1. Misfit (F. Beek, Buzz) - 3:04
2. Zsarrahh (Buzz, W. Tax) - 3:25
3. CQ (Buzz, W. Tax) - 3:26
4. Daddy Died On Saturday (R. Splinter, W. Tax) - 3:01
5. It Seems Like Nothing's Gonna Come My Way Today (F. Beek, R. Splinter) - 1:50
6. Doctor (F. Beek, Buzz) - 4:42
7. The Man On The Dune (F. Beek, R. Splinter) - 2:07
8. The Bear (Buzz, R. Splinter) - 1:03
9. Happyville (F. Beek, W. Tax) - 2:25
10.You're Everything On Earth (R. Splinter, W. Tax) - 3:05
11.Wish You Were Here With Me Today (R. Splinter, W. Tax) - 1:54
12.I Love You No.2 (F. Beek, W. Tax) - 3:13
13.Prison Song (Buzz, W. Tax) - 5:42
*Frank Beek - Bass, Composer, Cymbals, Guitar, Organ, Piano, Vibraphone, Voices
*Ronald Splinter - Bass, Guitar, 12 String Guitar, Vocals
*Wally Tax - Balalaika, Cymbals, Flute, Guitar, Harmonica, Organ, Tambourine, Vibraphone, Vocals
*Buzz - Drums, Congas, Tambourine, Maracas, Mouthharp, Vocals
Richie Unterberger w swojej
książce „Unknown Legends of Rock n ‘Roll” holenderską grupę
The Outsiders określił jako „nie tylko najlepsza holenderska
grupa lat 60., ale także najlepsza grupa z kraju
nieanglojęzycznego”. Trudno nie zgodzić się z tą trafną
opinią. The Outsiders tworzyli: wokalista Wally Tax, gitarzysta
Ronny Splinter, basista Frank Beek i perkusista Lennart „Buzz”
Busch. Zespół czerpiąc wpływy z epoki Pretty Things, The
Yardbirds stworzył jeden z bardziej przyjemnych albumów swojej ery.
No cóż, może trochę brakuje mu do „Odyssey and Oracle” czy
„The Kinks Are the
Village Green Preservation Society” ale mimo to jest to klasyk.
Jest to płyta absolutnie
niezbędna dla każdego, kto interesuje się rockiem lat
sześćdziesiątych.
Muzyka zawarta na tym krążku
wyczarowuje psychodeliczne dźwięki muzyki beatowej i kwasowego
garażu, który wypełnia się twardą, mroczną atmosferą
podróżującej paranoi.
Posłuchaj „Prison Song”
piosenki, która pokazuje umiejętności wokalne Taxa, zaczynającej
się od poprawnej nuty flower power by powoli wypełniać grozą krew
pulsująca w żyłach. Muzyczne napięcie zaczyna rosnąć a
wokalista wypowiada cicho słowa: „Kiedy idziemy, uczucie w moim
żołądku wspina się na moją klatkę piersiową/ i nie wiem, co to
jest, ale na pewno czuję się dziwnie”. I następujące teraz
minuty muzycznego szaleństwa ogarniają nas tak jakbyśmy siłą
zostali wrzuceni na wzburzone morze. Narasta hałas i chaos, a Tax
wypowiada niepokojące teksty, które sprawiają, że źle się
zaczynasz czuć. Piosenka kończy się potężną dawką chaosowego
szaleństwa, ...proszę skończcie już..., nagle ten garażowy
schizofrenik zostaje zamknięty w pokoju z którego nie ma wyjścia a
ten
ponad pięciominutowy utwór uosabia wszystko, co jest geniuszem The
Outsiders.
No dobrze, tak kończy się
płyta, a jak się zaczyna?
„Misfit” to czysty
garażowy rock z lat sześćdziesiątych, w najlepszym wydaniu, z
dudniącymi i zgrzytliwymi gitarami, ryczącymi wypełnieniami basu i
niepokojącymi rytmami perkusji. Gdy dostosowujesz się do tej
twardej natury utworu, krzyczące solo na gitarze uderzy cię jeszcze
mocniej a zjeżdżający bas pociągnie cię ze sobą.
Choć jest tu cudownie to
intensywne brzmienie garażowego rocka nie zdominowało całego
albumu. W rzeczywistości styl muzyczny płyty jest absolutnie
nieprzewidywalny i nie można go przypisać do konkretnego gatunku.
Przecież „Zsarrah” jest odjechanym psychodelicznym monstrum
błądzącym we wschodnich klimatach i utrzymujących tą atmosferę
pomimo atakujących gitar.
Trwający trochę ponad minutę
„The Bear” stanowi kolaż dźwiękowy, który przypomina rytmikę
The Velvet Underground a tytułowy „C.Q” jest mroczną
psychodelią, wciskającą się na siłę w wątłe obszary mózgu i
robiącą tam spustoszenie, ...nieodwracalne.
Ale piosenka „You’re
Everything Earth” jest słodka i zawiera ciepły gitarowy riff i
ładną melodię wprowadzającą ukojenie w to muzyczne szaleństwo.
„It Seems Like Nothing’s
Gonna Come My Way Today” to zwiewny blues błąkający się po
kosmicznych otchłaniach a „I Love No. 2” jest folk rockowym
klejnotem z miękkim, ekspresyjnym wokalem. Jednak psychodeliczny
robak drąży temat chaosu i szaleństwa a napędzane linie basu i
pogłosy wypełniają takie piosenki jak „Wish You Were Here With
Me Today” czy „Happyville”. To połączenie agresji, siły i
piękna oszałamia, postrzępione gitarowe puzzle wprowadzają
zamieszanie w tą garażową rebelię. Niepokojące rytmy w „The
Man On The Dune” bardzo zbliżają się do muzyki, która w połowie
lat siedemdziesiątych wypełni Wyspy Brytyjskie. Myślę, że paru
chłopców z czubami na głowach mogło znać nagrania The Outsiders,
bo inaczej nie byłoby punk rocka. Ale tutaj należy zatrzymać się
na numerze „Doctor”, który dodatkowo ukazuje jeszcze
innowacyjność i niesamowite zaangażowanie gitarzysty Ronniego
Splintera. To utwór mający już od pierwszych taktów pokręcony
garażowy rytm, ale przecież jeszcze łagodny choć bas już szaleje
w oddali. Gitarowa solówka na tle chropowatych dźwięków oblewa
całość gorącą cieczą by za chwilę przejść w najbardziej
feakoutowe odjazdy wzmocnione perkusyjnymi dziwami. Psychodeliczne
poziomki rozgniatają się na ścieżce pełnej krwistych odcieni, a
Splintera przechodzi samego siebie w tym nieubłaganym chaosie. Nic
więcej nie napiszę, po prostu musisz tego wysłuchać sam.
The Outsiders mieli krótką
karierę, nagrali dwie płyty a „C.Q” był ich ostatnią. Można
prawie zrozumieć, dlaczego był to ostatni album zespołu. Znajduje
się na nim maksimum mocy i uczuć, których powtórzenie byłoby
prawie niemożliwe a nagrywanie własnej kopii mijało się z sensem.
No cóż, jeśli lubisz
psychodelię, byłbym bardzo zaskoczony, gdyby nie podobał ci się
ten album.
Wprawdzie to nie jest
filiżanka herbaty dla wszystkich ale zamieszkujący w tej muzyce
osobliwy świat geniuszu wart jest poznania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz