niedziela, 6 listopada 2022

THE BYRDS - The Byrds /1973/

 


1) Full Circle
2) Sweet Mary
3) Changing Heart 
4) For Free 
5) Born To Rock & Roll
6) Things Will Be Better
7) Cowgirl In The Sand
 8) Long Live The King 
9) Borrowing Time 
10) Laughing
11) (See The Sky) About To Rain


Zapowiedź ponownego wydania albumu z udziałem wszystkich pięciu oryginalnych Byrdsów rozbudziła w 1973 roku oczekiwania do tego stopnia, że cokolwiek by się nie pojawiło, było skazane na sukces. Szczególnie według fanów. Właśnie pomimo ogólnego negatywnego nastawienia krytyków, to lojalność fanów i niecierpliwe sygnały oczekiwania sprawiły, że nowy longplay odniósł ogromny sukces w Stanach Zjednoczonych. Był to najlepiej sprzedający się album The Byrds od czasu „Turn, Turn, Turn”.

Zawsze byłem totalnym fanem Byrdsów, odkąd po raz pierwszy ich usłyszałem i nie ma ani jednego ich albumu który uważam za zły. Ale ten album jest ukrytym klejnotem, który czeka spokojnie gdzieś tam w oddali, aby nadszedł jego czas. A gdy on już jest, gdy go dotkniesz, to masz problem. Otóż nie sposób się od niego uwolnić, przynajmniej przez jakiś czas.

Teorii stojących za powrotem jest wiele. Według jednej z nich Crosby odwiedził Rogera McGuinna w połowie 1972 roku i skrytykował uwielbiany skład Byrdsów (White/Battin/Parsons), sugerując zreformowanie oryginalnego zespołu, aby nagrać album pokazujący, gdzie muzycy założyciele są dzisiaj. Inna wersja mówi, że David Geffen dostrzegł potencjał zjednoczenia i zasiał sugestie w umyśle McGuinna, zauważając, że sam McGuinn jest niezbyt zadowolony z długoletniego składu. Tak czy inaczej, Roger zgodził się, a pozostali muzycy, którzy znaleźli się pomiędzy długoterminowymi zobowiązaniami, poszli za nim.

Album został wyprodukowany przez Davida Crosby’ego i jego brzmienie jest mocno przesiąknięte Davidem. Przeważają gitary akustyczne, elektryka i bas są w większości wmieszane w tył, a mandolina Hillmana i śpiewna harmonijka Clarka są mocno wyeksponowane jako instrumenty solowe. Można dojść do wniosku, że dzięki tej płycie Crosby wreszcie osiągnął dominację nad Byrdsami, której pragnął w klasycznych latach.

Wprawdzie McGuinn mówił, że oszczędzał swój najlepszy materiał na później ale co może znaczyć w takim razie piękna akustyczna ballada „Sweet Mary” przy tym wyznaniu. Ujmująca w każdym calu, wrażenie robi przy refrenie, gdy współgranie mandoliny i banjo oraz gitary akustycznej tworzy klimat całkowicie magiczny. Dodatkowo główny wokal dodaje emocjonalnej chwiejności piosence, co oczywiście sprawia, że jest to trudny do niezauważenia klejnot. Crosby ładnie obchodzi się z numerem „For Free” Joni Mitchell tworząc łagodne brzmienie, wyciągając melodię do przodu. Jestem wielkim fanem twórczości Gene Clarke’a a jego rozpoczynający płytę „Full Circle” jest jak najbardziej na miejscu. No lepszego początku być nie może. Ten utrzymany w klimacie starych Byrdsów numer jest zwarty i pogodny i zawiera wszystkie atuty jakie powinny znaleźć się w piosence. Zresztą Clark też zamyka płytę coverem Neila Younga „(See the Sky) About the Rain” gdzie jego wokal czyni ten numer serdecznym i pięknym. To jakby być w Wielkim Miejscu, Bajecznym Miejscu, w kraju Beulah. To jakby być zaślubionym Ziemii.

Również warto zwrócić uwagę na Hillmanowskie „Things will be Better” ze swoim tupiącym rytmem i radosnymi skrzypkami. To, że słuchając nóżka sama chodzi wcale nie jest przypadkiem.

David Crosby przyczynił się do mistycznego przepływu filozoficznej psychodelicznej melodii nagrywając swój własny cover „Laughing”. Unosząca się atmosfera tego numeru opiera się mglistym otchłaniom wystając ponad nimi. Ten duch melodii potwierdza pewny jak zawsze David, a Bydsowski gang podąża za nim nucąc delikatnie tło pośród splątanych gitarowych dźwięków.

Co ciekawe „The Byrds” jest albumem, który nie został wydany z tymi ekskluzywnymi notami jak albumy Columbii, ani nie zawiera żadnych bonusowych utworów, co może sprawiać, że ludzie przegapiają ten klejnot.

No cóż, dla mnie The Byrds jest jednym z ulubionych amerykańskich zespołów a ich twórczość przyczyniła się do powstania wielu kapel grających muzykę przesiąkniętą Zachodnim Wybrzeżem. „The Byrds” jest z pewnością niedocenionym odłamkiem muzycznej historii, słuchana z przyjemnością brzmi jakby piątka przyjaciół zawitała do mnie i zagrała na werandzie w weekendowe, słoneczne popołudnie.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz