środa, 15 listopada 2017

BOB WEIR - Ace /1972/


  • Greatest Story Ever Told (Bob Weir / Robert Hunter)
  • Black Throated Wind (Bob Weir / John Barlow)
  • Walk In The Sunshine (Bob Weir / John Barlow)
  • Playing In The Band (Bob Weir / Robert Hunter)
  • Looks Like Rain (Bob Weir / John Barlow)
  • Mexicali Blues (Bob Weir / John Barlow)
  • One More Saturday Night (Bob Weir)
  • Cassidy (Bob Weir / John Barlow)
  • Bob Weir - guitar, vocals
  • Jerry Garcia - guitar, pedal steel
  • Donna Godchaux - vocals
  • Keith Godchaux - piano
  • Bill Kreutzmann -drums
  • Phil Lesh - bass, vocals
  • Dave Torbert - bass
W 1972 roku przedstawiciele Warner Records wpadli na pomysł, aby muzycy Grateful Dead ponagrywali swoje własne solowe albumy. W tamtym czasie w grupie nie działo się za dobrze. Konflikt pomiędzy Garcią a Weirem o to w którym kierunku dalej ma pójść zespół, kłopoty zdrowotne Pigpena mogły takim pomysłem doprowadzić do kresu działalności zespołu. Trzech muzyków zdecydowało się nagrać swoje własne płyty. Na szczęście podziałało to bardzo odkażająco i doprowadziło do wzbogacenia dyskografii rodziny Grateful Dead o świetne pozycje. 
Jerry Garcia postanowił sam nagrać całą muzykę na swój debiut /niewielką pomoc okazał mu Bill Keutzmann/, Mickey Hart nagrał świetną rzecz a towarzyszyła mu cała czołówka sceny San Francisco, natomiast Bob Weir, hmm, no Bob Weir nagrał taką płytę, jaką pewnie stworzyłby sam zespół gdyby nagrywał kolejny lp.
Album „Ace” ukazał się w maju 1972 roku a w nagraniu jego towarzyszyli Weirowi wszyscy muzycy Grateful Dead /oprócz Pigpena/. Jedyną zmianą wprowadzoną do realizacji tego albumu była podjęta przez Weira współpraca z Johnem Perry Barlowem, który napisał teksty do paru utworów zamieszczonych na płycie.
Muzyka Weira została wyśmienicie przyjęta przez pozostałych członków macierzystej formacji o czym świadczy fakt, że wszystkie /oprócz „Walk In the Sunshine”/ utwory wykonywane były na żywo podczas koncertów Grateful Dead. Po prostu zostały one przyjęte jako coś, czego nie powstydziłby się nagrać sam zespół.
„Ace” zaczyna się od numeru „Greatest Story Ever Told”, który opowiada historię różnych biblijnych postaci w Księdze Genesis. Wokal Weira bardzo dobrze pasuje do utworów zawartych na płycie, to słychać, że są to numery Weirowskie. Muzyka brzmi bardzo ładnie, szczególnie partie gitarowe przepływają cudownie i wypełniają pustą przestrzeń. Na kolejny utwór czekałem z niecierpliwością. Znany z wykonań koncertowych uważanych przez niektórych za niesamowicie ciekawe tutaj w studio obronił się znakomicie.

„Playing in the Band” jest zrobiony bardzo klarownie i pomimo, że utwór trwa prawie osiem minut to jego zawartość stanowi mocny punkt na płycie. Zamieszczone w środkowej części jammowanie jest tak delikatne, że tylko muzycy Grateful Dead potrafią to zrobić a długa, brunatna ścieżka prowadzi mnie, gdzie tylko chcę. 
„Looks like Rain” to depresyjny country rockowy kawałek w którym główną rolę odgrywa gra Garcii na gitarze pedal steel. Emocjonalny wokal rozpoznaje ciemne postacie, echa, niestrudzenie ramiona białe ku fali wyciągając. Ja, bose dziecię, gdy wiatr rozwiewa mój włos, słuchałem długo i długo. Kowbojska opowieść zawarta w balladzie „Mexicali Blues” posiada stary rytm i jedną z najwspanialszych melodii a „One More Saturday Night” oparta jest na radosnym rock and rollu, gdzie gitara gra jak szalona do buntowniczego tekstu napisanego przez Weira. Płytę zamyka utwór będący hołdem dla niezrównanej postaci amerykańskiej kontrkultury. Bob Weir wraz z Johnem Barlowem stworzyli wspaniały obraz Neala Cassady, bohatera kultowej powieści „W Drodze” Jacka Kerouaca. „Cassidy’ jest drugą piosenką w której wspominany jest przyjaciel zespołu Grateful Dead / mowa o Nealu jest też w „That’s It For the Other One”/. A że była to barwna postać więc dlaczego by nie wyruszyć wraz z nim i Jackiem Kerouacem w drogę bliżej zachodu, zahaczyć o niejedną próbę Acid Testu, Kena Keseya i jego Merry Pranksterów oraz uczestniczyć w muzycznej przygodzie zespołu The Warlock, który niebawem zmienił nazwę na Grateful Dead. „Cassidy” kończy ten pierwszy solowy album Boba Weira a ja cieszę się, że nic nie stoi na przeszkodzie aby wsłuchiwać się w tak fajne płyty.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz