niedziela, 7 maja 2023

WIZZARD - Wizzard Brew /1973/

 


1. You Can Dance the Rock 'n' Roll
2. Meet Me at the Jailhouse
3. Jolly Cup of Tea
4. Buffalo Station - Get on Down to Memphis
5. Gotta Crush (About You)
6. Wear a Fast Gun

Roy Wood
Rick Price
Bill Hunt
Hugh "H" McDowell
Nick Pentelow
Mike Burney
Keith Smart
Charlie Grima
The Cowbag Choir

Był sobie kiedyś taki bożonarodzeniowy numer „I Wish It Could Be Christmas Everyday” nagrany przez zespół Wizzard, którego założycielem był Roy Wood. Muzyk już wówczas dał się poznać jako twórca The Move oraz Electric Light Orchestra. Otóż ten melodyjny utwór charakteryzuje się dość hałaśliwą nutą ale jest przystępny i na swój sposób doskonały. Zresztą wydane w tym czasie single zespołu pokazują co prawda „ciężki” ich charakter, ale mimo to wykazują się popową wrażliwością  i wędrują nawet na listy przebojów. Rok 1971 był dla Wooda pracowity, jeszcze kończył finałowy lp. The Move „Message From the Country”. Zabierał się wraz z Lynnem za debiut ELO, który z dodaną wiolonczelą i skrzypcami był na swój sposób nowatorski oraz dokonał nagrań na solowy album „Boulders”, na którym zagrał i zaśpiewał sam każdą nutę. Wiele fragmentów „Message From the Country” i „ELO 1” powstało podczas tych samych sesji. Kiedy muzycy kończyli piosenkę The Move, to przechodzili do innej piosenki jako ELO. W czerwcu 1972 roku było już po wszystkim i Roy Wood opuścił ELO by spędzić następne kilka lat nagrywając albo jako artysta solowy albo w zespole Wizzard, który wprowadził nowe dźwięki dla publiczności. No właśnie znając parę singli grupy można znaleźć pewne wskazówki tego, co  miało się pojawić na albumie, ale raczej nikt nie był przygotowany na ten szok, jaki wywiera muzyka zawarta na płycie
„Wizzard Brew”. Roy Wood ze swoją bandą jaskiniowców żyjących w ruinach rock and rolla próbują odtworzyć muzykę, która wżera się w twoje zwoje mózgowe czyniąc je przesiąkniętymi, owłosionymi potworami straszącymi dzieci na dobranoc. To pełen obraz rock’n’rolla utopionego w dziwacznym brudzie. A brzmi to tak, jakby dwa tuziny muzyków zostało umieszczonych w studio i zaczęło grać w tym samym czasie różne utwory. Jest tu coś w rodzaju ściany dźwięku, efekt osiągnięty przez rozmazanie dźwięku wielu instrumentów z zastosowaniem modulatora pierścieniowego, co daje płycie całkowicie unikalny dźwiękowy charakter. Wszystko brzmi mocno rozdmuchanie, intensywnie i okropnie, a pejzaż dźwiękowy jest bardzo gęsty i opresyjny, co może być męczące. Ale to jest całkiem świetne. Tutaj rockandrollowa dusza Wooda, dla której najwyraźniej nie starczyło miejsca w ELO, dostaje wolną rękę, przefiltrowaną przez aranżacje o niszczycielskiej mocy, wspierane przez rozbudowany zespół, który oprócz dobrze znanych umiejętności Wooda jako multiinstrumentalisty, zawiera dwóch perkusistów, chór, instrumenty dęte i smyczki wszelkiego rodzaju. Otwierający „You Can Dance To Rock and Roll” od razu jasno określa brzmienie albumu. Wprowadzenie bombastycznym mini duetem perkusyjnym, szybko ustępuje miejsca zniekształconemu rock and rollowi napędzanemu przez łomoczące wiolonczele z ostrym głosem Wooda, również zniekształconym. Jednak to w „Meet Me At the Jailhouse” sprawy nabierają zdecydowanie poważniejszego charakteru. Ciężki gitarowy riff w połączeniu z wiolonczelami tworzy wstęp do zawodzącego sola na saksofonie. Wkrótce potem Wood śpiewa w charakterystycznym dla siebie stylu, po czym rozpętuje się całe piekło. Nie ma sensu próbować opisywać tego, co dzieje się przez pozostałe 9 minut, ale wirujące efekty fazowania, ostre zniekształcenia, wyjące sprzężenia, panoramowanie stereo, spowolnione wokale, jeszcze więcej wiolonczeli i saksofonu to tylko kilka smaczków, które napotkacie słuchając tej „piosenki”. To też jeden z najdziwniejszych numerów jakie słyszałem w życiu. „Jolly Cup Of Tea” stanowi kontrast z resztą albumu. Ten numer utrzymany w duchu wodewilowym z orkiestrą dętą, zawierający zmasowane męskie głosy i gwizdki z łatwością mógłby zostać nagrany przez Bonzo Dog Doo Dah Band. Doskonały i przyjemny numer. Szaleństwo Wooda i jego muzyki odzwierciedla się nawet w pastiszu Elvisa Presleya „Gotta Crush (About You)”, w którym plączą się, pokryte wieloma warstwami wokali, gitar, dęciaków i fortepianu tony brylantyny grzecznie świecące w obrazie. Ten krótki i zabawny utwór prowadzi nas do zamknięcia albumu. I to nie byle jakiego zamknięcia. „Wear A Fast Gun” wspaniały, powolny i melodyjny numer jest kolejną okazją dla Roya Wooda do pokazania swojego niezrównanego talentu kompozytorskiego i interpretacyjnego. Cudowna psychodeliczna melodia ozdobiona w pierwszej części fanfarami, wiruje świecącymi rogami i wzdychającymi harmoniami. Pięć minut później gitary i perkusja zatrzymują się i słyszymy jeszcze piękniejszą sekcję, którą zajmują waltornie i smyczki. Barokowa etiuda przyjemnie wypełnia uszy, a całość jest tak fajna, że nie chcesz aby się skończyła. Świetlista koda zamykająca utwór pozostawia trzepoczący swobodnie przez kilka sekund dźwięk fletu, który gasi światło nad płytą i pozwala odejść nutom w dalszą przestrzeń.

I oto mamy część uroku słuchania „Wizzard Brew”. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz