnie, który chce by jego romantyczna wybranka została z nim na noc. Kusi ją łagodnością, czułymi słówkami, mówi, że kocha ją bardziej, ale ona zmienia się i zostawia go samego. Muzycznie przebija pod koniec optymizm i melancholijna aura. Ale już teraz mamy fantastyczne odjazdy w postaci dwóch piosenek. „A Woman” to energetyczna piosenka, mocna osadzona w psychodelii z rozmytą gitarą elektryczną, wyjątkowym wokalem wzmocnionym echem i zabójczą grą perkusisty. Czysta w swej prostocie pieśń brzmi jakby człowiek cieszył się z tego, ze trzyma swoją kobietę za rękę, co powoduje tęskne poczucie bliskości. Świetnie komponuje się to z energicznym klimatem utworu, z uderzeniami perkusji, doskonałymi solówkami gitarowymi i krzykliwym wokalem. Z drugiej strony, choć „Evil Woman” stonował brzmienie, wykorzystując jedynie minimalną ilość gitary, to klimat bagnistego bayou uderza w słuchacza. No ale jest to opowieść o złej kobiecie, która odeszła. Grany jest w swej istocie w postaci jamu, bardzo rytmicznej akustycznej gitarze i perkusji brzmiącej jakby w cieniu. Jednymi z najprzyjemniejszych piosenek na płycie są z pewnością dwa kolejne numery: „Down Country” i „Rich Get Richer”. Pierwsza to wesoły kawałek z żywą gitarą, z szybkimi, country bluesowymi zakrętami i zabawnymi akordami. Miły wokal uatrakcyjnia i tak już fajną melodię. Natomiast „Rich Get Richer” jest oparty na dźwiękach gitary i basu. To ballada mówiąca o tym, jak złe mogą być pieniądze i jak bogaci ciągle się bogacą, a biedni ciągle ubożeją. Tim śpiewa bardzo spokojnie a całość reperuje mocnymi rytmicznymi akordami gitary. Ostatnimi numerami na płycie są kompozycje, z których pierwsza „The Sky” to jeden z najważniejszych punktów albumu. Z gitarą pobudzoną echem, z mocno mieniącym się pogłosie i świetnym wokalem Tima, toczy się w smutku poruszającym każde uciekające sekundy numeru. Ale i słoneczne promienie wychylają się zza chmur, tworząc z całości barwne kolory tęczy. Psychodeliczne nutki buszują w głośnikach i sprawiają, że całość brzmi bardzo ładnie. „Good Morning” to mniej więcej standardowa akustyczna piosenka podparta basem i drugą gitarą. Cały numer jest spokojny, tylko czy na pewno ten dzień będzie dobry?

„Strange But True” to z pewnością zapomniany klejnot, który dzięki zawiłym tekstom, unikalnemu stylowi gry i wokalowi, przy odrobinie czasu i ekspozycji mógłby zostać okrzyknięty klasykiem, jak wiele innych albumów. Dla tych, którzy nieustannie szukają i polują na zapomnianych singer-songwriterów jest to pozycja obowiązkowa.