1. "On a Night Like This" 2:57
2. "Going, Going, Gone" 3:27
3. "Tough Mama" 4:17
4. "Hazel" 2:50
5. "Something There Is About You" 4:45
6. "Forever Young" 4:57
1. "Forever Young" 2:49
2. "Dirge" 5:36
3. "You Angel You" 2:54
4. "Never Say Goodbye" 2:56
5. "Wedding Song" 4:42
Bob Dylan – guitar, piano,[3] harmonica, vocals
Rick Danko – bass guitar
Levon Helm – drums
Garth Hudson – organ
Richard Manuel – piano, drums
Robbie Robertson – guitars
W kwietniu 1973 roku, Dylan
wynajął posiadłość w Malibu, gdzie przez całe lato przesiadywał
ze starymi znajomymi, takimi jak Roger McGuinn i Barry Goldberg,
gdzie znowu pisał piosenki i komponował. Jednakże jednym z
najważniejszych czynników, które wpłynęły na decyzję Dylana o
osiedleniu się w tym kalifornijskim mieście, było to, że
postanowili tam się przenieść Robbie Robertson i The Band. A
spotkanie to doprowadziło do postanowienia zorganizowania wspólnej
trasy koncertowej: Boba Dylana i The Band.
Robbie
Robertson: „Całymi latami rozmawialiśmy o powrocie na trasę.
Nagle zaczęło to wyglądać sensownie. To był dobry pomysł, coś
jakby krok w przeszłość. Przyjechała reszta chłopaków i od razu
wzięliśmy się do pracy. I tak zaczęliśmy już próby, więc
pomyśleliśmy sobie, że najpierw zrobimy album Planet Waves, a
potem pojedziemy w trasę”.
Nagrania
zaczęły się w poniedziałek 2-go listopada i większość
materiału zarejestrowana została bardzo szybko, ledwie w tydzień.
Robertson nie mógł się nadziwić, że album powstał z taką
łatwością: „Skończyło się, zanim zdaliśmy sobie sprawę z
tego, że zaczęliśmy”.
Po
raz pierwszy i ostatni Dylan nagrał album studyjny ze swym słynnym,
stałym zespołem. Nowe piosenki wyraźnie sugerowały, że Dylan
ocknął się z psychicznej degrengolady i gotowy jest do spotkania
twarzą w twarz z publicznością po raz pierwszy od wypadku
motocyklowego. Ta wycieczka z The Band zadziałała jak trampolina,
Dylan odbił się by z kolejnej płyty zrobić arcydzieło (o którym
będzie za miesiąc).
„Planet
Waves” ukazała się w styczniu 1974 roku i od pierwszych taktów
słychać jak dobrą robotę wykonał The Band. Zespół gra na luzie
wspaniale dopasowując się do maniery Dylana, wypełnia materiał
muzyką alchemizując ołów w złoto.
Jedną
z moich ulubionych piosenek Dylana jest „Forever Young” z tekstem
przejrzystym, dość dalekim od surrealistycznych wizji z lat
sześćdziesiątych. Ta ballada podobno została napisana dla dzieci
i na mnie wywarła duży wpływ.
„Oby
cię Bóg zawsze błogosławił i strzegł/Oby się spełniły
wszystkie twoje życzenia/Obyś zawsze troszczył się o innych/A
inni troszczyli się o ciebie/Obyś zbudował drabinę do gwiazd/I
wspinał się po każdym szczeblu/Obyś na zawsze pozostał młody/Na
zawsze młody, na zawsze młody”.
Dylan
śpiewa ten tekst z wdziękiem, delikatnie i lirycznie. To ciepło
bije z tych minut a łagodne promienie słońca doskonale wtapiają
się w klimat utworu.
Na
płycie są dwie wersje „Forever Young”. Druga jest zupełnie
inna, szybsza, inaczej zaśpiewana i może bardziej sprawna. Po
prostu-inna.
Mająca
charakter autobiograficzny piosenka „Wedding Song” to prawdziwy
klejnot dla każdego odkrywcy Dylana. To jest szczera i piękna pieśń
o miłości do swojej żony. „Kocham Cię bardziej niż
kiedykolwiek/bardziej niż czas i bardziej niż miłość/Kocham Cię
bardziej niż pieniądze i gwiazdy ponad nami/Kocham Cię do
szaleństwa, jesteś snem znad oceanu/I kocham Cię bardziej niż
moje życie, tak wiele dla mnie znaczysz”.
Istnieją
na płycie utwory, które są kontrapunktem do spokojnego charakteru
albumu. „Tough Mama”, to jest pełna rocka piosenka z
postrzępionymi dźwiękami gitary Robertsona, a jeszcze więcej
znajdziesz w „Going, Going, Gone” tu zespół znajduje się w
najlepszym wydaniu. Znowu Robertson wręcz stawia wykrzykniki swoją
solówką, zapewniając mistrzowskie solo, a grupa pokazuje, jak
dobrze łączy się z Dylanem i jego mistrzowską wizją.
Akompaniując
sobie na fortepianie, Dylan hipnotyzuje i stwarza wokół siebie
pustkę w następnym nagraniu. „Dirge” bo o nim tu mowa, stanowi
zaskakujące katharsis, oczyszczenie z tylu lat tłumionych uraz. I
tylko fortepian i głos.
Z
drugie strony mamy „Hazel” ładną bluesową balladę.
Ludzie
mogą się spierać, czy to nie za bardzo optymistyczny dźwięk, czy
takiego chcą Dylana.
Ale
mnie to nie obchodzi!
Wystarczy
posłuchać „You Angel You” czy „On A Night Like This” żwawe
o posmaku bayou jaśniejące formy, żywe i subtelne. Wystarczy po
prostu włączyć sobie płytę i rozkosznie odpoczywać na łonie
przyrody oddalając się we własny świat spokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz