*Chris Hillman - Electric Bass, Mandolin, Acoustic Guitar, Vocals
*Gram Parsons - Acoustic Guitar, Piano, Organ, Vocals
*Kevin Kelley - Drums
Additional Personnel
*Lloyd Green - Pedal Steel Guitar
*Clarence White - Electric Guitar
*John Hartford - Banjo, Fiddle, Acoustic Guitar
*Roy Husky - Double Bass
*Earl P. Ball - Piano
*Barry Goldberg - Keyboards
*Jay Dee Maness - Pedal Steel Guitar
Niesamowitą sprawą jest, że „Sweetheart Of the Rodeo” zostało wydane zaledwie trzy lata po „Mr. Tambourine Man” i jest to już szósty album studyjny zespołu The Byrds. Również musisz okazać zdziwienie gdy porównasz obie płyty. Po chaotycznych sesjach nagraniowych do „The Notorious Byrd Brothers” z grupy odeszli David Crosby i Michael Clarke a ich miejsce wypełnili: Kevin Kelley i Gram Parsons. To czy te zmiany były bezpośrednio odpowiedzialne za nowy kierunek muzyczny zespołu, jest kwestią sporną, natomiast nie można wątpić, że zawartość nowej płyty przetestowała cierpliwość niektórych fanów The Byrds.
„Sweetheart Of the Rodeo” jest znakomitym i odważnym dziełem. Nie jest to pierwszy album country rockowy (parę miesięcy wcześniej Hearts and Flowers nagrali swój „Of Horses, Kids and Forgotten Women”) ale na pewno znalazł się w awangardzie muzycznej. Asowa jakość tej płyty wiąże się z zawiłym wyczuciem szczegółów, a także w pełni dopracowanych aranżacjach i bogactwie faktur, które sygnalizują świetny dobór materiału i sposób w tworzeniu wspomnianej wyżej fantastycznej atmosfery. To dziwna mieszanka fajnych psychodelicznych eksperymentów, które nie obsługują tej muzyki ale są charakterystycznym dźwiękiem dla The Byrds. Płyta ta pozostaje w swoim własnym świecie a upływ czasu potwierdza doskonałość tego dzieła. I to pomimo że krążyły pogłoski jakoby McGuinn niezadowolony był z przejęcia kontroli przez Parsonsa. Rezultatem tego było to, że jeszcze przed wydaniem płyty Parsons opuścił zespół i stworzył The Flying Burrito Brothers zabierając ze sobą Chrisa Hillmana. No cóż w ciągu pięciu miesięcy, w których razem nagrywali, udało im się wyprodukować najbardziej spójny album The Byrds, ale ostatecznie wewnętrzna rywalizacja sprawiła, że dwaj znakomici muzycy opuścili grupę (podobnie jak było wcześniej z Crosbym i Clarkiem).
„Sweetheart of The Rodeo”, mimo że nie jest albumem czysto komercyjnym, naprawdę ma słodkie serce, wiele duszy i szczerze mówiąc nic tutaj nie jest pozostawione przypadkowi. Pod wieloma względami album porusza się po znajomych miejscach. Dwa utwory Dylana nie są niczym nowym, ale wybór ich już tak. Otóż mamy dwa numery, które zostały wydane dopiero po latach, ponieważ pochodzą one z sesji z „Basement Tape”. „You Ain’t Going Nowhere” oraz „Nothing Was Delivered” można uznać za bezpieczne. McGuinn po raz kolejny udowadnia, że ma wielki talent do interpretacji utworów Dylana. Zresztą już otwieracz jakim jest „You Ain’t Going Nowhere” nadał ton całej płycie, ponieważ występująca w nim stalowa gitara pedałowa zastąpiła 12-strunową co wyznaczyło kierunek dalszych pozycji. Natomiast kończący album „Nothing Was Delivered” ma wielowarstwowe brzmienie i łagodnie zamyka całość. Zespół nie ogranicza się tylko do coverów Dylana. Odważają się ruszyć takie legendy jak: Merle Haggard i Woody Guthrie i walczą z artystami, takimi jak: The Louvin’ Brothers i William Bell. Ale i własne numery bronią się należycie. No i nie sposób nie wspomnieć o wokalach. Mamy tu trzech śpiewaków i do tego naprawdę dobrych. McGuinn, Parsons i Hillman wyrabiają z linią wokalną same pozytywne właściwości. To też i dzięki ich umiejętnościom grupa prezentuje fantastyczne harmonie i melodie. The Byrds na tej płycie pokazuje się jako bardzo sprawny technicznie band a dodatkowy gitarzysta Clarence White w pełni dopełnia ten obraz. To mocny argument. W tym czasie w grupie rozgrywały się poważne konflikty i napięcia, wychodząc na drogę country & western The Byrds wybrali bezpieczną przystań. Słysząc ostrą prezentacje banjo i mandoliny wydawałoby się, że są na straconej pozycji. Ale kunszt i mnóstwo fajnych, płynących harmonii doprowadziło do sukcesu.
„Sweetheart of the Rodeo” to wyjątkowe doświadczenie w całym kanonie The Byrds. Kołyszące melodie i szczere wiadomości sprzyjają odbiorowi płyty. Kevin Kelley, jako nowy perkusista świetnie odnalazł się na płycie. Nie jest to najbardziej dynamiczny perkusista, ale jego beztroska gra staje się bardzo użyteczna i podnosi rangę całego albumu. Płyta ta obejmuje znak firmowy Grama Parsonsa. „Hickory Wind” to liryczna piosenka z hipnotyzującą harmonią jako wsparciem. Przypomina dzieciństwo brzmiące bardzo nostalgicznie a podkład muzyczny zabiera nas w odległe wiejskie klimaty. Leniwie snujące się nuty trzymają czas pierwszych kroków i zabaw wśród stad bydła na prerii. Drugą piosenką napisaną przez Niego jest „One Hundred Years From Now”, zaśpiewana przez duet McGuinn-Hillman. Skoczna, barwna opowieść utrzymana w klimacie całej płyty. Zresztą genialna spójność wszystkich utworów zawartych na tym albumie podnosi o kolejny stopień ocenę płyty. „Life in Prison” to piosenka o morderstwie i cierpieniu, która jest tak blisko country jak tylko można, ale The Byrds potrafią nieco przesunąć ją w stronę rockowego brzmienia. „The Christian Life” zawiera jeden z najlepszych wokali McGuinna. Zakorzeniony w duchu płyty wnosi odpowiedni, lekki południowy akcent. „I am a Pilgrim” będące tradycyjną pieśnią zaaranżowaną przez Parsonsa i Hillmana, pokazuje sugestywny wokal Hillmana a skrzypce pięknie prowadzą całość melodii. Wokal Parsonsa w „You’re Still On My Mind” ma mocne wejścia, co jest sztuką przy latających palcach Earla P. Balla, na honkującym fortepianie.
Natomiast „Pretty Boy Floyd” Woody Guthriego zawiera wspaniałe granie na banjo, Johna Hartforda, a całość przenosi się od surowych folkowych korzeni w kierunku country rockowego brzmienia.
Nie da się ukryć, że „Sweetheart of the Rodeo” jest fantastycznym i ważnym albumem. Zrobił on wiele dla country rocka a wręcz gdyby nie on możliwe, że nie byłoby The Eagles.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz