niedziela, 8 sierpnia 2021

THE HASSLES - The Hassles /1967/

 


1. Warming Up (01:38)
2. Just Holding On (02:06)
3. A Taste Of Honey (04:18)
4. Every Step I Take (Every Move I Make) (02:30)
5. Coloured Rain (03:23)
6. I Hear Voices (02:54)
7. I Can Tell (02:57)
8. Giving Up (Version #2) (04:17)
9. Fever (03:18)
10. You've Got Me Hummin' (02:29)

Bass Guitar – Howard Arthur Blauvelt 
Drums – Jonathan Craig Small
Lead Guitar – Richard McKenner 
Lead Vocals, Piano, Organ – William Joseph Martin Joel
Vocals, Tambourine – John Edward Dizek


William Martin Joel Joseph zanim został popularnym piosenkarzem, w latach sześćdziesiątych występował w grupie o nazwie The Hassles. I pewnie nikt by nie pamiętał tego zespołu, właśnie gdyby nie fakt, że występował w nim późniejszy wykonawca tak popularnego hitu jak: „Uptown Girl”. Pamiętacie ten teledysk i te dłuuuuugie nogi.

Tak. The Hassles to grupa w której debiutował na scenie muzycznej Billy Joel. To wprawdzie nie jest pierwszy jego zespół ale jest to pierwsza grupa z którą nagrał płytę. W ciągu dwóch lat istnienia The Hassles wydał dwa albumy i kilka singli. Istnieją wcześniejsze nagrania Billy’ego Joela z grupą The Lost Soul w postaci dema ale sam muzyk wolałby aby nikt o nich nie pamiętał. On sam miał wtedy niespełna piętnaście lat a i jego koledzy z zespołu wcale starsi nie byli. Cztery osoby z dziecięcego The Lost Soul zebrały się w 1967 roku aby założyć swoją pierwszą dorosłą grupę, nazywając ją The Hassles. Ona też nie była zbyt dojrzała, najstarszy z nich,  gitarzysta prowadzący miał 20 lat a reszta to byli jeszcze nastolatki. Ich muzyka zawierała mieszankę podobną do Vanilli Fudge, The Young Rascal i brytyjskiej Spencer Davis Group. Ciężkie klawisze, imitujące brzmienie kolegów z Long  Island robiły potężne wrażenie co zaowocowało rychłym podpisaniem kontraktu płytowego z dużą wytwórnią United Artists Records. W listopadzie 1967 roku został wydany debiutancki album zespołu. Płyta w większości wypełniona była coverami, była to polityka firmy wydającej: lepiej nagrać popularne piosenki niż niepotwierdzone własne.

Ale trzy utwory autorstwa muzyków grupy pokazują, że jak zwykle działania wytwórni były za bardzo zachowawcze. Już rozpoczynający płytę „Warming Up” będący czysto instrumentalnym wstępem ostro traktuje przyszłe numery na albumie. Drugą piosenką Joela jest „I Can Tell” znajdująca się na drugiej stronie płyty. To soulowo rockowa pełna werwy niespodzianka ze świetną partią instrumentalną oddająca ducha Motown. Trzeci numer napisany przez Joela wraz z producentami albumu Tonym Michaelsem i Vinnie Gormanem to „Every Step I Take (Every Move I Make)”. I to kolejny dowód fantastycznie utrzymanej w klimacie płyty piosenki. Smaczku dodaje pojawienie się pięknej melodii pod koniec utworu. Reszta to covery, ale bardzo umilające słuchanie i potrząsanie stópką od czasu do czasu. Będący drugim numerem na płycie „Just Holding On” jest znakomitym, napędzającym numerem z kilkoma rozmytymi gitarowymi wybuchami i ekspresyjnym wokalem. Interpretacja klasyka grupy Traffic „Coloured Rain” nagrana została zanim został w Stanach opublikowany debiut grupy Steve’a Winwooda. Wokalnie Joel trzyma się oryginału ale pod względem instrumentalnym The Hassles uchwycił więcej psychodelii. Hammond wiruje na obrzeżach a gitarzysta prowadzący truje swoją gitarą ubarwiając nuty bardzo emocjonalnie. To bardzo dobra wersja klasyka. I kolejna: „I Hear Voices”. Najlepszy utwór na płycie? Popowy z odmienioną duszą soulowy wysiłek, mocno zagłębiający się w psychodeliczne klimaty, przedstawiający narkomana podczas zażywania narkotyku, który zamiast przyjemnych doznań, powoduje paranoję z rozbrzmiewającymi wszędzie głosami.

Stary przebój z 1956 roku, wykonywany m.in. przez Elvisa Presleya i The McCoys, „Fever” tutaj jest mocno nie do poznania. The Hassles przerobili ten rhythm and bluesowy materiał w prawdziwy hard rockowy numer, wrzucając nawiedzone ciężkie gitarowe riffy. Wokal pracuje w rozdzierającej modzie soul a organy starają się jeszcze mocniej wykrzyczeć „Fever”. Och, to można słuchać i słuchać, szkoda, że producenci wyciszyli całość. Najdłuższym utworem na płycie jest ponad pięciominutowy „Giving Up”, znany z nagrania Gladys Knight & The Pips z 1964 roku. Tutaj mamy zwolnioną aranżację podkreślającą smutek i samotność porzuconego kochanka. Imponują pełne wokale, którym warstwa instrumentalna użycza swojej duszy. To jak poważnie chłopaki traktowali cudzy materiał pokazuje „A Taste Of Honey”, The Beatles. Poważnie komplikują znaną wersję, nieustannie zmieniając tempo, obciążając je potężnymi bębnami i organami Hammonda. Cudowna wersja.

No cóż, sądząc po nieznanej grupie, debiutancki album nie sprzedawał się żwawo, a mimo to United Artists dali The Hassles drugą szansę. Dwa lata później zespół wydał swój drugi album – „Hour of the Wolf”, w którym Billy Joel otrzymał całkowitą swobodę jako autor. Napisał prawie wszystkie piosenki, w połowie samodzielnie, w połowie we współpracy z innymi muzykami grupy. Jednak The Hassles rozwiązali się wkrótce po wydaniu drugiego albumu. Pozostała jak zwykle pełna duszy muzyka.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz