1. Another Time - 3:05
2. Playmate (Saxie Dowell) - 2:17
3. Ballad To An Amber Lady (R.Crissinger, T. Rapp) - 5:13
4. (Oh Dear) Miss Morse - 1:52
5. Drop Out! - 4:07
6. Morning Song - 4:05
7. Regions Of May - 3:25
8. Uncle John - 2:52
9. I Shall Not Care (Teasdale, R. Tombs, T. Rapp) - 5:10
10.The Surrealist Waltz (L. Lederer, R. Crissinger) - 3:27
*Tom Rapp - Vocals, Guitar
*Wayne Harley - Autoharp, Banjo, Mandoline, Vibraphone, Audio Oscillator, Harmony
*Lane Lederer - Bass, Guitar, English Horn, Swinehorn, Sarangi, Celeste, Finger Cymbals, Vocals
*Roger Crissinger - Organ, Harpsichord, Clavioline
*Warren Smith - Drums, Percussion
Debiut grupy Pearls Before
Swine absolutnie zasługuje na to, by znaleźć się wśród
klasycznych albumów wszech czasów, bez żadnego „ale”.
Tom
Rapp, muzyk stojący za tym wszystkim, okazał się jedną z
najbardziej enigmatycznych i jednocześnie archetypowych postaci
drugiej części antywojennych i hippisowskich ruchów lat
sześćdziesiątych. No i muzyka, którą stworzył z niewielką
pomocą swoich przyjaciół, muzyka, która doprowadziła że z
głośników wydobywa się prawdziwie podziemny dźwięk, pełen
szeptów i odbijających się fal od szczytów śnieżnych gór lekko
spływający na zieloną dolinę. Zagubiony w przestrzeni na ławie
nasłuchuje siebie w nocnym lokalu wszechświata. Bezimienne głosy
wołają o życzliwość na parterze opery, prowadzą w rakietach te
zdziecinniałe pokolenia do przyszłego wszechświata Marsa.
Oto
mamy okładkę albumu. To obraz Hieronymusa Boscha „Garden of
Earthly Delights”, bez zdjęcia zespołu no jak? W końcu był to
„jeden naród pod ziemią”.
„One
Nation Underground” wydała wytwórnia ESP, prowadzona przez
hippisowskich mistrzów The Fugs, która była prawdopodobnie
pierwszą wytwórnią tamtych czasów, mogącą porównać się do
tego co dziś nazywamy „niezależnym”.
Jedną
z najbardziej znanych piosenek, którą Rapp napisał jest „Another
Time” to nietknięty i nieprzewidywalny motyw. Wprowadza istotę
muzycznej koncepcji lidera-asymilację folku, country, popu, klasyki
wraz z wprowadzeniem instrumentów innych (wiolonczele, sarangi,
kuranty wiatrowe itp.) i to wszystko wypływa z drugiej strony stawu.
Słoneczne blaski migoczą na atomowym żużlu, fruwają rośliny a
drżący mech czule obejmuje drzewa.
Wejdźmy
w dalszą część blasku, garażowego dźwięku, prostego ale jakże
czułego. A to za sprawą wokalu, „Playmate” jawi nam się jak
hymn opadający z czasem ku niezamierzonym falom. Ta prosta folkowa
piosenka posiada wręcz dziecięcy klimat i radość wygrywaną
lekkimi dźwiękami.
„Cóż
przyjacielu, wyjdź i zagraj ze mną/ I przynieś swoje trzy wózki,
wejdź na moją jabłoń”.
A
zwiewna ballada o Lady Burber przenika na wskroś sugestywny temat i
wprowadza pewien chłód w surrealistycznej wizji bursztynowej damy
siedzącej przy aksamitnym klawesynie. Wygrywana kodem Morse’a „(Oh
Dear), Miss Morse” ekscytująco brzmi jako miłosne wyznanie. Wiele
tematów jest przygnębiających pomimo swojej baśniowej aury, ale
pamiętajmy to były dziwne i oszałamiająco niepewne czasy, dlatego
muzyka Pearls Before Swine była obciążona grawitacją i celowała
w organiczną jakość kwasowej świadomości.
„Drop
Out!” to przerażająca pieśń a „Uncle John” jest formą
protestu przeciwko wojnie w Wietnamie. Z kikutu ramienia, z
amputowanej dłoni zdejmuję szarpie pełne skrzepłej krwi i patrzę
a jego oczy są zamknięte, jeszcze ani razu nie spojrzał na
skrwawiony kikut. I wszystko się zapada, mgła osnuwa granice a oko
nie widzi blasku poranka. „Morning Song” toczy się w bezkresnej
zadumie, czy warto było? A może jednak poczekam? Tylko przyjdź!
Przyjdź! o poranku. A wskażę ci drogę.
I
przenikam bardzo skutecznie i nie słucham jakichkolwiek ubolewań, i
nie mogę się cofnąć, zanim nie przekażę ci tego, co tak długo
nagromadziło się we mnie a wszystko w rytmie walca, tego dziwnego
pełnego spokoju ostatniego numeru na płycie.
Tak
„The Surrealist Waltz” kończy tą podróż, jak bardzo różniąca
się od innych dokonań w tamtym pamiętnym 1967 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz