- Samson And Delilah (Traditional arr. Grateful Dead)
- Friend Of The Devil (Garcia / Dawson / Hunter)
- New Minglewood Blues (Traditional arr. Grateful Dead)
- Deal (Garcia / Hunter)
- Candyman (Garcia / Hunter)
- Little Red Rooster (Dixon)
- Loser (Garcia / Hunter
- Passenger (Lesh / Monk)
- Feel Like A Stranger (Weir / Barlow)
- Franklin's Tower (Garcia / Kreutzmann / Hunter)
- Rhythm Devils (Hart / Kreutzmann)
- Space (Lesh / Mydland / Hart / Kreutzmann)
- Fire On The Mountain (Hart / Hunter)
- Greatest Story Ever Told (Weir / Hunter / Hart)
- Brokedown Palace (Garcia / Hunter)
Jerry Garcia - guitar, vocals
Mickey Hart - drums
Billy Kreutzmann - drums
Phil Lesh - bass
Brent Mydland - keyboards, vocals
Bob Weir - guitar, vocals
Zaledwie w kilka miesięcy po wydaniu akustycznego
„Reckoning” grupa Grateful Dead zaprezentowała nam inną stronę swojej muzyki.
Nagrania
na płycie „Dead Set” pochodzą z tych samych koncertów co na „Reckoning”.
Jesienią 1980 roku Grateful Dead dał serię koncertów w Warfield w San Francisco
oraz nowojorskim Radio City Hall.
Z tych koncertów pochodzą te nagrania i jest
to zestaw utworów elektrycznych.
Jerry Garcia tym razem bardzo skrupulatnie
dokonał wyboru nagrań, które możemy usłyszeć na kolejnym już koncertowym
albumie zespołu.
„Starałem się wybrać utwory zagrane zwięźle. Przesłuchałem
wszystkie taśmy z tych koncertów i wybrałem takie numery, które były najlepsze
oraz najbardziej zwarte.”
Oni tym razem chcieli wydać płytę z melodyjnymi
„piosenkami”.
„Friend of the Devil”, „New Minglewood Blues”, „Deal” jak zwykle
w wykonaniu na żywo przybierają inny wymiar oraz brzmią bardzo świeżo a
premierę miały przecież na początku lat 70-tych. Interesujący jest wybór
utworów na ten lp.
Duże wrażenie wywiera „Candyman” bardzo refleksyjny kawałek
zagrany jakby od niechcenia a wykonany zadziwiająco dobrze. To jest „bujanie”,
które powoduje, że ten album słucha się bardzo dobrze. Tu jest wielki luz nikt
nic nie musi udowadniać. Po prostu zespół wyszedł na scenę i zagrał koncert.
Dodajmy zagrał go bardzo dobrze. Czuć tutaj tą atmosferę pełną swobody grania a
że jak to bywa w przypadku Grateful Dead utwory są inaczej zaaranżowane-to
tylko wychodzi słuchaczowi na dobre.
Garcia:” Kiedy słucham jakiegoś zespołu na
żywo to chce posłuchać jak oni grają a nie tylko robią to co w studio. Po co
wtedy koncertować gdy nie masz z tego dużej frajdy. To ma być zabawa, dla nas
jak i dla słuchaczy.”
To prawda, że akurat na „Dead Set” grupa wybrała w miarę
krótsze utwory dochodzące góra do dziesięciu minut ale to wystarczy na ten
album.
Tak miało to wyglądać. Mamy tu folkowo rockowe „Samson and Delilah”,
klasyczny blues „Little Red Rooster”, funkujące „Feel Like A Stranger”,
melodyjne reggae „Fire On The Mountain” aż po przepiękną balladę „Brokedown
Palace”. A krótka ale słodka wersja utworu „Passenger” nadaje nowy wymiar w
stosunku do nagrania studyjnego. Wraz ze zmiana klawiszowca nastąpiła również
zmiana stylu grupy. Z jazzowego na bardziej rockowy. Mydland używający organów
oraz innych instrumentów klawiszowych nadał utworom charakter bluesowo rockowy
co również świetnie słychać na „Dead Set”.
Więc jeśli nie przepadasz za długimi rozimprowizowanymi
utworami, wolisz zwartą konstrukcję i chcesz posłuchać porządnego
amerykańskiego rocka to siedemnasta płyta Grateful Dead jest właśnie dla
Ciebie.
Na kolejną czekaliśmy aż sześć lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz