1. South Down Road (Mitchell, Prokop) - 8:30
2. Cairo Hotel (Mitchell) - 4:10
3. Cant Go On (Mitchell, Prokop) - 3:35
4. Another Man's Hair On My Razor (Mitchell) - 4:15
5. Numbers (Mitchell, Prokop) - 5:33
6. Oh That She Might (Prokop) - 4:56
7. Yes I Know (Campbell, Mitchell, Prokop) - 6:23
8. Ask Her Again (Mitchell, Prokop) - 4:00
9. Juliana (Mitchell) - 2:49
*Chuck Beal - Lead Guitar, Steel Guitar
*Brad Campbell - Bass, Vocals
*Adam Mitchell - Guitar, Organ, Piano, Vocals
*Skip Prokop - Drums, Guitar, Koto, Vocals
with
*Al Kooper - Keyboards
The Paupers naprawdę nie
potrzebują żadnego wprowadzenia na tych stronach. Ich debiutancka
płyta „Magic People” była już omawiana na wcześniejszych
stronach ale drugi lp zatytułowany „Ellis Island” jest tak
wyjątkową psychodelią, że zasługuje na swoją chwilę
odzwierciedlając pustynne słońce w samym sercu burzy.
Tak,
od razu przechodzę do rzeczy, utwór otwierający ten album robi
pozytywne wrażenie i ja się znowu pytam: dlaczego to jest tak mało
znane? Czy naprawdę fajne rzeczy może znaleźć i poznać tylko
garstka muzycznych maniaków. No, proszę co brakuje „South Down
Road”? Jeśli czujesz taką muzykę, przecież nie odrzucisz tego.
Prawda?!
„South
Down Road” to ponad ośmiominutowy na wpół zorkiestrowany epos,
który natychmiast uderza we mnie. Brzmi potężnie, głośniki ledwo
wytrzymują. Chrzęst sfuzzowanych gitar i powolny beat spoczywa
gdzieś pomiędzy rozluźnionych gitar zachodniego wybrzeża a
wczesnym rockiem progresywnym. Dramatyczna aranżacja, podpuszczona
podwodnymi strunami gitary, sprawia, że ta jedna z monotonii nie
ulega rozkojarzeniu. Muzyka tutaj brzmi jak najmodniejszy soundtrack
z lat 60-tych. To ryzykowne posunięcie, aby otworzyć swój album
tak ambitnym nagraniem jak to, ale The Paupers sprawiają, że to
działa i emocje ustalone w trakcie otwarcia płyty pozostają przez
resztę albumu.
Większość
piosenek na „Ellis Island” jest w zgodzie z dźwiękami
określonymi na tym pierwszym numerze ale cienie subtelności w
większym stopniu dotykają takich utworów jak: „Cairo Hotel”,
„Oh, That She Might” i „Ask Her Again”.
„Cairo Hotel” ma
bardzo brytyjski charakter, przypominający coś pomiędzy The Kinks
i Procol Harum, natomiast pełna tajemniczości i hipnotyzmu ballada
„Oh, That She Might” nie ma sobie równych. Połączenie
delikatnych dźwięków orkiestrowych z jazzującymi echami zostaje
jeszcze wzmocnione efektem wokalu wyłaniającego się z
niesamowitych klimatów. O, to pełen zadumy utwór, który prowadzi
cię po wąskich ścieżkach korytarzy ocierając się o znikający
już dzień. Pozostań tam. Noc też potrafi wskazać drogę.
No i
„Ask Her Again” to dziwna fortepianowa ballada w której
wykorzystano orientalny instrument koto dodający egzotyczny składnik
do miksu. Ale głównie warto zwrócić uwagę na wokal, poprowadzony
z lekkim efektem falowania, intryguje i przyciąga uwagę.
Kolejnym
utworem, który wgniata cię w fotel jest „Numbers”, w którym
efektownie wsparł zespół swoją grą na organach Al Kooper. Ten
dziki ładunek brzmienia organ w połączeniu z fuzzowaną gitarą
doprowadza do oszałamiających crescendo i mocno dezorientuje
zmysły. Potężna dawka rockowej psychodelii wypełza na
powierzchnię. No i jak tu się nie cieszyć, słuchając takich
nagrań!
Bez
wątpienia jest to muzyka bezkompromisowa.
„Yes
I Know” zawierający lekko bluesowe klimaty, które wtapiają się
w potężne dźwięki Hammonda, tworząc takie brzmienie, że daje mi
gęsią skórkę. To jedna z najbardziej podstawowych melodii, oparta
na namiętnym wokalu, rozgoryczonej barwie gitary i potężnych
nacisków organowych. Ten numer mocno uderza, jedna z tych piosenek,
które warto poznać.
The
Paupers potrafi też zaskoczyć z niezobowiązującą melodią country
prowadząc nas w utworze „Another Man’s Hair On My Razor” na
początek drogi. Fajna skoczna melodia próbuje przyciągnąć
słuchacza do wspólnej zabawy. Miły akcent, mnie wcale nie rażący.
Kończąca płytę „Juliana” wpływa rock and rollowo na scenę i
w klimacie boogie-woogie zamyka to w dużej mierze nieznane
psychodeliczne mistrzostwo.
„Ellis
Island” zespołu The Paupers to uczta muzyczna, która zagrywa, gdy
statek wchodzi do portu i zbliżając się do opanowania ludzi
uwalnia magię czającą się pod parasolem dźwięku.
Grzesiu, bez dwóch zdań jest to fantastyczna płyta! Od kilkudziesięciu minut słucham na okrągło balladowej perełki "Oh, That She Might" i w zasadzie rozwaliła mi ona cały dzisiejszy wieczór. Natomiast otwierający płytę numer "South Down Road" to już prawdziwy kiler!!!
OdpowiedzUsuń