piątek, 11 listopada 2016

BLUES MAGOOS - Psychedelic Lollipop /1966/



1. (We Ain't Got) Nothin' Yet (Esposito, Gilbert, Scala) – 2:18
2. Love Seems Doomed (Esposito, Gilbert, Scala) – 3:02
3. Tobacco Road (John D. Loudermilk) – 4:42
4. Queen of My Nights (Blue) – 3:05
5. I'll Go Crazy(James Brown) – 2:03
6. Gotta Get Away (Adams, Gordon) – 2:42
7. Sometimes I Think About (Esposito, Gilbert, Scala) – 4:13
8. One by One (Gilbert, Theilhelm) – 2:53
9. Worried Life Blues (Big Maceo Merriweather) – 3:45
10.She's Coming Hom (Atkins, Miller) – 2:43.  . 

*Ralph Scala - Keyboards, Vocals
*Emil “Peppy” Theilhelm – Guitar, Vocals
*Ron Gilbert – Bass, Vocals
*Mike Esposito – Guitar
*Geoff Daking – Drums, Percussion

Rok 1966 to w muzyce szalejącej na światowych scenach jeszcze rok „Revolvera” a nie „Sgt Pepper…”. To jest czas kiedy muzyka psychodeliczna jeszcze się formułowała, jeszcze powoli dojrzewała by już za chwilę wybuchnąć ogromem dźwięków powalających nas swoim brzmieniem. To czas gdy większość tych młodych jeszcze nie znanych zespołów określana była mianem rocka garażowego. 
W Ameryce te dzikie dźwięki i kolory psychodelicznej podróży umiejętnie pokazała nam grupa, która swoją olśniewająca i pulsującą jazdą tworzyła na pokładach niesamowitej energii oddziałując na zachwiane świadomości nastoletnich odbiorców.
Grający na keyboardzie Ralph Scala wraz z  basistą Ronnie Gilbertem i gitarzystą rytmicznym Emilem „Peppy” Thielhelmem byli szkolnymi kumplami z Bronxu z NY. Razem z gitarzystą Dennisem Lapore i perkusistą Johnem Finneganem założyli zespół o nazwie The Trenchcoats. Jedyny singiel nagrali pod koniec 1965 roku a następnie zmienili nazwę na bardziej znaną dla świata. 
Blues Magoos specjalizując się w elektrycznym folk rocku wkrótce rozpoczęli występy w Greenwich Village w klubie Night Owl Cafe. Jednej nocy spotkali grającego na basie Mike’a Esposito, który przewyższał chłopaków już sporym doświadczeniem na scenie. „Peppy”: Mike dołączył do nas w trakcie jednego z numerów grając na basie i poczuliśmy spory profesjonalizm bijący z jego postawy. Jakież było nasze zdziwienie gdy kończył z nami występ grając już na gitarze i to tej prowadzącej”. 
Siłą rzeczy Mike zastąpił Dennisa i powoli też rozpoczął namawiać kolegów na zmianę stylu grupy. Pomógł mu w tym niedawno zakupiony Fender Echoplex, który zaczął wykorzystywać do zabaw z obróbką taśmy. Można ją było albo opóźnić albo doprowadzić do sprzężeń
zwrotnych a te szalone dźwięki poruszać na pętli taśmy. Kiedyś dźwięk nam się po prostu nie zatrzymał jak wspomina „Peppy” tylko przesunął się na inną prędkość. Wszyscy byli tym zachwyceni a ja krzyknąłem „Wow” to jest bardzo psychodeliczne.
Psychodeliczny nie było jeszcze wtedy znanym słowem ale gdy graliśmy w Night Owl tłum entuzjastycznie reagował na nasze próby z echoplexem co skłoniło nas do używania tego słowa w stosunku do naszej muzyki.
Na początku 1966 roku ustabilizował się też skład grupy. Mike’a kumpel Geoff Daking zastąpił Finnegana na perkusji i w takim składzie Blues Magoos weszli do studia aby zarejestrować swój pierwszy album.
Na pierwszy ogień poszedł znany standard muzyki folkowej „Tobacco Road”. 
Ale jak oni to zrobili!! To jest miażdżący psychodeliczny killer . 
Jednak Shelby Singelton przedstawiciel Mercury Records potrzebował czegoś co można dać na singiel. Absolutnie cztero i pół minutowy „Tobacco Road” się nie nadawał. Ale podziemna stacja AM zaczęła to puszczać i utwór ten zrobił niesamowitą reklamę grupie. To jest główny psychodeliczny manifest zespołu. 
No dobrze a gdzie przebój? 
Jest! Otwierający płytę (We Ain’t Got) Nothin’ Yet jest właściwą piosenką na pierwszy utwór i stronę A singla. To pełen ekspresji i dynamiki numer mający magiczną siłę. Zaczyna się od pokręconej linii basu a potem dochodzą inne instrumenty i do tego brudny, pełen kurzu wokal – oto piąte miejsce na singlowej liście przebojów w 1967 roku. Co jeszcze znajduje się na „Psychedelic Lollipop”. 
Miłosna ballada „Love Seems Doomed”(LSD?) z organami Farfisa w roli głównej i zakręconą gitarą, powolny blues „Sometimes I Think About”, folkowa „Queen of My Nights”.
Cała płyta niestety trwająca tylko ponad trzydzieści minut ukazuje nam jak rodziła się garażowa psychodelia i jaką miała siłę doprowadzając czasami stan naszego umysłu do pełnego wrzenia.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz