- Crowd Sculpture (Bob Bralove)
- Parallelogram (Mickey Hart / Bill Kreutzmann)
- Little Nemo In Nightland (Jerry Garcia / Phil Lesh / Bob Weir / Bob Bralove)
- Riverside Rhapsody (Jerry Garcia / Mickey Hart / Bill Kreutzmann / Phil Lesh / Brent Mydland / Bob Weir)
- Post-Modern Highrise Table Top Stomp (Jerry Garcia / Willie Green III / Mickey Hart / Bill Kreutzmann / Phil Lesh / Brent Mydland / Bob Weir)
- Infrared Roses (Jerry Garcia / Phil Lesh / Brent Mydland / Bob Weir / Bob Bralove)
- Silver Apples Of The Moon (Bruce Hornsby / Vince Welnick)
- Speaking In Swords (Mickey Hart / Bill Kreutzmann / Bob Bralove)
- Magnesium Night Light (Jerry Garcia / Phil Lesh / Brent Mydland / Bob Weir)
- Sparrow Hawk Row (Jerry Garcia / Mickey Hart / Dan Healy / Bill Kreutzmann / Phil Lesh / Brent Mydland / Bob Weir / Bob Bralove)
- River Of Nine Sorrows (Mickey Hart / Bill Kreutzmann / Bob Bralove)
- Apollo At The Ritz (Jerry Garcia / Mickey Hart / Bill Kreutzmann / Phil Lesh / Branford Marsalis / Brent Mydland / Bob Weir)
- Jerry Garcia - guitar, electronic percussion, synthesizer
- Bruce Hornsby - piano, synthesizer
- Mickey Hart - trap drums, beast, beam, electronic percussion, talking drum
- Bill Kreutzmann - trap drums, tibales, electronic percussion, toms, synthesizer
- Phil Lesh - bass, synthesizer
- Brent Mydland - keyboards, midi keyboard, synthesizer
- Bob Weir - guitar, midi guitar, synthesizer
- Vince Welnick - synthesizer
Jeśli myślisz, że znasz muzykę Grateful Dead a nie znasz
„Infrared Roses”, to nic nie wiesz o muzyce Grateful Dead.
„Infrared Roses” jest kompilacyjnym live albumem, który
ukazuje magię występów zespołu i doprowadza słuchaczy do stanu bliskiemu
podświadomego wnikania w życie w kosmicznym jestestwie. To jest kolaż
dźwiękowy, nie ma tu piosenek tylko nieskończone jammy. To są wycięte z różnych
koncertów z lat 1989-1990 struktury utworów nazwane „drums/space”. Jest tylko
jedno krótkie spojrzenie na rozpoznawalny utwór. To pięć sekund cody z utworu
„Uncle John’s Band” poprzedzającego numer zatytułowany „Riverside Rhaphsody”.
Jestem wielkim fanem tej płyty.
To śmiałe, relaksujące i
nieskończenie atmosferyczne nagrania.
Całość rozpoczyna się odgłosami z
parkingu przed halą w której odbędzie się koncert Grateful Dead. I tak jest
przed każdym koncertem. Następnie mamy pięciominutową bitwę perkusistów
Kreutzmanna i Harta, to jak wprowadzenie w nierzeczywisty świat, pełen dziwnych
wielokarich milionookich potworów ukrytych we wszystkich swych jaźniach. Podróż
wśród niezbadanych głębin gdzie dziwne dźwięki wielorybów docierają do nas za
sprawą gry Garcii i Weira usłyszymy w kolejnym utworze „Little Nemo In
Nightland”. A potem następuje relaksująca aura za sprawą klawiszy Mydlanda,
które snują opowieść o bezkresnej nocnej podróży przez pustynię. Wszystko to
doprowadza do kolejnego spotu duetu Kreutzmann-Hart. Jednak tym razem walka ta
powoli obejmuje pozostałych muzyków. To jest muzyka jakby do filmu w którym
zabójca śledzi swoją ofiarę. Bardzo niepokojąca i ….
Uwaga nie słuchaj jej na kwasie!!! Możesz odlecieć na
zawsze.
Subtelne, kojące a jednak gdzieś z tyłu potęgujące niepokój
dźwięki wydobywane przez Bruce’a Hornsby’ego (po śmierci Mydlanda, Hornsby dał
kilkanaście koncertów z zespołem Grateful Dead) i jego fortepian wypełniają
kolejny utwór na płycie.
„Silver Apples of the Moon” jest drogą, która
doprowadza do przestrzeni pomiędzy ciszą
a kosmosem. Na płycie mamy jeszcze dwa numery w których główne role grają
perkusiści. „Speaking In Swords” jest zagrany na elektronicznych perkusjach a
„River of Nine Borrows” zabiera nas w mrok wietnamskiej dżungli. Gwizdki,
konga, tam tamy i podobne dźwięki nie zostawiają nam złudzeń, gdzie się
znajdujemy. Płyta kończy się ośmiominutowym utworem „Apollo At the Ritz” z
obłąkańczym solem na saksofonie Brandforda Marsalisa ale i zespół pokazuje
tutaj swoją potęgę. Może ten utwór nie do końca pasuje na tę płytę. No cóż, to
jest ostra jazda, podróż na druga stronę tęczy więc, dlaczego nie.
Płyta „Infrared Roses” ukazuje inne oblicze grupy Grateful
Dead ale fani są przyzwyczajeni do takiego grania. Psychodeliczna jazda
towarzyszy zespołowi od początku kariery i nie ważne czy jest to „Workingman's
Dead” czy „Blues From Allah”. To jest cały czas ten sam zespół z muzykami
technicznie sprawnymi i posiadającymi olbrzymią wyobraźnie muzyczną. Trudno
sobie wyobrazić, a jednak dziesiątki tysięcy fanów na całym świecie podążały za
Grateful Dead lojalnie wspierając grupę w tej podróży. Wszystko skończyło się 9
sierpnia 1995 roku gdy zmarł Jerry Garcia.
Oczywiście pozostali muzycy występują nadal pod różnymi
nazwami: The Other One, Furthur, Phil Lesh and Friends czy The Dead ale to już
nie to samo.
Na szczęście wydawane są przez cały czas płyty z koncertowymi
nagraniami grupy Grateful Dead i to Nas Deadheadów trzyma przy życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz