02 - Chelsea Morning
03 - I Don't Know Where I Stand
04 - That Song About the Midway
05 - Roses Blue
06 - The Gallery
07 - I Think I Understand
08 - Songs to Aging Children Come
09 - The Fiddle and the Drum
10 - Both Sides Now
Na debiucie była eteryczną syreną śpiewającą z odległych
mgieł, tutaj na „Clouds” jest pięknością z sąsiedztwa, przeglądającą własną
poezję i pamiętniki. Kwintesencja lat 60-tych, zbiór gotowy do śpiewania z
gitarą, przedwczesne artystyczne maleństwo, które głosi swoje mądrości
świadomie ignorując popowy szum. Tak, Joni Mitchell, może trochę za młoda, by
śpiewać o smutku, przygnębieniu i melancholii (choć życie już ją niemiłosiernie
dotknęło) ale z pewnością ma to swój urok i wdzięk. I bliższe są mi raczej
tutaj letnie wieczory niż jesienne smutki. Spoglądam czasami ukradkiem na nią,
gdy siedzi na werandzie, ubrana w sukienkę w kwiatki, mająca spięte włosy i
bose stopy. A ona udaje, że mnie nie widzi i śpiewa mając przymknięte powieki:
„Obudziłam się, to było poranne Chelsea/ I pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam/
Było słońce, które przeszło przez żółte zasłony/ I tęczę na ścianie/ Niebieski,
czerwony, zielony i żółty wita cię/ Szkarłatne kryształowe koraliki kołyszą
się”. No a gdy dodaje jeszcze to: „Znalazłam dziś kogoś kogo kocham/ W jego
oczach jest smutek. Jak u anioła z cyny/ Co się stanie jeśli spróbuję umieścić
w nim kolejne serce/ W kawiarni Bleeker Street znalazłam dziś kogoś kogo
kocham”, to tylko wisi w powietrzu lekkie rozczarowanie, że to nie o mnie ta
piosenka. A przecież te pojedyncze dźwięki gitary akustycznej wprawiają w
niezwykłe akordy, które oddzielają się od oczekiwań i tworzą poczucie oderwania
od codzienności. Delikatny głos Joni w „Songs to Aging Children Come”
skutecznie harmonizuje z samym sobą, krążąc wokół melodii jak satelity wokół
gwiazdy. Wsparta pięknymi harmoniami, czysta melodia, jedna z najpiękniejszych
znajduje się w utworze „The Gallery”, który opowiada o wartości kobiet w naszym
społeczeństwie, bezpośrednio związanych z przemijającym pięknem: „Dałam ci
wszystkie moje piękne lata/ Potem zaczęła się pogoda/ I zostałam tu na zimę/
Podczas gdy ty wyjechałeś na zachód, by zaznać przyjemności”. W tym nastroju
będąc o mało nie przeoczyłem, że gitarowe dźwięki zanikły a sam wokal, czysty i
pełen żalu porusza temat groźnej rzeczywistości. „I tak jeszcze raz mój drogi
Johnny/ Mój drogi przyjacielu/ I tak po raz kolejny walczysz z nami wszystkimi/
A kiedy pytam cię/ dlaczego podnosisz kije i płaczesz, a ja upadam/ Och, mój
przyjacielu/ Jak mogłeś zamienić skrzypce na bęben”. Grzmot w oddali jakby
dochodził do nas ale ten jasny wokal świeci, przynosząc mi okrycie przed
deszczem. Nadal wpatruję się na drewnianą, w kolorze ciemno brązowym werandę.
Nadal widzę piękną kobietę i tylko smutek oraz rezygnacja przebija przez ciemne
okulary. Bo takie jest życie i nic z tym nie zrobisz. I nawet nie patrząc w
moją stronę, chociaż tak pragnąłbym jej choć uśmiechem podziękować, kończy
śpiewanie i znika zza zamkniętymi drzwiami: „Ale teraz starzy przyjaciele
zachowują się dziwnie/ Kręcą głowami, mówią, że się zmieniłam/ Cóż, coś się
straciło, ale coś się zyskało/ Jak to w życiu bywa”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz