1. Black Sheep
2. Daystar
3. Exile
4. Marionette
5. Onesimpletask
6. Paragon Council
7. Refugeve
8. Interval
2. Daystar
3. Exile
4. Marionette
5. Onesimpletask
6. Paragon Council
7. Refugeve
8. Interval
*Steve Lyman - Second Guitar and Voice
*Glenn Quackenbush - Hammond Organ
*Scott Richardson - Lead Voice
*E.G. Clawson - Drums
*Robin Dale - Bass and Voice
*Gary Quackenbush - Lead Guitar
*Glenn Quackenbush - Hammond Organ
*Scott Richardson - Lead Voice
*E.G. Clawson - Drums
*Robin Dale - Bass and Voice
*Gary Quackenbush - Lead Guitar
Lata sześćdziesiąte pamiętane są jako żyzny czas na
tworzenie muzyki, zespoły naprawdę zachęcały się do podejmowania ryzyka, aby
wyróżnić się czymś innym, spróbować czegoś nowego i opierać się na własnym
materiale. Przy tak wielu utalentowanych grupach łatwo jest zobaczyć jak dużo
zespołów mogło odejść w zapomnienie. Czasami najciekawszą rzeczą jest szukanie
i wykopywanie, podobnie jak zagubionego skarbu, muzyki aby wydobyć ją choć na
chwilę z zapomnienia. Doskonałym przykładem takiej kapeli jest zespół SRC.
Pochodzący z Detroit, band zerwał z ograniczeniami i barierami muzycznymi i
dokonał czegoś oryginalnego. Scena muzyczna Detroit była od połowy lat
sześćdziesiątych do wczesnych lat siedemdziesiątych dość spektakularna, zespoły
w niej działające produkowały ostrzejsze dźwięki i nękały granice muzyczne. To
była atmosfera w której rozkwitała ciężka psychodeliczna jazda SRC. Muzycy
napisali dużo fajnego materiału, popychali granicę i wciąż brzmią świeżo. Oto
ich historia.
Grupa rozpoczęła swoją działalność gdy dwaj bracia Gary i
Glenn Quackenbush opuścili The Fugitives i wraz z perkusistą E.G.Clawsonem oraz
wokalistą Scottem Richardsonem rozpoczęli próby jako Scott Richard Case,
później skracając nazwę na SRC, aby nie wyróżniać nikogo z zespołu. Już
pierwszy singiel grupy, który zawierał znany utwór Skipa Jamesa „I’m So Glad”
ukazał jak wielkim talentem dysponują chłopaki a wyróżniał się szczególnie Gary
Quackenbush i jego sfuzzowane gitarowe brzmienia. Utwór stał się lokalnym hitem
i przy pomocy swojego przyszłego producenta Johna Rhysa muzycy spotkali się z
wiceprezesem Capitol Records i podpisali z nim umowę.
Debiut powstał w 1968 roku i od razu stał się sztandarową
pozycją gitarowej muzyki psychodelicznej. Płyta jest wypełniona wspaniałymi
melodiami i harmoniami, wybuchowością i niesamowitym zgrywaniem gitarowych
odjazdów. Technika Quackenbusha jest niesamowita, zwłaszcza sposób w jakim
wykorzystuje efekt sprzężeń zwrotnych wypełniający efektowne solówki, które są
tak ekspresyjne, że na chwilę zapominasz o sobie i okolicy.
Głównym utworem na
pierwszej płycie SRC jest otwieracz „Black Sheep”, który rozpoczyna dźwięk
melodyjnych organ, przebijany przez kosmiczne rozbłyski gitary doprowadzające
doskonałość w pączkującym wzgórzu. Wręcz przebojowe „Daystar” wyróżnia się
intensywnymi solami gitarowymi na tle ciekawej garażowej melodyki. „Exile”
opowiada kosmiczną historię lekkich podmuchów organ i zadziornej dzikiej gitary
Quackenbusha.
Dalej, dalej, na wzgórze, w ocean dźwięku, delikatne powiewy
mokrego powietrza, „Onesimpletask” mocna, psychodeliczna jazda ociera się o ostre
skały i ulatuje we wzburzone morze. Gitara prowadząca jest głównym elementem
tej płyty, porywająca, potężna, czasem mająca chwytliwy riff, który uzupełnia
się wzajemnie z innymi instrumentami. Największe wrażenie robi w utworze
„Refugeve” tu już mocno stąpa po ziemi i zdziczała ogarnia całą płytę aby w
końcowym „Interval” nie popuścić ani sekundy i tak dociskać do ostatniej
minuty.
Zespół jeszcze w swojej podróży nagrał dwie płyty po czym rozpadł się.
Muzyka SRC wyprzedzała swój czas, wykorzystując zniekształcenia i hałaśliwe gitarowe
zadziory doprowadziła do nowych drzwi, nazwanych heavy psychedelic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz