- Heartbeat of the Sun
- Slow Joe Rain
- Cut the Deck
- Starlight Starbright
- Who Stole The Show?
- Djinn Djinn
- This One Hour
- Supersonic Vision
- Time Never Ends
- Let There Be Light
- Ticket To Nowhere
- Through Endless Skies
Od czasu
ostatniej trasy koncertowej The Dead w 2009 roku Mickey Hart nie wychylał się
zbytnio, co nie znaczy, że wylegiwał się na plaży lub dryfował w domu nic nie
robiąc. Jak prawdziwy szalony naukowiec, poświęcił się badaniom o dźwiękowych
wibracjach w kosmosie, oglądając gwiazdy i wsłuchując się w dźwięki, do których
przyciągają go obrazy widziane w jego teleskopie. Kiedy nie wybiegał w
przyszłość, zajmował się przeszłością, majstrując przy starych taśmach
magnetofonowych w Instytucie Smithsona, walcząc z czasem, by nagrania
zbierające kurz w skarbcach udało się zachować zanim się rozpadną.
Podczas gdy
Hart siedział w laboratorium, świat wciąż się kręcił. Bob Weir i Phil Lesh
ponownie zebrali się jako Furthur a Bill Kreutzmann poszedł w kierunku „lepszym
niż można by się spodziewać”. Nagrywając płytę jako 7 Walkers ustanowił jeden z
najlepszych projektów pobocznych kiedykolwiek wymyślonych przez byłego członka
Grateful Dead (o tej płycie już niebawem napiszę). Pośród tego zgiełku
aktywności, Mickey i jego perkusja wydawali się niesamowicie cisi.
Ci, którzy
śledzą twórczość Harta wiedzą, że jego solowe dzieła dzielą się na dwie
kategorie. Płyty takie jak „Diga Rhythm Band” czy „Supralingua” to ciężkie,
beatowe wycieczki, które z radością zanurzają się w eksperymentowanie z liniami
perkusyjnymi i tradycjami transowymi pochodzącymi z całego świata, podczas gdy
inne albumy, są bardziej ustrukturyzowane i zorientowane na piosenki. Wydany w
2011 roku „Mysterium Tremendum” mieści się gdzieś pomiędzy tymi dwoma albumami
z mieszanką mocno rytmicznych utworów instrumentalnych i wyborem bardziej
konwencjonalnych piosenek. Nagrywając ten krążek Hart postanowił stworzyć
zespół z wieloma gośćmi wśród których znaleźli się m.in. basista Widespread
Panic, Dave Schools, wokaliści Crystal
Monee Hall i Tim Hockenberry z Trans-Siberian Orchestra, długoletni przyjaciel
Zakir Hussain a także Greg Ellis, Babatunde Olatunji i Steve Kimock. Oprócz tej
ośmioosobowej grupy muzyków, trzeba wspomnieć o wkładzie wieloletniego
przyjaciela i autora tekstów Grateful Dead, Roberta Huntera. Płytą tą Hart
udowodnił, że muzyka nie zna granic. Połączył niesamowity jam band ze światową
muzyką, a także kilkoma innymi rodzajami powodując podróż przez przestrzeń i
czas, tworząc nowoczesną kosmiczną muzykę, która wypełnia kolumny pełnym
dźwiękiem. I od razu pewne spostrzeżenie, ta płyta posiada bardzo nowoczesne
brzmienie. Mickey Hart pracował nad nią ponad dwa lata i stworzył coś, co jest
mocno innowacyjne w jego dorobku. Fascynacja muzyka dźwiękami i obrazami
kosmosu, do których dotarł dzięki NASA, spowodowała, że na tej płycie Hart
wykorzystuje „liczącą miliardy lat orkiestrę ruchu planetarnego” jako rodzaj
odniesienia lub podkładu muzycznego. Każda kompozycja na albumie łączy się w
płynną podróż, która nigdy nie traci swojego tempa. Kombinacja kosmicznych
dźwięków, elektronicznych i ręcznych perkusji oraz konwencjonalnych
instrumentów rockowych przeplata się, tworząc dźwiękową atmosferę, która jest
całkowicie współczesna i wciągająca. Jest to twarda i napędzająca muzyka
pobłogosławiona melodyczną wrażliwością. Utwory takie jak „Cut the Deck”
potwierdzają powyższe stwierdzenia. Mieszanka dudniących bitów i złożonej
melodii brzmi mocno rytmicznie a grające w tle odgłosy ruchu gwiazd dodają
tajemniczości i niepokoju. „Slow Joe Rain” napisany przez Huntera, jest typowy
dla nowego materiału, z impulsywnym bitem napędzającym narrację wokalną. I choć
nigdy nie będzie się mówiło, że Hart ma najbardziej melodyjny głos na świecie,
to nigdy nie brzmiał lepiej tutaj, a jego stary bluesowy głos doskonale
uzupełnia teksty. Dodaj do tego egzotykę, taką jak złowieszcze brzęczenie
starożytnego instrumentu zwanego bullroarer (który jest wymachiwany w kółko,
aby stworzyć dźwięk), święte tybetańskie bębny czaszkowe (damaru), atmosferyczne
dźwięki lasów deszczowych, a nawet dudnienia trzęsień ziemi, a otrzymasz dziwny
i bogaty w szczegóły krajobraz pod konwencjonalnie skonstruowane utwory. To
muzyka taneczna, transowa, kosmiczna, płynące ballady i ziarnisty rock’n’roll.
Są tu smaczki z Afryki i Bliskiego Wschodu.
„Zakładam,
ze znajdą się inni chcący skosztować tego owocu lub usłyszeć dźwięczne dźwięki
wszechświata” – mówi. „Wyobrażam sobie, że inni będą próbować czegoś takiego –
przynajmniej mam taka nadzieję. Dlatego nazywają to nieskończonym
wszechświatem; ja nigdy nie mógłbym objąć wszystkich terenów, więc zakładam, że
będą inni. Może nawet pewnego dnia będzie to własny gatunek muzyki. Czy nie
byłoby to fajne?”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz