Disc-1
1. Pony Blues (Charley Patton) – 3:48
2. My Mistake (Alan Wilson) – 3:22
3. Sandy's Blues (Bob Hite) – 6:46
4. Going Up the Country (Wilson) – 2:50
5. Walking by Myself (Jimmy Rogers) – 2:29
6. Boogie Music (L.T. Tatman III) – 3:19
7. One Kind Favor (Tatman) – 4:43
8. Parthenogenesis (Medley) (Canned Heat) – 19:57
a) Nebulosity
b) Rollin' and Tumblin
c) Five Owls
e) Bear Wires
f) Snooky Flowers
g) Sunflower Power
h) Raga Kafi
i) Icebag
j) Childhood's End
Disc-2
1. Refried Boogie (Parts 1, 2) (Canned Heat) – 40:51
Canned Heat
*Bob Hite – vocals
*Alan Wilson – Slide Guitar, vocals, Harmonica
*Henry Vestine– Lead guitar
*Larry Taylor – Electric Bass
*Fito de la Parra – drums
Guest Musicians
*Dr. John Creaux - Horn Arrangements, Piano (Boogie Music)
*Miles Grayson - Horn Arrangements (Sandy's Blues)
*Joe Sample - Piano (Sandy's Blues)
Wszyscy powinni znać „Going
Up the Country”, prawda? Wszyscy, którzy kiedyś widzieli film
„Woodstock” i pamiętają ten sielankowy widok Dzieci Natury
gromadzących się na spokojnych, nieszkodliwych rytuałach na tyłach
lasu. Dźwięki, które towarzyszą tej beztroskiej sielance pochodzą
właśnie z numeru zespołu Canned Heat, a słodki zapach fletu
dokłada kolejny obrazek w tym raju znalezionym w ciele. Jest to
utwór Henry’ego Thomasa z 1928 roku ale wersja Canned Heat ma
dodatkową zaletę. Jest nią ścisła praca sekcji rytmicznej oraz
wspaniały Alan Wilson ze swoim dziecięcym głosem, tak idealnie
pasującym do dźwięków fletu. To kwintesencja Lata Miłości,
która na zawsze kojarzyć mi się będzie w tym festiwalem.
Płyta „Livin' the Blues”
została zrealizowana w listopadzie 1968 roku i jest trzecim albumem
Canned Heat, do tego podwójnym. Trwający ponad 88 minut, „Livin' the Blues” był, jak przystało na koniec lat sześćdziesiątych,
niezwykle ambitny. Znalazło się na nim tylko dziesięć utworów
(lub dziewięć, jak za chwile zobaczycie) i kilka znanych postaci
sceny muzycznej – w tym Dr. John, John Mayall, John Fahey i Jim
Horn.
Pierwsza strona albumu zawiera
sześć piosenek – w tym „Going Up the Country”, który wydany
został również na singlu. Numer ten osiągnął 19 miejsce w
Wielkiej Brytanii i 11 w Stanach.
Trzeba przyznać, że
wszystkie sześć utworów jest świetnych i bardzo beztroskich
podobnie jak czasy w których zostały nagrane. „Pony Blues”,
Charliego Pattona tu nierozpoznawalny, zawiera kilka leniwych
zagrywek gitary Vestine’a a „My Mistake” wlecze się jak walec
po niedokończonej drodze, powoli, powoli bez przystanku. Bez
wątpienia utwór Boba Hite’a „Sandy’s Blues” należy do
standardów blues rockowej tematyki. Pozornie prosty blues, ma
świetną aranżację dęciaków Milesa Graysona, a dramaturgii
smutku dodaje wokal i wypływająca z rękawa solówka gitarowa.
Kolejne nagrania utrzymane są w konwencji bluesa lub boogie i
doskonale sprawdzają się w następnych minutach odtwarzania.
Druga strona rozpoczyna się
od świetnej wersji „One Kind Favor” Blind Lemon Jeffersona.
Słuchając tego nagrania ma się wrażenie, że Hite czuje się jak
u siebie w domu. Nie dziwmy się. Kolekcjonując, podobnie jak Al
Wilson od lat płyty z muzyką bluesową przestudiował bluesa „od
A do Z” zanim zaczęł go grać.
I teraz zaczyna się rozdział
zatytułowany psychodeliczno-bluesowa jazda. Dwudziestominutowy
„Parthenogenesis” otwiera bramy idyllicznej świątyni
wprowadzając atmosferę przepełnioną tajemniczą mantrą,
szukającą niewidzącego oka w każdym z nas. W rzeczywistości
utwór ten podzielony został na dziewięć sekcji i całość wisi w
obrazie bluesa z dodatkowymi elementami. Lśniące pasaże głównego
gitarzysty Henry „Sunflower” Vestina stanowią mocną stronę
tych numerów, podobnie jak rozgrywająca mistrzowski mecz sekcja
rytmiczna, którą stanowią basista Larry Taylor i perkusista Adolfo
De La Parra. Po paru minutach bluesowych przywilejów wchodzimy w
bardziej zakręcone dźwięki a to za sprawą sfuzzowanej gitary
Wilsona i solówek Vestina. Mantra zawiodła nas do ciemnych
obszarów, trzyma mocno. Pogłębia się nastrój niepokoju a gitary
nie zamierzają przestać. Do czasu. Wreszcie powoli wstaje świt. To
czuć. Ten brzask wypływa z zielonej dżungli, wisi pozornie ponad
nią. Klimat stworzony przez Wilsona na harmonijce ustnej wnika w
mgliste rejony. Rozprzestrzenia się i otacza całe ciało. Wypływasz
z czystego jeziorka w sam środek zabawy. Powtórnie ster przejmuje
Vestine i jego gitara. Tu już prowadzi improwizacje na całej
szerokości. Posłuchajcie tej końcówki nagrania. Przecież to
mogłoby nadal trwać, ale nie. Wracasz do domu. Zadowolony.
Tajemnicza mantra znowu powoli przesłania twój umysł, otula cię i
wprowadza w stan uniesienia.
Klasyczny skład Canned Heat
pokazał na tym albumie różne ścieżki bluesowej psychodelii
pozostawiając po sobie świetny drogowskaz powykręcanych torowisk.
Niestety Al Wilson, Bob Hite, jak i Henry Vestine grają już dla
innej publiczności a nam pozostaje jeszcze czwarta strona albumu
„Livin' the Blues”.
Nagrany na żywo w klubie The
Kaleidoscope w Hollywood, ponad czterdziestominutowy „Refried
Boogie” jest podzielony na dwie części, tak jak to było na
winylu. Stąd moja uwaga na początku o 9 lub 10 numerach na płycie.
Epicki jam „Refried Boogie” ukazuje mocne akordy linii basu,
gitary i perkusji. Czuć ogień wywołany transem muzyków, to
zapamiętanie w graniu jest idealnie widoczne. Posłuchaj tego!
Podążaj za tymi nutami. Gdy Larry Taylor dokonuje swojego odjazdu a
jego bas przemieszcza się z jednego stanu do drugiego dodatkowe
konie dokłada De La Parra. Ten duet ucieka swobodnie po bezkresnej
drodze przemierzając Amerykę ze wchodu na zachód. Po drodze mijamy
obskurne moteliki, zapuszczone stacje benzynowe i miasteczka w
których czas nie gra roli. Chłopcy czują się świetnie i to
słychać. Ale jak już dojdziemy do Vestina i jego samotnej podróży,
to nie usiedzę na miejscu. Te dźwięki wychodzą z ciała, to nie
grają struny naciskane palcami, to dusza muzyka walczy z emocjami,
zabiera cię ze sobą, by po chwili porzucić cię. Teraz stery
przejmuje De La Parra. Obraz tańca nad ognistą prerią wyprowadza
radosne chwile. Czujesz, że za chwilę się to skończy ale jeszcze
tańcz, baw się i nie zapomnij o boogie!
Piękny klasyk blues rocka w pięknym opisie.
OdpowiedzUsuńDzięki. Dobrze, że jest taka muzyka i jeszcze są ludzie, którzy ją czują.
Usuń