środa, 5 lipca 2017

GRATEFUL DEAD - Infrared Roses /1991/


  • Crowd Sculpture (Bob Bralove)
  • Parallelogram (Mickey Hart / Bill Kreutzmann)
  • Little Nemo In Nightland (Jerry Garcia / Phil Lesh / Bob Weir / Bob Bralove)
  • Riverside Rhapsody (Jerry Garcia / Mickey Hart / Bill Kreutzmann / Phil Lesh / Brent Mydland / Bob Weir)
  • Post-Modern Highrise Table Top Stomp (Jerry Garcia / Willie Green III / Mickey Hart / Bill Kreutzmann / Phil Lesh / Brent Mydland / Bob Weir)
  • Infrared Roses (Jerry Garcia / Phil Lesh / Brent Mydland / Bob Weir / Bob Bralove)
  • Silver Apples Of The Moon (Bruce Hornsby / Vince Welnick)
  • Speaking In Swords (Mickey Hart / Bill Kreutzmann / Bob Bralove)
  • Magnesium Night Light (Jerry Garcia / Phil Lesh / Brent Mydland / Bob Weir)
  • Sparrow Hawk Row (Jerry Garcia / Mickey Hart / Dan Healy / Bill Kreutzmann / Phil Lesh / Brent Mydland / Bob Weir / Bob Bralove)
  • River Of Nine Sorrows (Mickey Hart / Bill Kreutzmann / Bob Bralove)
  • Apollo At The Ritz (Jerry Garcia / Mickey Hart / Bill Kreutzmann / Phil Lesh / Branford Marsalis / Brent Mydland / Bob Weir)
  • Jerry Garcia - guitar, electronic percussion, synthesizer
  • Bruce Hornsby - piano, synthesizer
  • Mickey Hart - trap drums, beast, beam, electronic percussion, talking drum
  • Bill Kreutzmann - trap drums, tibales, electronic percussion, toms, synthesizer
  • Phil Lesh - bass, synthesizer
  • Brent Mydland - keyboards, midi keyboard, synthesizer
  • Bob Weir - guitar, midi guitar, synthesizer
  • Vince Welnick - synthesizer
Jeśli myślisz, że znasz muzykę Grateful Dead a nie znasz „Infrared Roses”, to nic nie wiesz o muzyce Grateful Dead.
„Infrared Roses” jest kompilacyjnym live albumem, który ukazuje magię występów zespołu i doprowadza słuchaczy do stanu bliskiemu podświadomego wnikania w życie w kosmicznym jestestwie. To jest kolaż dźwiękowy, nie ma tu piosenek tylko nieskończone jammy. To są wycięte z różnych koncertów z lat 1989-1990 struktury utworów nazwane „drums/space”. Jest tylko jedno krótkie spojrzenie na rozpoznawalny utwór. To pięć sekund cody z utworu „Uncle John’s Band” poprzedzającego numer zatytułowany „Riverside Rhaphsody”.
Jestem wielkim fanem tej płyty. 
To śmiałe, relaksujące i nieskończenie atmosferyczne nagrania. 
Całość rozpoczyna się odgłosami z parkingu przed halą w której odbędzie się koncert Grateful Dead. I tak jest przed każdym koncertem. Następnie mamy pięciominutową bitwę perkusistów Kreutzmanna i Harta, to jak wprowadzenie w nierzeczywisty świat, pełen dziwnych wielokarich milionookich potworów ukrytych we wszystkich swych jaźniach. Podróż wśród niezbadanych głębin gdzie dziwne dźwięki wielorybów docierają do nas za sprawą gry Garcii i Weira usłyszymy w kolejnym utworze „Little Nemo In Nightland”. A potem następuje relaksująca aura za sprawą klawiszy Mydlanda, które snują opowieść o bezkresnej nocnej podróży przez pustynię. Wszystko to doprowadza do kolejnego spotu duetu Kreutzmann-Hart. Jednak tym razem walka ta powoli obejmuje pozostałych muzyków. To jest muzyka jakby do filmu w którym zabójca śledzi swoją ofiarę. Bardzo niepokojąca i ….
Uwaga nie słuchaj jej na kwasie!!! Możesz odlecieć na zawsze.
Subtelne, kojące a jednak gdzieś z tyłu potęgujące niepokój dźwięki wydobywane przez Bruce’a Hornsby’ego (po śmierci Mydlanda, Hornsby dał kilkanaście koncertów z zespołem Grateful Dead) i jego fortepian wypełniają kolejny utwór na płycie. 
„Silver Apples of the Moon” jest drogą, która doprowadza do  przestrzeni pomiędzy ciszą a kosmosem. Na płycie mamy jeszcze dwa numery w których główne role grają perkusiści. „Speaking In Swords” jest zagrany na elektronicznych perkusjach a „River of Nine Borrows” zabiera nas w mrok wietnamskiej dżungli. Gwizdki, konga, tam tamy i podobne dźwięki nie zostawiają nam złudzeń, gdzie się znajdujemy. Płyta kończy się ośmiominutowym utworem „Apollo At the Ritz” z obłąkańczym solem na saksofonie Brandforda Marsalisa ale i zespół pokazuje tutaj swoją potęgę. Może ten utwór nie do końca pasuje na tę płytę. No cóż, to jest ostra jazda, podróż na druga stronę tęczy więc, dlaczego nie.
Płyta „Infrared Roses” ukazuje inne oblicze grupy Grateful Dead ale fani są przyzwyczajeni do takiego grania. Psychodeliczna jazda towarzyszy zespołowi od początku kariery i nie ważne czy jest to „Workingman's Dead” czy „Blues From Allah”. To jest cały czas ten sam zespół z muzykami technicznie sprawnymi i posiadającymi olbrzymią wyobraźnie muzyczną. Trudno sobie wyobrazić, a jednak dziesiątki tysięcy fanów na całym świecie podążały za Grateful Dead lojalnie wspierając grupę w tej podróży. Wszystko skończyło się 9 sierpnia 1995 roku gdy zmarł Jerry Garcia.
Oczywiście pozostali muzycy występują nadal pod różnymi nazwami: The Other One, Furthur, Phil Lesh and Friends czy The Dead ale to już nie to samo.
Na szczęście wydawane są przez cały czas płyty z koncertowymi nagraniami grupy Grateful Dead i to Nas Deadheadów trzyma przy życiu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz