1. Golden Earrings (J. Livingstone, V. Young) - 2:45
2. Hang on to a Dream (Tim Hardin) - 4:12
3. Never Too Far (Tim Hardin) - 1:50
4. Scarlet Ribbons (J. Begal, E. Danzig) - 3:02
5. You Upset the Grace of Living (Tim Hardin) - 2:38
6. Can You Travel in the Dark Alone (Peter Sando) - 3:07
7. Nature Boy (Eden Ahbez) - 3:06
8. Tiffany Rings (Garry Bonner, Alan Gordon) - 1:48
9. Me About You (Garry Bonner, Alan Gordon) - 4:53
10. I Watch the Moon (Peter Sando) - 3:50
*Peter Sando - Guitar, Vocals
*Bob Muller - Bass, Vocals
*Frank Hubach - Electric Piano, Piano, Organ, Harpsichord
*Dave Bauer - Drums
2. Hang on to a Dream (Tim Hardin) - 4:12
3. Never Too Far (Tim Hardin) - 1:50
4. Scarlet Ribbons (J. Begal, E. Danzig) - 3:02
5. You Upset the Grace of Living (Tim Hardin) - 2:38
6. Can You Travel in the Dark Alone (Peter Sando) - 3:07
7. Nature Boy (Eden Ahbez) - 3:06
8. Tiffany Rings (Garry Bonner, Alan Gordon) - 1:48
9. Me About You (Garry Bonner, Alan Gordon) - 4:53
10. I Watch the Moon (Peter Sando) - 3:50
*Peter Sando - Guitar, Vocals
*Bob Muller - Bass, Vocals
*Frank Hubach - Electric Piano, Piano, Organ, Harpsichord
*Dave Bauer - Drums
Kontestacyjna młodzież wybierała dla siebie swoich własnych
idoli. Gdy w powietrzu unosił się słodki zapach
kwiatów spotęgowany niezliczoną feerią barw, gdy życie stawało się niemal
baśniowe nic dziwnego, że wręcz biblią pokolenia dzieci-kwiatów była powieść
J.R.R. Tolkiena „Hobbit”. Świat pełen czarodziejów, fantastycznych stworów i
pociesznych Hobbitów wpływał na wyobraźnię a także jeszcze bardziej urozmaicał
i tak już pokolorowany na tęczowo świat. W tej baśniowej, tajemniczej atmosferze muzyka odgrywała niebagatelną
rolę.
A kto stworzył dzieło oniryczne w pełni pochłaniające słuchacza,
otulające go atmosferą barwnej delikatności?
Jednym z bohaterów „Hobbita” jest
dobry czarodziej, którego zwą Gandalfem.
Tak samo nazwanym pojawił się na
scenie muzycznej zespół, który nagrał jedną (ale za to jaką!) płytę. Dwóch
kumpli ze szkoły średniej, gitarzysta Peter Sando oraz basista Bob Muller
postanowiło założyć zespół. Po różnych perypetiach w 1967 roku ustatkował się
skład grupy i muzycy rozpoczęli działalność artystyczną.
Jedynym dokonaniem tej
amerykańskiej formacji jest wydany w 1969 roku album o tytule „Gandalf”. To
jest baśniowa podróż utrzymana w aurze tajemniczości w której splatają się
wizje kwasowych ścieżek powracających przez nowy ogród wyobraźni. Płyta składa
się z dziesięciu utworów, z których tylko dwa są napisane przez muzyków grupy.
Reszta to numery innych wykonawców.
Co dziwne wcale nie tak znanych. Tim
Hardin, Bonner/Gordon, Eden Ahbez oraz Evans/Livingston/Young to autorzy nie
okupujący pierwszych miejsc na listach przebojów. Pierwsze co zwraca uwagę przy
słuchaniu tej płyty jest głos wokalisty. Bajkowa barwa utopiona w pogłosie
operuje nastrojem jak nikt inny. Cała magia tego albumu opiera się na
wyjątkowym wykonaniu muzyki. Oniryczna atmosfera pochłania bez opamiętania
słuchacza i doprowadza wręcz do ekstazy. Wystarczy posłuchać dwóch pierwszych
utworów. „Golden Earrings” to prosta piosenka o miłości przekształcona w
psychodeliczny odlot prowadzący do wnętrza duszy. Świetnie brzmiące organy
Hammonda są ozdobą całej płyty. To one czuwają nad nastrojem i pełnią główną
rolę w muzyce Gandalfa.
„Hang on to a Dream” zatrzymuje na chwilę kochanka,
daje mu miłość szaloną, która uderza o brzegi. W nocy, czyż nie widzę mej
miłej, jak fruwa wśród fal! I cóż to za czarny cień widać tam wśród bieli. To
tylko sen, miasto jest pełne kłamstw i przesterowanej gitary.
Grupa stara się
urozmaicić aranżacje wprowadzając baśniowe instrumenty: klawesyn, smyczki,
wibrafon. To klawesyn w „Scarlet Ribbons” sprawia, że wyruszam w drogę piesza i beztrosko, poszukuję zagubionych w dzieciństwie rusałek,czarodziejów i tylko czasami
wyglądam w „Can You Travel In the Dark Alone” klaustrofobicznym, niepokojącym
numerze wiedźmy czającej się gdzieś blisko.
Frank Hubach grający na organach
Hammonda jest odpowiedzialny za te baśniowe podróże i tylko czasami do głosu
dochodzi gitara Sando, ot choćby w „Nature Boy” gdzie mamy przeszywającą
solówkę w stylu kwasowym. Płyta kończy się parą głębokich psychodelicznych
piosenek rockowych. Muzykom nie dane jest zaprezentowanie swoich umiejętności
instrumentalnych ale za to jeśli chodzi o klimat to osiągnęli na tej płycie
mistrzowski status. Uwagę przyciąga okładka płyty. Niesamowita twarz obleczona
motylami niby łagodzi nastrój ale spójrz na te żółte oczy! Przemawia z nich
groza i pewna siła przyciągania, która powoduje, że chce się sięgnąć po ten
tytuł jeszcze raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz