- A Satisfied Mind
- Saved
- Covenant Woman
- What Can I Do For You?
- Solid Rock
- Pressing On
- In The Garden
- Saving Grace
- Are You Ready?
Ze wszystkich zmian
stylistycznych i bezprecedensowych zwrotów w swej długiej karierze
jako artysty nawrócenie na chrześcijaństwo wydaje się być
najdziwniejsze. To znaczy, kto to widział? Już sama religia jest
tematem, który tak bardzo dzieli opinie, że nie jest zaskoczeniem,
że muzyka, którą Dylan stworzył w tym okresie miała podobny
efekt. Ale tu objawia się prawda. Dylan wierzył w chrześcijaństwo,
wierzył w Jezusa i wierzył, że musi to przekazać innym. Bez
względu na odbiór. On parł naprzód. To nie przypadek, że jego
występy na żywo w tym czasie są często postrzegane jako jedne z
najlepszych i najbardziej energicznych w karierze.
Z
tej trylogii chrześcijańskiej którą nagrał w tamtym czasie
„Saved” jest zdecydowanie najbardziej religijnym zbiorem
piosenek. Jeśli okładka albumu tego nie zdradza to już zawartość
środka na pewno tak. Zniknął połysk powolnego „Slow Train
Coming”, a rock and rollowe wersje „Shot Of Love” dopiero
nadejdą. Każda piosenka jest tutaj jawnie religijna w swoim
lirycznym składzie, co może sprawić, ze materiał jest trudny do
przyswojenia. Ale to dobra płyta. To muzyka, która nie wchodzi od
razu. Po paru przesłuchaniach gdy oswoisz się z tymi
naleciałościami gospel przyjmujesz ten materiał otwarcie. Bo to
dobra płyta.
Album otwiera „Satisfied
Mind”, zwięzłe wprowadzenie, które służy jako wnikliwy wgląd
w stan umysłu artysty na tym etapie kariery. Dylan głosi o
szczęściu jakie przynosi nowy wewnętrzny spokój. I to zaśpiewanie
a cappela ma mocny oddźwięk emocjonalny. Tutaj już od pierwszych
chwil trzeba się wsłuchiwać. Nie można przegapić tych momentów
chociaż trwają one raptem ponad minutę. Płyta osiąga szczyt już
przy tytułowym utworze oraz w trakcie „Solid Rock” czy „Pressing
On”.
„Uratowałem
się/ I cieszę się/ Tak, tak się cieszę/ Tak się cieszę/ Chcę
Ci podziękować, Panie/ Chcę tylko Ci podziękować/ Panie,
Dziękuję Ci, Panie”.
I
tutaj na podkładzie rock and rollowym mamy podziękowanie, diabeł
już się do mnie dobierał ale ktoś czuwał nade mną i uratował
mnie. Mocny, dynamiczny kawałek podkreśla to co Dylan wyśpiewuje.
Podobnie jest w „Solid Rock”. Energiczny śpiew Dylana celowo
wpasowany jest w gitarowy riff a przy tym cały czas wspomagają go
trzy wokalistki tworzące swoisty gospelowy chórek. W
przeciwieństwie do tego „Pressing On” to delikatna i pełna
emocji ścieżka. Dylan śpiewa tu ujmująco, bez cienia wyższości
i prawości w swoim głosie. Chór wspierający staje się coraz
bardziej zaangażowany, gdy piosenka nabiera tempa pod koniec,
nadając miksowi mocny, uduchowiony charakter. Przekazuje swoją
wiarę w sposób prosty i elokwentny, przybliża się i zmusza do
zastanowienia. No, przecież o to Dylanowi chodziło.
I
to się mu udało.
Najdłuższą
pieśnią na płycie jest „Covenant Woman”, która jest jedną z
najbardziej angażujących piosenek miłosnych Dylana. Ballada o
zabarwieniu ewangelii napisana została w stylu połowy lat
sześćdziesiątych, przedstawia Boga, który „musiał mnie tak
bardzo kochać/ by wysłać mi kogoś tak pięknego jak ty”.
Delikatne Hammondy tylko podkreślają okazałość pieśni i
wprowadzają smutek oraz zadumę bo przecież powody dla których
kocha tę kobietę, jest fakt, że „mam tam kontrakt z Panem”.
Zagrane
w formie hymnu „In the Garden” jest błogosławiony pięknym,
falującym układem i Dylan śpiewa z niepokojącym przekonaniem.
Gdyby niewierzących można było przekonać samą muzyką, ten utwór
byłby do tego odpowiedni.
Ale
mnie najbardziej przekonuje „Are You Ready”, ostatni numer na
płycie. Umiejscowiony w duchu rhythm and bluesa, mocno wspomagany
przez chórek, Dylan pyta „Czy jesteś gotowy na spotkanie z
Jezusem?/ Czy jesteś tam gdzie być powinnaś?/ Czy on cię pozna,
kiedy zobaczy?/ Czy powie: „Odejdź ode mnie?/ Czy jestem gotowy?”.
Co
ciekawe, Dylan pozostawia to ostatnie pytanie bez odpowiedzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz