- Funiculi Funicula (Traditional arr. Grateful Dead)
- The Music Never Stopped (Bob Weir / John Barlow)
- Sugaree (Jerry Garcia / Robert Hunter)
- Lazy Lightning (Bob Weir / John Barlow)
- Supplication (Bob Weir / John Barlow)
- Dancin' In The Streets (Stevenson/Gaye/I. Hunter)
- Help On The Way (Jerry Garcia / Robert Hunter)
- Slipknot! (Grateful Dead)
- Franklin's Tower (Jerry Garcia / Bill Kreutzmann / Robert Hunter)
- Samson And Delilah (Traditional arr. Bob Weir)
- Sunrise (Donna Godchaux)
- Estimated Prophet (Bob Weir / John Barlow)
- Eyes Of The World (Jerry Garcia / Robert Hunter)
- Wharf Rat (Jerry Garcia / Robert Hunter)
- Terrapin Station (Jerry Garcia / Robert Hunter)
- Morning Dew (Dobson/Rose)
- Jerry Garcia - lead guitar, vocals
- Donna Jean Godchaux - vocals
- Keith Godchaux - keyboards
- Mickey Hart - drums
- Bill Kreutzmann - drums
- Phil Lesh - bass
- Bob Weir - guitar, vocals
Rok 1977 dla Grateful Dead był szczytowym okresem według ich fanów.
Niezapomniany maj tego roku dał nam niesamowite koncerty, które krążą wśród
Deadheadów i które wielu uważa za najlepsze dla zespołu. Cóż z pewnością są to
jedne z najciekawszych występów chociaż w innych porach też znajdziemy
niezapomniane chwile.
Trzeci tom Dick’s Picks obejmuje większość pokazu z 22 maja w
Sportatorium w Pembroke Pines na Florydzie. Chociaż brakuje tutaj dziewięciu
piosenek to wybór ten jest prawie idealną listą utworów.
Pierwsza część zawiera sześć utworów z pierwszego seta granego tego
wieczoru. Całość zaczyna się od wykonania neapolitańskiej melodii „Funiculi,
Funicula”, szybkiej i beztroskiej, służącej chłopakom, by zestroić instrumenty.
Po szybkim włamaniu się do mikrofonu Boba Weira rozpoczyna się podstawowy
skład. „The Music Never Stopped” jest świetnym początkiem, pozwalającym Garcii
rozgrzać palce. Miks jest solidny, a chórki Donny Jean Godchaux nie
przytłaczają reszty grupy. Potem następuje niesamowita interpretacja „Sugaree”
Jerry’ego Garcii. Wciąganie zespołu do prawie szesnastominutowego jamu z
łatwością przychodzi gitarzyście, który przy okazji absolutnie nie marnuje
czasu. Gra jego jest przewiewna i lekka, precyzyjnie uderza każdą nutę zanim
nabierze zniekształconego dźwięku a harmonie wokalne między trio Jerry’ego,
Boba i Donny są wyraźne. Zespół od razu wpada w „Lazy Lightnin’>Supplication”,
dwa numery napisane przez Boba Weira i Johna Perry’ego Barlowa, które pojawiły
się po raz pierwszy na debiucie Kingfisha. I chociaż utwory te pochodzą z
pobocznego projektu Weira, Grateful Dead zaadoptowali je i zagrali. „Lazy
Lightnin’” służy jako naczynie do oszałamiającego jamu „Supplication”. Choć
krótki, Garcia udowadnia, że jest w wyśmienitej formie i jest gotowy aby w
dalszej części jeszcze niejeden raz wybrać odpowiednią ścieżkę. Pierwszy set
kończy, rozciągnięta do prawie piętnastu minut stara melodia „Dancin’ in the
Streets”. Utwór zagrany w stylu funky, buja przyjemnie nadając niepowtarzalny
klimat lat 70-tych. Po raz kolejny mamy tu radosny rodzaj jamowania, który
przechodzi w szept, zanim grupa opuści scenę. Dysk pierwszy kończy się
pierwszymi trzema numerami drugiego zestawu. Archiwista taśmowy Dick Latvala
musiał tak wybrać. To jest następne 27 minut zagrane perfekcyjnie. „Help in the
Way>Slipknot!>Franklin’s Tower” są ucieleśnieniem maja 1977 roku.
Jamowanie Garcii jest w jakiś sposób zarówno zwarte jak i luźne, fortepian
Keitha Godchaux wciąż jest dynamiczny, wokale są czyste a obaj perkusiści są
zsynchronizowani. Muzyka staje się agresywna na „Slipknot!” ale przejście w
smaczną, piętnastominutową „Franklin’s Tower” jest po prostu, genialne.
Dynamika między mocnym basem Lesha a potężną solówką Garcii przesuwa środek do
przodu w lekki sposób, wypełniając przestrzeń rozpalonym ogniem. „Samson and
Delilah” i „Sunrise” to kolejne utwory, tym razem pochodzące z nadchodzącego
albumu „Terrapin’ Station”. Pierwszą, uwielbiam. To potężna dawka mocnej
energii w pełni wykorzystanej przez Weira na wokalu. Natomiast nigdy nie byłem
w pełni fanem wokalu Donny Godchaux. Uważam, że są momenty gdy jest potrzebna i
nadaje większej dramaturgii niektórym występom ale są też minuty gdy jej występ
irytuje i drażni. Tutaj wykonanie „Sunrise” brzmi świetnie i ten przerywnik w
postaci łagodnej piosenki wypadł bardzo dobrze. No ale powoli przechodzimy do
początku końca. Bob wraca z mocą w „Estimated Prophet”. Gitary nadają utworowi
cięższe brzmienie niż w wersji studyjnej. Ten klimat wybujałej góry zmienia się
w przestrzeń kosmiczną, gdy Garcia gra solo. To jest fantastyczne zestawienie.
Jestem pod pełnym tego wrażeniem. Ten przestrzenny dźwięk rozprasza się po
przejściu do „Eyes of the World”. W tym momencie Garcia wnosi do utworu jedne
ze swoich najbardziej inspirujących zagrywek, nadając mu jazzowy charakter.
„Wharf Rat” przynosi ostatnie momenty drugiego seta. Grupa zwalnia tempo, a
Jerry dostarcza zmęczony wokal, który dobrze podkreśla mocny tekst utworu.
Grupa buduje i buduje piosenkę prowadząc do kulminacji, która równocześnie jest
subtelnym przejściem do „Terrapin’ Station”. Zagrany został bez część „Lady
with a Fan” a stworzone cięższe zwrotki i refren znajdują się w pełnej harmonii
podczas cody, dostarczając wzloty i opady. I ten zagrany niespodziewanie w
takim momencie numer mógłby zakończyć tą trzecią część ale Dick jeszcze nas
dobił. Niesamowity, zawsze wywołujący wrażenie czternastominutowy „Morning Dew”
podał na koniec. Namiętny wokal Garcii i wspaniałe, pełne nostalgii solo
przypomina występy z Europy z 1972 roku. I chociaż dysk ten nie zawiera bisów,
to „Morning Dew” wgniata i pozostawia swoje dźwięki na długo gdy kolumny już
milczą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz