środa, 25 października 2017

THE MAMAS AND THE PAPAS - Deliver /1967/


01. Dedicated to the One I Love 
02. My Girl 
03. Creeque Alley 
04. Sing for Your Supper 
05. Twist and Shout 
06. Free Advice 
07. Look Through My Window 
08. Boys & Girls Together 
09. String Man 
10. Frustration 
11. Did You Ever Want to Cry 
12. John’s Music Box


John Phillips  - voc, gtr
Michelle Phillips - voc
Denny Doherty - voc
Mama Cass Elliot - voc
Hal Blaine  - drums
Larry Knetchel - keyboards
Jim Horn  - flute, sax
Joe Osborn  - bass
"Doctor" Eric Hord  - gtr
P.F.Sloan  - gtr
Gary Coleman - perc, bells, marimba

W 1967 roku utożsamiani dotąd z popularną muzyką soliści i zespoły uświadomili sobie, że ich nowa muzyka pozyskuje coraz szersze kręgi podzielających ich idee odbiorców. Eksperymenty brzmieniowe szły w parze z eksploatacją stylów nieobecnych dotąd w muzyce rozrywkowej. Na blues, jazz i folk nakładały się tradycje orientalne i afrykańskie. To z kolei spowodowało akceptację ambitnych i eksperymentatorskich poszukiwań przez rosnące grono słuchaczy. Aby szerzej to zjawisko zaprezentować John Phillips, Alan Pariser, Paul Simon i Lou Adler wymyślili festiwal, który odbył się 16-18 czerwca w Monterey. 
John Phillips był twórcą zespołu, który zresztą również wystąpił na festiwalu. 
Była to grupa wokalna The Mamas and The Papas. Jej urzekające wokalne brzmienie oddawało charakterystyczną dla epoki kontrkultury mieszaninę muzyki folk i pop. Wraz z Phillipsem w zespole występowali: jego żona Michelle Phillips oraz dwoje byłych członków grupy The Mugwumps: Denny Doherty i Cass Elliott. 
Dwa wielkie przeboje nagrane przez grupę w 1966 roku już na stałe wpisały się do kanonów muzyki popowej łączącej niezapomniane Lato Miłości ze słoneczną Kalifornią. „California Dreamin’” oraz „Monday Monday” są numerami wizytówkami grupy The Mamas and The Papas. Z pewnością są to utwory, które każdy kto choć trochę słucha muzyki powinien znać. 
Jednak dla mnie to nagrana w 1967 roku płyta „Deliver” jest największym osiągnięciem grupy. Album wyprodukowany został przez Lou Adlera a nagrań dokonano w studio United Western Records w Los Angeles.
Najpiękniejszym i zarazem najbardziej emocjonalnym otwarciem płyty jest piosenka „Dedicated To The One I Love” zaśpiewana według własnych sugestii przez Michelle Phillips. Jest to finezyjna wersja tematu The Shirelles. Zmysłowy, przypominający podróż Cadillakiem po Bulwarze Zachodzącego Słońca wstęp Michelle wsparty partią gitary akustycznej jest do dziś klasycznym schematem wykorzystywanym w popowych nagraniach. Ta piosenka ukazuje niewinną piękność Michelle. Tu jest wszystko bardzo odlotowo zaaranżowane, ale ten odlot odbywa się w naszych zmysłach. Wraz z wokalistką unosimy się nad kolorowymi barwami letniego popołudnia i powoli, leciutko jak pyłek na wietrze opadamy aby przysiąść na brzegu wolności. Muzycznie też dzieje się dużo, podkład podany jest bardzo przejrzyście a akcent na „My Baby” stał już się kanonem. Sukces tej piosenki jest też wymierny, otóż na liście Bilboardu dotarła ona do drugiego miejsca. Na płycie znajduje się dwanaście kompozycji z czego pięć jest Johna Phillipsa a w trzech współautorką jest jego żona, Michelle. Reszta to utwory innych wykonawców.
„Creeque Alley” jest autobiograficzną opowieścią w której świetnie współ harmonizują ze sobą wokale.
Pojedziemy razem na wzgórza otaczające błękitne wody oceanu, trzymając się za ręce poprowadzę cię wzdłuż tęczowych kwiatów na łące, moja dziewczyno. „My Girl” grupy The Temptations właśnie tak urzeka na płycie. I znowu harmonia wokalna wyprzedza i pozostawia w tyle inne grupy wokalne. Natomiast „Sing for Your Supper” wyróżnia się potężnym głosem Mamy Cass Elliott, która śpiewa bardzo czysto i bez zająknięcia oferuje nam pełen stół dobroci. A swoista, oniryczna pełna fantazji wersja utworu „Twist and Shout” sprawia, że już nie mam ochoty słuchać oryginału. Wystarczy mi spokojny śpiew i aranż muzyków The Mamas and The Papas. Głos Mamy Cass w „Did You Ever Want to Cry” jest pełen życia a płytę kończy króciutki instrumentalny „John’s Music Box”.

Te dwanaście piosenek starannie opracowanych pod względem wokalnym pozostawia po sobie grupa, której należy się cześć w historii muzyki 
popularnej – The Mamas and The Papas. 





środa, 18 października 2017

IRON BUTTERFLY - In-A-Gadda-Da-Vida /1968/


1. Most Anything You Want (3:44) 
2. Flowers And Beads (3:09) 
3. My Mirage (4:55) 
4. Termination (2:53) 
5. Are You Happy? (4:29) 
6. In-A-Gadda-Da-Vida (17:05) 

- Erik Brann / guitar, vocals (4)
- Doug Ingle / organ, vocals
- Lee Dorman / bass, backing vocals 
- Ron Bushy / drums

Ten utwór usłyszałem po raz pierwszy w pewne słoneczne, jesienne popołudnie. Patrząc na wielobarwne liście wdzięczące się niczym baletnice na wietrze, łzy spełnienia i śmiech spełnienia. Intrygujące dźwięki rozpoczynające ten numer, och, nie przejmuj się, czy to będzie parominutowa piosenka? 
O nie! nikt nie powiedział, że to jest siedemnastominutowy utwór otwierający drzwi do najskrytszych myśli. 
Duchy dawnej iluzji, duchy nijakiej miłości-Rozum oślepiający. 
Natarczywe kościelne brzmienie Hammondów na tle hipnotycznego basu nadciąga od strony śmierci. Gorące brzuchy gitar gubią się w fali, która płynie przez Kosmos. I dźwięki perkusji jak zbyt chude czaszki, milczący wzrok. Głodny czarny anioł za człowiekiem w trop. Wybudzają się znowu organy, spokojne i ulotne. Żałobnicy odchodzą do swego starego snu. A ty obudzisz się w Oku Dyktatora Wszechświata!  Gitarowe efekty dopełniają olśnienia. 
Rozum otwarty!!! Wypełniają cię kolory zmieniające się w tęczowy korowód. Wirujesz w kalejdoskopie jak bańka mydlana. Gdzie się zatrzymasz?
Jeszcze na chwilę zespół zabiera nas w wschodnie klimaty by eksplodować gitarą brzmiącą jak dźwięczny ryk słonia. I powrót do zwrotki i refrenu kończy ten niesamowity utwór.
„In-A-Gadda-Da-Vida” grupy Iron Butterfly został nagrany  i wydany w 1968 roku na płycie o tym samym tytule. Oprócz tego kawałka płyta zawiera jeszcze sześć krótszych numerów, które oczywiście utrzymane są w klimacie lat sześćdziesiątych ale intrygującą brzmią za sprawą kościelnych dźwięków organów Hammonda i wokalu Douga Ingle’a. Już otwierający płytę utwór „Most Anything You Want” potwierdza to co napisałem wcześniej. Zachwyca również solo gitarowe grane przez Erika Branna. Miła, przyjemna w odbiorze kolejna piosenka „Flowers and Beads” wypełnia całe powietrze melodyjną psychodelią wzbogaconą harmonią wokalną. 
„My Mirage” proponuje nam niezapomniane akordy i harmonie. Doskonały riff wzbogaca utwór przywracając do życia gładkie, gitarowe ścieżki. Kolejnym numerem jest prosty ale bujający utwór „Termination” kończący się piękną odrealnioną codą. I „Are You Happy?” mocna psychodeliczna rzecz, dla mnie doskonała piosenka. Rozbuchana gitara nacierająca na wściekłe organy tworzy dziwaczne nastroje. Całość eksploduje pytaniem: Czy jesteś szczęśliwy?
Muzycy grupy Iron Butterfly pewnie nie podejrzewali, że osiągnął niebywały sukces tym nagraniem. Płyta sprzedała się w wielomilionowym nakładzie a „In-A-Gadda-Da-Vida” stał się kamieniem milowym w rozwoju hard rocka.

Dlatego zawsze będę bardzo emocjonalnie wspominać pewne słoneczne, jesienne popołudnie kiedy pierwszy raz usłyszałem zespół Iron Butterfly i ich magnum opus „In-A-Gadda-Da-Vida”.




środa, 11 października 2017

ERIC BURDON & THE ANIMALS - Every One Of Us /1968/

1. White House (Burdon) 3:53
2. Uppers And Downers (Burdon) 0:25
3. Serenade To A Sweet Lady (Weider) 6:14
4. The Immigrant Lad (Burdon) 6:16
5. Year Of The Guru (Burdon) 5:27
6. St. James Infirmary (Traditional; arranged by Burdon, Weider, Jenkins, McCulloch, Briggs) 5:03
7. New York 1963-America 1968 (Burdon, Bruno) 18:48
  • Eric Burdon: Lead Vocals
    Danny McCulloch: Bass, Vocals, 12 Strings Guitar
    Barry Jenkins: Drums, Tambourine, Reco-Reco
    Vic Briggs: Guitar, Bass
    John Weider: Guitar, Celeste
    George Bruno (aka Zoot Mooney): Hammond Organ, Piano, Vocals

Pierwsza odsłona The Animals zakończyła swój żywot w 1965 roku, Burdon wyjechał do Stanów Zjednoczonych gdzie założył The New Animals. Grupa nagrała tam cztery albumy po czym się rozpadła. Trzy z nich już opisałem, kolej na czwarty. „Every One Of Us” został nagrany w sierpniu 1968 roku a do zespołu doszedł nowy muzyk, Zoot Money, grający wcześniej w psychodelicznej grupie Dantalian’s Chariot. Od wydania poprzedniej płyty minęło mało czasu ale wszystko się dramatycznie zmieniło i muzyka Burdona zaczęła odzwierciedlać otaczający świat. To już nie było sielankowe Lato Miłości 1967 roku. Czołgi na ulicach, obławy, nagonki, płonące dzielnice, dziesiątki zabitych i rannych-te obrazy wstrząsnęły Ameryką.
 „Wizje! Omeny! Halucynacje! Cuda! Ekstazy! Spłynęły rzeką Ameryki!
Sny! Adoracje! Olśnienia! Religie! Okręty wrażliwego łajna!
Prawdziwy święty śmiech w rzece! Widzieli to wszystko! Dzikie oczy! Święte wycia! Żegnali! Skakali z dachu! W samotność! Powiewając! Niosąc kwiaty! Do rzeki! Na ulicę!”
Allen Ginsberg  „Skowyt”:
Płyta Erica Burdona i jego The New Animals ma w sobie coś z tej płonącej, złowieszczej rzeczywistości. Obok niepokoju, Burdon jest jednym z pierwszych, który żegna Lato Miłości.
Ale okazuje się, że ta melancholijna kolekcja piosenek wypełniona jazzowymi i folkowymi aranżacjami ma tą siłę, moc, wypowiedzenia wojny. A wszystko zaczyna się jeszcze dziewiczo w utrzymanym w klimacie z poprzedniej płyty utworze „White Houses”. Dużą rolę odgrywa w nim świetna solówka Weidera oraz pełny, cholernie dojrzały głos Burdona.
Wiesz, dopiero teraz uświadomiłem sobie, że głównie jest to płyta Burdona. Jego wokal jest po prostu nie-sa-mo-wity. Taką głębie wyczarować może tylko artysta. I Eric Burdon nim jest. Aranżacja i wykonanie znanego bluesa „St. James Infirmary” ukazuje całą potęgę Burdona. Czysty, mocny, czarny głos doprowadza do ekstazy. Nagle nie wiesz co się dzieje, wojna trwa ale już nie tylko na ulicach ona też jest w Twojej głowie. Lato Miłości zmieniło oblicze świata i już nic tego nie stłumi. Ta wiara zawarta na płycie ciągle jest, tylko się wsłuchaj!!
Dziewiętnastominutowy „Nowy Jork 1963 – Ameryka 1968” jest podzielony, umownie na trzy części. Miła, spokojna melodia  z monotonnym basem i cichą, melancholijną gitarą rozpoczyna utwór stanowiący punkt krytyczny całej płyty. Burdon podróżuje z Newcastle przez Londyn do Nowego Jorku zbierając swoje doświadczenia. W Nowym Jorku spotyka Boba Dylana i piękne czarne kobiety oraz czyta o śmierci Kennedy’ego. Część środkowa zawiera wywiad z członkiem Czarnych Panter, organizacji walczącej o prawa Murzynów. Rewolucja opanowała ścieżki płyty. Ostry, napędzający rytm z wyjącą wręcz krzyczącą Wypuście mnie! gitarą do tego podłączone organy Zoota Moneya napędzają trzecią część utworu czyniąc z niego pełen ekspresji, dynamit, który wybucha z każdą sekundą trwania numeru. 
„Chcę być wolny cały czas”  Burdon nie zostawia wątpliwości o co mu chodzi.
I tak płyta „Every One Of Us” powoduje, że słuchając jej zawsze czuję się pochłonięty muzyką i wielkim wokalem w dziwny ale przyjemny sposób.






środa, 4 października 2017

JERRY GARCIA/MERL SAUNDERS - Live At Keystone vol.1 & 2 /1973/


  • Keepers (Merl Saunders / John Kahn)
  • Positively 4th Street (Bob Dylan)
  • The Harder They Come (Jimmy Cliff)
  • It Takes A Lot To Laugh, It Takes A Train To Cry (Bob Dylan)
  • Space (Merl Saunders / Jerry Garcia / John Kahn / Bill Vitt)
  • It's No Use (Clark / McGuinn) +
  • Merl's Tune (Merl Saunders / White)
  • That's Alright Mama (Arthur Crudup)
  • My Funny Valentine (Rodgers / Hart)
  • Someday Baby (Sam Hopkins)
  • Like A Road Leading Home (Nix / Penn)
  • Mystery Train (Junior Parker / Sam Philips)
  • Jerry Garcia - guitar, vocals
  • Merl Saunders - keyboards
  • John Kahn - bass
  • Bill Vitt - drums
  • David Grisman - mandolin (Positively 4th Street)
Szerokie muzyczne zainteresowania Jerry’ego Garcii doprowadziły do różnorodności muzyki jaką wykonywał grając z własnym zespołem. Podobnie jak w macierzystej grupie Grateful Dead solowa działalność Jerry’ego opiera się na bluesie, folku, country, jazzie i rocku, podanej w improwizacyjnym środowisku, który w dużym stopniu służyło jako ramy dla jego solówek. Jego grupa nie grała awangardowych dźwięków a była bardzo silnie ukierunkowana na rhythm and bluesowe ścieżki, nie brakowało też wycieczek w stronę funkujących rytmów czy też gospelowych śpiewów.
Rok 1973, 30-letni gitarzysta Jerry Garcia był u szczytu swoich możliwości. Był muzycznym fanatykiem, który zawsze chciał grać. Nic dziwnego, że jego obecność na płytach z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych jest zauważalna. Jefferson Airplane, Crosby, Stills, Nash and Young, It’s a Beautiful Day, New Riders Of the Purple Sage, David Bromberg czy Ornette Coleman to tylko niektórzy wykonawcy na których płytach słychać grę Garcii. I to nie zawsze na gitarze. Wywodzący się z bluegrassowej tradycji Jerry Garcia opanował do perfekcji grę na pedal steel guitar czy na banjo.
W 1971 roku wraz z Howardem Walesem nagrał jazz rockową płytę „Hooteroll?” a rok później  połączył swoje siły z kolejnym keyboardzistą Merlem Saundersem, z którym nagrał dwie studyjne płyty. Jak się okazało ta współpraca była jedną z najdłużej trwających, tak muzycznej jak i osobistej przyjaźni. To właśnie Saunders pomógł Garcii odzyskać umiejętności muzyczne po śpiączce, która w 1986 roku prawie Jerry’ego zabiła. Nagrania opisane poniżej z kilku koncertów w Keystone, Berkeley ilustrują dynamiczną współpracę obu muzyków w szerokim zakresie.
Repertuar obejmuje wszystko od bluesa, rocka i elementy muzyki karaibskiej po jazz, funk i Motown. Jest to część geniuszu artystycznego Garcii, jego miłości do wszelkiego rodzaju muzyki i zdolności do ułożenia tego w całość, w przeciwieństwie do wielu artystów, którzy tkwią w jednym gatunku. Luźna atmosfera nagrań podkreśla tylko radość z grania i umiejętność poprowadzenia solowych poczynań obojętnie w którą stronę. Świadomość, że pozostali muzycy pójdą za mną jest bezcenna. Doskonała i świetnie rozumiejąca intencje Jerry’ego sekcja rytmiczna również nie wypadła sroce spod ogona. Basista John Kahn oraz perkusista Bill Vitt współpracowali już z Garcią od jakiegoś czasu. Nagrania z Keystone, które zawierają te płyty zostały zagrane 10 i 11 czerwca 1973 roku.
Ogień, woda, powietrze i wiatr luźno wymieszane w słońcu jak skrzydła motyli prowadzą nas w tych dźwiękach, mających w sobie nieprzebraną tęsknotę za swobodnym, luźnym niczym nieskrępowanym życiem. Niebo jest nadal czyste, krople deszczu są pełne osobowości, usiądź przyjacielu obok mnie nad wodą i posłuchaj. „My Funny Valentine” odbija się w tęczowych wodospadach, prowadząc luźne dźwięki w stronę docelowego portu. Ten ponad osiemnastominutowy numer zawiera w sobie czysto jazzową atmosferę. Wszyscy muzycy improwizują ale robią to tak delikatnie, tak swobodnie, że… Posłuchaj! ten wodospad cichutko tchnął nowy powiew… Podobne jamowe granie usłyszysz np. w „Merl’s Tune” czy w „Mystery Train”. Tutaj dzielnie sekunduje Garcii, Saunders, którego gra wysuwa się czasami na pierwszy plan a jego wyczucie instrumentu sprawia, że to wszystko wspaniale chodzi. Zestaw zawiera również niektóre w najlepszych wokali Garcii, choćby w dylanowskich „Positively 4th Street” i „It Takes a Lot to Laugh, it Takes a Train to Cry”.
Natomiast „The Harder They Come” Jimmy Cliffa utrzymana w klimacie reggae jest zagrana czysto i powołuje się na duchową atmosferę wyrażoną przez Jerry’ego pięknym solem gitarowym.
„Live At Keystone” zawiera materiał, na którym miłośnicy takiej szczerej i niezobowiązującej muzyki dostrzegą mistrzostwo wykonania i specyficzną atmosferę, a zarazem jest to kolejny dowód, że Jerry Gracia jest jednym z najbardziej wpływowych artystów i postaci kontrkultury współczesnej historii.