niedziela, 12 lutego 2023

MICKEY HART BAND - Mysterium Tremendum /2012/

 


  1. Heartbeat of the Sun
  2. Slow Joe Rain
  3. Cut the Deck
  4. Starlight Starbright
  5. Who Stole The Show?
  6. Djinn Djinn
  7. This One Hour
  8. Supersonic Vision
  9. Time Never Ends
  10. Let There Be Light
  11. Ticket To Nowhere
  12. Through Endless Skies

Od czasu ostatniej trasy koncertowej The Dead w 2009 roku Mickey Hart nie wychylał się zbytnio, co nie znaczy, że wylegiwał się na plaży lub dryfował w domu nic nie robiąc. Jak prawdziwy szalony naukowiec, poświęcił się badaniom o dźwiękowych wibracjach w kosmosie, oglądając gwiazdy i wsłuchując się w dźwięki, do których przyciągają go obrazy widziane w jego teleskopie. Kiedy nie wybiegał w przyszłość, zajmował się przeszłością, majstrując przy starych taśmach magnetofonowych w Instytucie Smithsona, walcząc z czasem, by nagrania zbierające kurz w skarbcach udało się zachować zanim się rozpadną.

Podczas gdy Hart siedział w laboratorium, świat wciąż się kręcił. Bob Weir i Phil Lesh ponownie zebrali się jako Furthur a Bill Kreutzmann poszedł w kierunku „lepszym niż można by się spodziewać”. Nagrywając płytę jako 7 Walkers ustanowił jeden z najlepszych projektów pobocznych kiedykolwiek wymyślonych przez byłego członka Grateful Dead (o tej płycie już niebawem napiszę). Pośród tego zgiełku aktywności, Mickey i jego perkusja wydawali się niesamowicie cisi.

Ci, którzy śledzą twórczość Harta wiedzą, że jego solowe dzieła dzielą się na dwie kategorie. Płyty takie jak „Diga Rhythm Band” czy „Supralingua” to ciężkie, beatowe wycieczki, które z radością zanurzają się w eksperymentowanie z liniami perkusyjnymi i tradycjami transowymi pochodzącymi z całego świata, podczas gdy inne albumy, są bardziej ustrukturyzowane i zorientowane na piosenki. Wydany w 2011 roku „Mysterium Tremendum” mieści się gdzieś pomiędzy tymi dwoma albumami z mieszanką mocno rytmicznych utworów instrumentalnych i wyborem bardziej konwencjonalnych piosenek. Nagrywając ten krążek Hart postanowił stworzyć zespół z wieloma gośćmi wśród których znaleźli się m.in. basista Widespread Panic, Dave Schools, wokaliści  Crystal Monee Hall i Tim Hockenberry z Trans-Siberian Orchestra, długoletni przyjaciel Zakir Hussain a także Greg Ellis, Babatunde Olatunji i Steve Kimock. Oprócz tej ośmioosobowej grupy muzyków, trzeba wspomnieć o wkładzie wieloletniego przyjaciela i autora tekstów Grateful Dead, Roberta Huntera. Płytą tą Hart udowodnił, że muzyka nie zna granic. Połączył niesamowity jam band ze światową muzyką, a także kilkoma innymi rodzajami powodując podróż przez przestrzeń i czas, tworząc nowoczesną kosmiczną muzykę, która wypełnia kolumny pełnym dźwiękiem. I od razu pewne spostrzeżenie, ta płyta posiada bardzo nowoczesne brzmienie. Mickey Hart pracował nad nią ponad dwa lata i stworzył coś, co jest mocno innowacyjne w jego dorobku. Fascynacja muzyka dźwiękami i obrazami kosmosu, do których dotarł dzięki NASA, spowodowała, że na tej płycie Hart wykorzystuje „liczącą miliardy lat orkiestrę ruchu planetarnego” jako rodzaj odniesienia lub podkładu muzycznego. Każda kompozycja na albumie łączy się w płynną podróż, która nigdy nie traci swojego tempa. Kombinacja kosmicznych dźwięków, elektronicznych i ręcznych perkusji oraz konwencjonalnych instrumentów rockowych przeplata się, tworząc dźwiękową atmosferę, która jest całkowicie współczesna i wciągająca. Jest to twarda i napędzająca muzyka pobłogosławiona melodyczną wrażliwością. Utwory takie jak „Cut the Deck” potwierdzają powyższe stwierdzenia. Mieszanka dudniących bitów i złożonej melodii brzmi mocno rytmicznie a grające w tle odgłosy ruchu gwiazd dodają tajemniczości i niepokoju. „Slow Joe Rain” napisany przez Huntera, jest typowy dla nowego materiału, z impulsywnym bitem napędzającym narrację wokalną. I choć nigdy nie będzie się mówiło, że Hart ma najbardziej melodyjny głos na świecie, to nigdy nie brzmiał lepiej tutaj, a jego stary bluesowy głos doskonale uzupełnia teksty. Dodaj do tego egzotykę, taką jak złowieszcze brzęczenie starożytnego instrumentu zwanego bullroarer (który jest wymachiwany w kółko, aby stworzyć dźwięk), święte tybetańskie bębny czaszkowe (damaru), atmosferyczne dźwięki lasów deszczowych, a nawet dudnienia trzęsień ziemi, a otrzymasz dziwny i bogaty w szczegóły krajobraz pod konwencjonalnie skonstruowane utwory. To muzyka taneczna, transowa, kosmiczna, płynące ballady i ziarnisty rock’n’roll. Są tu smaczki z Afryki i Bliskiego Wschodu.

„Zakładam, ze znajdą się inni chcący skosztować tego owocu lub usłyszeć dźwięczne dźwięki wszechświata” – mówi. „Wyobrażam sobie, że inni będą próbować czegoś takiego – przynajmniej mam taka nadzieję. Dlatego nazywają to nieskończonym wszechświatem; ja nigdy nie mógłbym objąć wszystkich terenów, więc zakładam, że będą inni. Może nawet pewnego dnia będzie to własny gatunek muzyki. Czy nie byłoby to fajne?”.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz