2. Feelin' Bad (Mike Kellie, Gary Wright) - 3:24
3. I've Got Enough Heartache (Mike Kellie, Gary Wright) - 3:29
4. Evil Woman (Larry Weiss) - 9:07
5. Lost in My Dream (Gary Wright) - 5:06
6. That Was Only Yesterday (Gary Wright) - 3:58
7. Better by You, Better Than Me (Gary Wright) - 3:42
8. Hangman Hang My Shell on a Tree (Gary Wright) - 5:47
*Gary Wright - Keyboards, Vocals
*Luther Grosvenor - Guitar
*Greg Ridley - Bass, Guitar
*Mike Kellie - Drums
Rok 1969, na
rynku pojawia się jedna z najlepszych płyt The Rolling Stones „Let It Bleed”. I
to nie tylko dlatego, że mamy na niej genialne numery, różnorodność stylów czy
nowego gitarzystę. Całość jest też charakterystycznie dla tego roku
wyprodukowana. Surowość a zarazem ciekawe wyeksponowanie instrumentów połączone
z dodatkowym podkręceniem potencjometrów głośności stworzyło standard za który
odpowiedzialny jest Jimmy Miller.
To
charakterystyczne brzmienie wypełniło wiele płyt powstałych w tamtym czasie a
jedną z nich była „Spooky Two”, niestety zapomnianej kapeli Spooky Tooth. To,
że Miller wyprodukował również ten album już dodaje kolorytu oraz otwiera przy
okazji kanały głośnikowe podkręcone na odpowiednią ilość decybeli. Ale nie
tylko to jest istotne. Przed powstaniem Spooky Tooth, kwartet Mike Harrison,
Luther Grosvenor, Greg Ridley i Mike Kelie tworzył ostateczny skład rhythm and
bluesowej formacji The VIP’s, która następnie przekształciła się w Art. Ta
krótko działająca grupa wydała tylko jeden krążek, a także pojawiła się jako
nieakredytowany zespół wspierający na pierwszym lp Hapshash And The Coloured
Coat. Ale kiedy amerykański emigrant Gary Wright dołączył do kwartetu jako
klawiszowiec, wokalista i główny kompozytor narodził się nowy Spooky Tooth,
napędzany dwoma klawiszami, wydobywającymi każdy gram uczucia z wokalnej
ekspresji, rytmicznej frazy i dobrze umiejscowionego riffu. Ostatecznie, główny
wpływ na „Spookt Two” miała muzyka soul – reprezentowana przez aranżacje
stworzone wokół siły dwóch wokalistów, podczas gdy przebłyski gospel, country,
zniekształconego bluesa i psychodelicznych elementów przeplatały się i łączyły
ze sobą w różnorodności i spójności, która była jedną z trwałych rockowych
form. Nie był to tylko eklektyzm dla samego eklektyzmu ale raczej ekspansja na
zewnątrz od ich poprzednich doświadczeń w coś innego. W 1969 roku poszukiwano
czegoś nowego, a cokolwiek to było najlepiej jakby miało klawisze, a Spooky
Tooth miał ich dwa: organy Gary’ego Wrighta i elektryczny klawesyn Baldwin
obsługiwany prze Mike’a Harrisona. Obaj mieli fantastyczne głosy i przy
wsparciu ciekawego gitarzysty oraz solidnej sekcji rytmicznej, można było
poczuć ogień ich poszukiwań zawarty w talentach muzycznych, podczas gdy
wizjonerska produkcja Millera umiejętnie uchwyciła jego szalejącą dynamikę w
całej jej bezpośredniości.
Przesiąknięty
duchem krótszych dni, dłuższych nocy i chłodniejszej aury zbliżającej się zimy,
„Spooky Two” rozpoczyna się wiecznie jesiennym „Waitin’ For the Wind”. Ten gwiezdny otwieracz zaczyna
się od powolnego spalania się surowo pozbawionych akompaniamentu i równych
kroków perkusji, które wkrótce stają się podwójnie śledzone, aż do wejścia
lodowatych podmuchów przesterowanych organów Hammonda Wrighta, unoszącymi się
nad wszystkim złowieszczo. Na szczęście wokal Harrisona opiera się burzy
przecinając ją z wielką siłą. Gitarowe zniekształcenia lądują dokładnie w
refrenie, aby szaleńczo go wzmocnić i jednocześnie zawiązać węzły w ciągle
zaciskających się wzorach organowych. Nastrój zmienia się wraz z wejściem pary
kompozycji Kellie/Wright, „Feelin’ Bad”
i „I’ve Got Enough Heartaches”. Te dwa numery,
mają jednak potężną siłę w wokalnej postaci. Gdy drugi wspomagany jest
przez Joe Cockera i duet wokalny Sue i Sunny co daje niesamowite przeżycie w
gospelowym duchu. Te odjazdy wypełniające pustą przestrzeń jutra bez wysiłku
wchodzą w miażdżącą kompozycję „Evil Woman”. Wersja wydana w 1968 roku przez
Lou Rawlsa była podstawą tego rozległego na osiem minut eposu. Spooky Tooth
podkręcił swoją nutę ponad trzykrotnie, położył ją na arkuszach kłujących
organów Hammonda, ciężkich gitarowych riffów i dodał bombastyczne wymiany
wokalne. Absolutnymi punktami kulminacyjnymi są dwie solówki gitarowe Luthera
Grosvenora, które w obu przypadkach zagrane są z takim zaangażowaniem i
przekonaniem jak tylko można się temu oddać. Na tle zapalnego rozpylania riffów
Grosvenora, piorunującego autorytetu Kellie i linii basu Ridleya hałaśliwie
podsycających płomienie, rozpaczliwe zawodzenie Harrisona wymieniające się z
niesłabnącymi falsetowymi odpowiedziami Wrighta łączy się w coś tak
nieziemskiego i dziwacznego, że musisz zadzwonić po straż pożarną, ponieważ
jest to najbardziej zapalający i szalony moment albumu. Po prawie
nieskończonych powtórzeniach słowa „Woman” wyszczekiwanego, skrzeczącego i
wydzierającego w niemal każdy możliwy emocjonalnie sposób, przedłużony rozkwit
kończący utwór oznacza, że piosenka wraz z pierwsza stroną płyty dobiega końca.
Na drugiej
stronie mamy w całości kompozycje Gary’ego Wrighta, pokazujące jego talent jako
autora piosenek. Niesamowity „Lost In My Dream” zaczyna się spokojnie ale z
czasem stopniowo narasta. Fantastyczną robotę wykonuje Harrison desperacko
oddając narrację, a instrumenty towarzyszą refrenowi za pomocą skutecznego wzrostu.
Wokalista zeznaje o swoim koszmarnym uwięzieniu, podczas gdy perkusja czujnie
rozbrzmiewa nad pulsującym basem. Całość prowadzi do wokalnego chóru
rozbrzmiewającego harmonicznie wraz z podtrzymywanymi organami Wrighta.
Zanika…. A następnie powraca, by ponownie narastać jak niespokojny sen, który
wydaje się nie mieć szans na uwolnienie. „That Was Only Yesterday” jest po
prostu kwintesencją blues rockowego grania a „Better By You, Better Than Me”
prowadzi wprost ku hard rockowym rytmom. Surowe krawędzie gitary przechylają
się w świetle reflektorów, aż do refrenu, który nieustannie wysyła zrozpaczone
błagania Harrisona daleko poza horyzont w poszukiwaniu zanikającej drogi. I
koniec. „Hangman Hang My Shell On A Tree” to oda do wolności odczuwanej na
końcu liny. Prawie całość pochłonięta zostaje przez powtarzający się chór
wokalny a gitara cicho ryczy w przypływie tego przebudzenia, śpiew trwa do
jutra, gdy drzwi przeznaczenia otwierają się i rozlewają oślepiające światło
przez próg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz