- U.S. Blues (Hunter/Garcia)
- China Doll (Hunter/Garcia)
- Unbroken Chain (Lesh/Peterson)
- Loose Lucy (Hunter/Garcia)
- Scarlet Begonias (Hunter/Garcia)
- Pride Of Cucamonga (Lesh/Peterson)
- Money Money (Weir/Barlow)
- Ship Of Fools (Hunter/Garcia)
- Jerry Garcia - lead guitar, vocals
- Bob Weir - guitar, vocals
- Phil Lesh - bass, vocals
- Keith Godchaux - keyboards
- Donna Jean Godchaux - vocals
- Bill Kreutzmann - drums
- Ned Lagin - synthesizer (on Unbroken Chain)
- John McFee - pedal steel (on Pride Of Cucamonga)
Oto raport z jednego z największych koncertów w hiperprzestrzeni
kosmicznej, który odbył się w 2974 roku na planecie Mars. Jest to jeden z
najlepszych koncertów jakie widziałem i nawet trochę poskakałem pomimo ,że
siedzenia na marsie są bardzo wygodne. Co ja tam robię w 2974 roku ? Otóż
dzięki time lord i zamieszaniu w moim przyszłym życiu udało mi się wylądować na
dachu jednej z chałup marsjańskich a następnie dotrzeć na międzygalaktyczny koncert, który odbył się na
cześć Ziemi. Było warto. Obok przedstawiciela Ziemi w koncercie wzięła udział
cała plejada galaktycznych gwiazd, która wystąpiła jako Zigorous Three All
Stars Band oraz The Giant Bardon and The Amazing Nose Flute. Oprócz muzyki
wrażenie na scenie robili muzycy- cudzoziemcy, o różnych kształtach, rozmiarach
, kolorach i gatunkach. Miło było zobaczyć Quadrohabitów, Quargsów, Belobatów i
Archersów występujących jako jeden zespół i oddających część naszej planecie.
Ale największą gwiazdą koncertu był zaproszony specjalnie na tę okazję przedstawiciel
ziemi.
Grateful Dead.
Oczywiście jako wierny fan Wdzięcznych Nieboszczyków nie
mogło zabraknąć i mojej skromnej osoby w tym wielkim przedsięwzięciu. Grupa
wykonała parę swoich sztandarowych kawałków. Niesamowitym przeżyciem było
wysłuchanie „Dark Star” na tle
prawdziwej ciemnej gwiazdy czy „China Cat Sunflower”, który bardzo podobał się
skaczącym obok mnie Belobratom /pochodzącym z planety na której występują same kwiaty/.
Ale główną częścią koncertu było zagranie materiału z płyty
„From the Mars Hotel”. Dziesiąty krążek w dyskografii Grateful Dead ukazał się
w czerwcu 1974 roku a materiał zawarty na płycie należy do najbardziej
relaksujących numerów nagranych do tej pory przez zespół. Przyjemne melodie,
dobrze zagrane, lekko urozmaicone ukazują muzyków w pełnej formie może za
wyjątkiem B.Weira , tutaj najwięcej słychać jego gry na gitarze a za to
najmniej jest jego wokalu. „U.S.Blues”, „Loose Lucy”, „Money Money” skoczne,
rhythm & bluesowe numery osadzone są bardzo w amerykańskiej tradycji. K.Godchaux gra w tych utworach na fortepianie
boogie-woogie co powoduje nastrój radości a solówki J.Garcii są krótkie,
luzackie i pełne humoru. To na „From the Mars Hotel” swoją mocną pozycję w
zespole zasygnalizował P.Lesh. Nie dość ,że napisał dwie cudowne piosenki to
jeszcze je zaśpiewał . A że głos ma ciekawy udowodnił już w „Box Of Rain” na
„American Beauty”.
„Unbroken Chain” utwór dla którego z pewnością warto kupić
ten krążek. Niezwykle interesujący z ciekawą linią basu i bardzo niepokojącym
wokalem robi duże wrażenie na słuchaczu. Drugi numer napisany przez
P.Lesha „Pride Of Cucamonga” utrzymany w konwencji country rockowej jest
pełen werwy i bardzo ładnej, klarownej gry
J.Garcii.
Aż dziwne ,że utwór ten nigdy nie był wykonywany na żywo
podczas występów na ziemi.
Niewątpliwie w pamięć zapadnie nam mój faworyt na tym
albumie.
A jest nim numer „Scarlet Begonias” J.Garcii i R.Huntera który jest już klasykiem
wśród utworów Grateful Dead. Klasykiem
zagranym z wielkim poczuciem rytmu, z wokalem J.Garcii do którego nas już
przyzwyczaił oraz świetną linią gitary solowej. Na koncertach utwór ten
wykonywany był wraz z „Fire In the Mountain” i trwał ponad dwadzieścia minut.
„From the Mars Hotel” - dziesiąty album w historii zespołu
jest pełen ładnych melodii i przyjemnie słucha się go mając w ręku napełnioną po brzegi szklankę burbona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz