1. Thunder on the Mountain
2. Spirit on the Water
3. Rollin' and Tumblin'
4. When the Deal Goes Down
5. Someday Baby
6. Workingman's Blues #2
7. Beyond the Horizon
8. Nettie Moore
9. The Levee's Gonna Break
10. Ain't Talkin'
Gdy
wyszedłem nocą do ogrodu cudów
Zranione
kwiaty zwisały z winorośli
Gdy
mijałem krystalicznie chłodną fontannę
Ktoś
od tyłu uderzył mnie
Głos
Dylana w ostatnich latach nigdy nie był tak dobry jak na płycie
„Modern Times” z 2006 roku. Jest trochę rozstrzelony ale
przecież gdybym chciał usłyszeć naprawdę dobry wokal, to
sięgnąłbym raczej po Roberta Planta niż Dylana. Ale Dylan
wpasowuje się w klimat nagrań i o to chodzi. Ot choćby ciepło i
delikatność w „Spirit On the Water” czy pokazanie swojej
mocniejszej nuty, która od czasu do czasu wślizguje się w kilka
subtelnych akcentów (wstrzymywanie nut, łapanie oddechu itp.). To
pomaga w skuteczności tych piosenek bez końca. „Modern Times”
jest trzecia płytą typu „come back” Dylana. Pierwsze dwie to
„Time Out of Mind” oraz „Love and Theft”. Na pewno dorównuje
poprzedniczkom a nawet je przewyższa. Doznaję tutaj pewnego rodzaju
magii i muszę zgodzić się z moim kolegą Mieszkiem, że „Ain’t
Talkin’” jest jednym z najlepszych utworów Dylana. Stworzył w
nim niesamowitą intensywność z fortepianem, skrzypcami i prostą
perkusją, a w tekście zawarł opis stanu psychicznego z „płonącym”
i „tęskniącym” sercem.
Nic
nie mówię, tak chodzę
Przez
zmęczony świat niedoli
Serce
w ogniu, wciąż tęskni
Nikt
na ziemi nigdy nie dowie się
Płyta zaczyna się świetnym akordem. „Thunder on the Mountain” tworzy złowieszczy obraz katastrofy, łącząc ze sobą grupę wersów, które są powiązane jedynie tonem ich treści. Bluesowo countrowe rytmy uciszają zagrania zespołu a melodyjność na wskroś bardzo dobrze tu się czuje. W podobnej konwencji Dylan nagrał znane już stare standardy, przerabiając ich teksty. „Rollin’ and Tumblin”’ i „The Levee’s Gonna Break” pokazują Dylana jako wiarygodnego bluesowego człowieka. Uzależniający rytm w tym drugim numerze staje się coraz bardziej satysfakcjonujący przy kolejnych odsłuchach. A taki solidny, refleksyjny utwór jak „Workingman’s Blues #2”. To obok wspomnianej już „Ain’t Talkin”” najbardziej odkrywcza piosenka na „Modern Times”. Ten ton utworu najlepiej oddaje obecny stan umysłu Dylana. Natychmiast przychodzą na myśl słowa takie jak „spacerując przez miasta zarazy” i „świat jest pełen spekulacji”. Fakt, że temat ten jest skąpany w muzyce, która nie brzmi współcześnie, nie ma najmniejszego wpływu na jego aktualność, ponieważ zastosowanie ma wszędzie i zawsze. No i „Someday Baby” w którym słyszę ducha Muddy Watersa przechodzącego przez głos Dylana gdy mówi: „Cóż nie chcę się chwalić, ale skręcę ci kark/ Kiedy wszystko inne zawiedzie/ Sprawie, że będzie to kwestia szacunku do samego siebie”, podczas gdy gitary zawodzą a rytmy odbijają bluesowe piosenki z minionych lat.
Mówią, że modlitwa ma uzdrawiania moc
Więc
módl się za mnie, matko
W
sercu człowieka może mieszkać zło
Próbuję
kochać bliźniego i czynić dobrze innym
Ale
och, matko, nie idzie mi to
Dla
mnie to jednak te wolniejsze piosenki wyróżniają „Modern Times”.
„Spirit in the Water” ma bardzo jazzowy klimat ale jest bardzo
wzruszającą pieśnią w refleksyjnym i kontemplacyjnym nastroju. To
pieśń o miłości. Natomiast „Nettie Moore” odzwierciedla
niespokojny świat i jest prawdopodobnie mrocznym koniem tego albumu.
Opiera się na pojedynczym brzmieniu perkusji i przyciąga słuchacza
szarpiąc za struny serca szczególnie w trakcie gdy głos Dylana
jest bliski pęknięcia.
Cierpienie
nie ma końca
Każdy
zaułek i rysa ma swe łzy
Nie
gram, nie udaję
Nie
pielęgnuję żadnych zbędnych obaw
„Modern
Times” to solidne wydanie. To nie jest płyta, która zmieni świat
ale Dylanowi nie o to chodzi. On zadowala się po prostu wyrażeniem
swojego niepokoju, bólu, niezadowolenia i rozczarowania. Muzycznie
Bob łączy tutaj po raz kolejny w sobie wiele wpływów sprzed
rock’n’rolla, takich jak blues, country, jazz i od czasu do czasu
w tym brzmieniu pojawia się nutka rockabilly. Brzmienie płyty
zostało nieco złagodzone, aby odsłonić Dylana w bardziej
refleksyjnym i kontemplacyjnym nastroju. Nawet szybsze numery są
rozgrywane z nieco większą łatwością.
Bez dwóch zdań słuchając
tej płyty należy zwrócić uwagę na zespół wspierający Dylana.
Denny Freeman, Tony Garnier, Donny Herron, Stu Kimball oraz George
Receli pozwoliłem sobie na wymienienie nazwisk tych muzyków bo
zasługują na to. Posłuchajcie jaka idealna spójność panuje
między nimi. To jest kolejna rzecz, która w znacznym stopniu
przyczyniła się do stworzenia tak wspaniałego albumu.
Chociaż
„Modern Times” nie ma lirycznej gęstości, surrealizmu i
niedwuznaczności wczesnych dni Dylana, to ma większe ciepło,
więcej zabawy i cudownie zabawnych chwil. I jeśli na tym polega
starzenie się, to nie jest to wcale taka zła rzecz.
Nic
nie mówię, tak chodzę
Drogą
w górę, za zakręt
Serce
w ogniu, wciąż tęskni
W
ostatniej dziurze na końcu świata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz