1. Tweedle Dee Tweedle Dum
2. Mississippi
3. Summer Days
4. Bye and Bye
5. Lonesome Day Blues
6. Floter (Too Much to Ask)
7. High Water (For Charley Patton)
8. Moonlight
9. Honest With Me
10. Po' Boy
11. Cry a While
12. Sugar Baby
Mój Boże, Bob Dylan nagrał
płytę, która nie jest przygnębiająca a brzmi jak doskonałe
albumy z lat sześćdziesiątych. Oczywiście ta niesamowita magia
dźwięku „Highway 61 Revisited” czy „Blonde On Blonde” jest
nie do podrobienia ale tu pachnie mocno tamtymi rowkami płyty i jest
to naprawdę świetna sprawa. Poważnie, to niesamowity album. To nie
jest hałaśliwe BUUUUM, tylko jest to płyta, która zajmuje
zasłużone miejsce gdzieś między akustycznymi kawałkami Boba a
introspekcyjnymi ćwiczeniami country rocka z wczesnych lat
siedemdziesiątych. I jeszcze „Love and Theft” zdecydowanie
podsumowuje jedną rzecz – stary Bob Dylan jeszcze się nie poddał.
Idea
płyty jest zasadniczo prosta. Dylan bierze kilka starych
standardowych melodii i dopasowuje je do całości uatrakcyjniając
je dowcipnymi tekstami. Zaraz, mam na myśli naprawdę stare
standardowe melodie. Niektóre prymitywne boogie-woogie, kilka
typowych jazzowych ballad, zupełnie proste bluesowe rytmy i parę
dźwięków country ogołoconych do samego korzenia. Po drodze jest
kilka niespodziewanych zwrotów akcji, takich jak nagła zmian tempa
w „Cry A While” ale i tak to niczemu nie przeszkadza ponieważ
Bob dociera do swoich korzeni i basta.
O
co tyle szumu?
Cóż,
przede wszystkim sposób w jakim grane są te rzeczy. Wszyscy fani
powinni być wdzięczni Larry’emu Campbellowi, Charlie Sexton,
Tony’emu Garnier, Davidowi Kemper i Augie Meyers za te pełne ducha
z iskierką życia tlącą się pod prawdziwymi emocjami nagrania.
Towarzysząc
Dylanowi na „Love and Theft” muzycy ci często po prostu angażują
się we wszelkiego rodzaju klisze jazzowe lub rockabilly, ale robią
to z takim prawdziwym entuzjazmem i energią, że nie sposób nie dać
się porwać zabawie. Krystalicznie czyste, pyszne linie gitary,
ładne wirujące frazy organowe, wiesz, o czym mówię… to nie
tylko grupa muzyków, którzy pokazują ci, jak skutecznie opanowali
formalną sztukę grania bluesa, ale to grupa muzyków, którym
naprawdę zależy jak dopasować ją do stylu wokalizy Dylana.
Wszystko
jest dość lekkie, a teksty nawiązują do tych relacji Boba z
okresu akustycznego. Hymnowe „Mississippi” jest tego dobitnym
przykładem: „Niektórzy podadzą ci rękę inni zaś nie/ Wczoraj
wieczorem znałem cię, a dziś już nie chcę/ Potrzebuję czegoś
mocnego aby rozproszyć swe myśli/ Będę patrzył na ciebie zanim
moje oczy oślepnął/ Dobrze, dostałem się tutaj idąc za gwiazdą
południa/ Przebyłem rzekę tylko po to by być z tobą/ Jedną
tylko rzecz zrobiłem źle,/ Zostałem w Mississippi o jeden dzień
za długo”.
W
bardziej rockowych utworach Dylan śpiewa swoim szorstkim,
przerażającym głosem co doskonale pasuje do szorstkiego, groźnego
rytmu rhythm and bluesowych naleciałości choćby w „Twiddle Dee &
Twiddle Dum”. Co ciekawe piosenka to z łatwością pasuje do
niezbyt ulubionej przeze mnie „Under the Red Sky”, ale tutaj jest
lepiej, ponieważ po prostu nie mogę się oderwać od tych nut i
współgrających gitar. Dylan pokazuje się równie dobrze w
niechlujnym rockabilly („Summer Days”) jak i w bardziej szorstkim
blues rockowym „Honest With Me”.
„Lonesome
Day Blues” jest konkretnym bluesem w którym tekst jest pełen bólu
i przygnębienia, jak to w bluesie bywa: „Dobrze, miałem dziś
smutny, samotny, cały dzień/ Tak, miałem dziś smutny, samotny,
cały dzień/ Siedzę właśnie tutaj będąc własnych myśli
więźniem/ Dobrze, oni wycierają nogi, sypią na podłogę piach/
Oni wycierają nogi, sypią na podłogę piach/ Zostawiłem swoją
wierną kochankę, stojąca w drzwiach/ Dobrze, mój ojciec umarł,
brata zabili na wojnie/ Dobrze, mój ojciec umarł, brata zabili na
wojnie/ Siostra uciekła, wyszła za mąż, i więcej nie słyszano o
niej”. „Moonlight” to natomiast wspaniały jazzowy walc a
zamykający płytę kawałek „Sugar Baby” jest głęboką
introspekcyjną akustyczną balladą, zabójczo powolną i przerywaną
po każdym wersie, prowadzącą do nieprzewidywalnego finału: „Twoje
wdzięki złamały niejedno serce i moje jest jednym z nich/ Masz
zwyczaj rozdzierania świata na strzępy, kochana, zobacz co
zrobiłaś/ Jest to tak pewne, jak to że żyjemy, tak pewne jak to
że się urodziłaś/ Patrz w górę, patrz w górę-szukaj swego
Stwórcy-zanim Gabriel zagra na rogu/ Słodkie dziecko, idź swoją
drogą/ Niestety nie masz rozumu, ani trochę/ Całymi latami byłaś
beze mnie/ Tak samo możesz być i teraz”.
No
i sprawa bardzo fajna o której należy koniecznie napisać. Na
płycie ”Love and Theft” nie ma ani jednej złej piosenki, co
jest bardzo miłe i pozytywnie zaskakujące. Dylan czegoś szukał
przed nagraniem tego albumu i myślę, ze ten powrót do muzycznych
korzeni, że ta próba odmłodzenia tych paru nut wyszedł tylko nam
i jemu na dobre. Dylan ma swój plan, zresztą nie po raz pierwszy i
pozostaje nam tylko życzyć mu dobrego zdrowia i poczekać na
kolejne płyty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz