- Quattro (World Drifts In) [4:33]
- The Price of Love [4:50]
- Go Your Way [5:07]
- Trouble with My Lover [4:03]
- Searching for My Love [4:03]
- Can’t Let Go [3:41] (8/12/21, 8 AA)
- It Don’t Bother Me [5:06] (11/4/21)
- You Led Me to the Wrong [4:17]
- Last Kind Words Blues [4:06]
- High and Lonesome [4:33] (10/7/21)
- Going Where the Lonely Go [4:10]
- Somebody Was Watching Over Me [5:02]
- Robert Plant (vocals)
- Alison Krauss (vocals)
- T-Bone Burnett (producer)
- Marc Ribot, David Hidalgo, Bill Frisell, Buddy Miller (guitar)
- Russ Pahl (pedal steel guitar)
- Dennis Crouch, Viktor Krauss (bass)
- Jay Bellerose (drums)
Czternaście
lat po pierwszej współpracy, ten nieprawdopodobny duet spotyka się ponownie,
aby zaprezentować nam dobrze dobrany wybór coverów, które obejmują całe
pokolenia, dodając do każdego z nich swoją fascynującą tożsamość. Wyprodukowany,
podobnie jak poprzedni lp przez T Bone Burnetta, „Raise the Roof” jest mrocznym
i kosmicznym zbiorem melodii, w których głosy Alisson Krauss i Roberta Planta
bez żadnych zahamowań podają nam najwyższej jakości dźwięki. Klimat w jakim
występują razem wywołuje dreszcze ale ich głosy nie łączą się w symbiotyczną
całość. Zamiast tego mamy perliste barwy, które zyskują siłę dzięki kontrastowi
i dystansowi, energię, która zdaje się być generowana w przestrzeni pomiędzy
nimi. Dzieli ich płeć i pokolenie, trening i tradycja a także atlantyckie
wpływy między ich ojczyznami. Plant pochodzi z Black Country w brytyjskim West
Midlands, a Krauss z Illinois, gdzie w młodym wieku stała się cudownym
dzieckiem skrzypiec, a następnie gwiazdą bluegrassu. Bez względu na to, jak
elegancko harmonizują, ucho słyszy ich jako dwie indywidualności, niezależne
muzycznie umysły dokonujące wyborów w reakcji na siebie nawzajem. Drobne
szczegóły tego połączenia i odpowiedzi, podejścia i odwrotu, wplecione w każdą
piosenkę, są tym, co sprawia, że ich współpraca jest tak satysfakcjonująca przy
wielokrotnym słuchaniu. Bogactwo tych melodii jest w równym stopniu zasługą
głosów jak i aranżacji instrumentalnych. Burnett ponownie zebrał trzon zespołu,
który grał na poprzednim krążku – geniusza gitary Marca Ribota, perkusistę Jaya
Bellerose’a i basistę Dennisa Croucha a wzbogacił ich o niedorzeczne bogactwo,
włączając w to między innymi wirtuozów gitary jazzowej i country Billa Frisella
i Buddy’ego Millera, Davida Hidalgo z Los Lobos, grającego na regionalnej meksykańskiej
odmianie gitary, jaranie oraz sesyjnego muzyka z Nashville, Jeffa Taylora,
grającego na egzotycznych antykach, jak dolceola i marksofon. Dźwięk nie
przytłacza ale często jest gęsty, jeden z muzyków szkicuje liście, podczas gdy
drugi śledzi zygzaki owadów i ptaków pomiędzy nimi. Jednak to Krauss i Plant
pozostają głównymi atrakcjami, podobnie jak same utwory. Weźmy taki „Go Your
Way” prawie zapomnianej Anne Briggs, w którym Plant czule pieści melodię a
całość zbliża się do koronnego klejnotu Led Zeppelin III „That’s The Way”.
Zmiany stylistyczne jak np., połączenie miękkiego wokalu Planta z uwypuklonym
rytmem perkusji i smutną stalową gitarą w przemyślany sposób zmieniają utwór w list pożegnalny: „Siedzę cerując
twoje ubrania/ Których nigdy nie założysz/ Gotuję codzienne dla ciebie/ ale
biada mi…”. Natomiast Alisson w „It Don’t Bother Me” Berta Janscha, z mocnym
przekonaniem wciela bunt prostego życia: „Przekręcasz moje słowa/ Jak splecione
trzciny… Ale nie przeszkadza mi to, co mówisz/ Nie, nie, po prostu mi to nie
przeszkadza”. I ta dwoistość panuje na całej płycie. Robert jest przekonujący i
komfortowy w „Searching for My Love”, najdelikatniejszym i najbardziej
niewinnym numerze na tym krążku. Magnetyczne gitarowe riffy świetnie współgrają
z jego bezkresnym wokalem. Tymczasem Krauss przejmuje inicjatywę w historycznym
„Last Kind Words Blues”, gdzie jej głos wznosi się ponad wszystko, niczym
słonecznik zmierzający ku słonecznemu światłu. Przeciwstawne brzmienia pary
wokalistów w połączeniu z delikatnymi pląsami Marca Ribota na banjo i
hipnotyzującą mandoliną Stuarta Duncana, przywodzą na myśl symetrię wokalną
Planta z jego inną żeńską partnerką w duecie, nieśmiertelną folkową wokalistką,
Sandy Denny, jedyną która gościła na jakiejkolwiek płycie Led Zeppelin. Na
albumie pojawia się jedna oryginalna kompozycja Planta i Burnetta „High and
Lonesome”, utrzymana w tonacji bluesowej przywołuje przeszłość samego Plant’a.
Następnie Krauss przywraca spokój wiernym, ale porywającym wykonaniem hitu
country Merle’a Haggarda z 1982 roku, „Going Where the Lonely Go” a cały album
zamyka utrzymany w stylu gospel „Somebody Was Watching Over Me”. I to
wystarczy. Wystarczy aby bez zająknięcia włączyć ponownie całą płytę i
delektować się nią a także podziwiać piękno muzyków, którzy już nic nie muszą
ale chcą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz