A1 S.F. Sorrow Is Born 3:12
A2 Bracelets of Fingers 3:41
A3 She Says Good Morning 3:23
A4 Private Sorrow 3:51
A5 Balloon Burning 3:51
A6 Death 3:05
B1 Baron Saturday 4:01
B2 The Journey 2:46
B3 I See You 3:56
B4 Well of Destiny 1:46
B5 Trust 2:49
B6 Old Man Going 3:09
B7 Loneliest Person 1:29
Phil May - vocals, writer
Dick Taylor - guitar, vocals, writer
Wally Waller - bass, guitar, vocals, piano, wind instruments
John Povey - organ, Mellotron, sitar, percussion, vocals, writer
Twink - drums, vocals, writer
Skip Alan - drums
Po wydaniu trzeciego albumu
„Emotions”, który pozwolił dokończyć zobowiązanie
kontraktowe z wytwórnią Fontana, muzycy zespołu The Pretty Things
postanowili zmienić wytwórnię płytową, na taką która należycie
powinna zająć się ich karierą. Wybór padł na oddział Columbia,
EMI Records. Producentem współpracującym z zespołem nad nową
płytą został Norman Smith, znany z wcześniejszych albumów The
Beatles oraz debiutanckiej płyty Pink Floyd „The Piper at the
Gates of Dawn”. Pod jego nadzorem w studio Abbey Road powstawało
kolejne arcydzieło muzyki rockowej nagrywane przez istniejący do
tej pory zespół grający bezkompromisowego rhythm and bluesa.
Przypadkowo w tym samym czasie w Abbey Road nagrywał swój drugi
album Pink Floyd a w innych częściach studia prace nad „White
Album” rozpoczęli The Beatles. Patrząc na tą sytuację, można
śmiało powiedzieć, że w tym czasie na Abbey Road musiały istnieć
kosmiczne fluidy, które otaczały sale studia nagraniowego, coś się
unosiło w powietrzu i na pewno nie był to tylko zapach marihuany.
The Pretty Things odwrócili
się od utworów rhythm and bluesowych wraz z wydaniem
psychodelicznego singla „Defecting Gray” w 1967 roku. Nagrywany
kolejny lp grupy „S.F. Sorrow” stał się arcydziełem
brytyjskiej muzyki psychodelicznej, niestety utraconym arcydziełem.
EMI Records nie sprostała zadaniu i nie zajęła się rzetelnie
promocją płyty a do tego doszło odejście głównej postaci w
zespole, Dicka Taylora co skończyło się prawie rozpadem grupy.
Jednak
należy zapoznać się z tą pozycją oraz o niej pamiętać, bo jest
to klasyka na miarę choćby debiutu Pink Floyd. Smith jak i zespół
dołożyli wszelkich starań, aby eksperymentować w studiu,
nakładając na siebie dziwne instrumenty, bawiąc się różnymi
prędkościami nagrania, wykorzystując orkiestracje oraz tak mało
spotykane w muzyce rozrywkowej instrumenty jak, sitar, mellotron,
flet czy cymbały.
Album
został pomyślany jako rockowa opera i jest to pierwszy w historii
fonografii album w pełni koncepcyjny, do tego „S.F. Sorrow”
zainspirował Pete’a Townshenda do napisania „Tommy’ego”.
Libretto
opery opowiada historię życia mężczyzny, od narodzin do miłości,
wojny, szaleństwa i śmierci. Sebastian F. Sorrow jest zwykłym
człowiekiem, który pracuje w fabryce i po wybuchu pierwszej wojny
światowej zostaje wcielony do wojska. Jego życie pogrąża się w
bezsensowności a kończy się smutną nutą, gdy opuszczony Sorrow
zdaje sobie sprawę, że nikomu nie może zaufać i że umrze
samotnie.
Płytę
otwiera „S.F. Sorrow is born”, który przynosi zaraźliwy riff
gitary akustycznej i dobrze nadaje ton temu co ma nastąpić, czyli
pop rock z lat sześćdziesiątych z mnóstwem psychodelicznych
podtekstów. „Bracelets of Fingers” zaczyna się partią chóralną
wspieraną przez orkiestrowe bębny i odwrócone efekty pogłosowe by
następnie być kontynuowany jako bardziej popowa piosenka ale z
nieco przetworzonym brzmieniem wokalnym. „She Says Good Morning”
jest trudniejsza w odbiorze dzięki świetnej perkusji i podwójnemu
wokalowi. Kolejny „Private Sorrow” przywraca gitarę akustyczną
i mellotron a progresywne części smyczkowe nadają temu utworowi
niesamowitego charakteru. Ciężki rockowy „Balloon Burning”
napędzany jest świetnym riffem oraz zawiera dzikie i ekscytujące
solo gitarowe. Pierwszą stronę płyty kończy ciemny,
przygnębiający dzięki subtelnemu użyciu sitaru „Death”.
Zaczynający
drugą stronę numer „Baron Saturday” jest prostą popową
piosenką przerywaną fortepianowymi akordami i mellotronem
doprowadzającymi do sola perkusyjnego. „The Journey” zaczyna się
jako lżejsza, żwawsza piosenka z ładnymi gitarami akustycznymi i
lekką melodią wokalną. Psychodeliczny, instrumentalny „Well of
Destiny” zawiera wszystkie rodzaje zniekształconych i
przetworzonych dźwięków gitary a „Trust” przypomina styl
Paula McCartneya w The Beatles. Głównymi instrumentami w utworze
jest fortepian i gitara ale całość jest atrakcyjna znowu dzięki
ładnej melodii wokalnej. Przedostatni na płycie „Old Man Going”
rozpoczyna się od szybkiej gitary akustycznej, przechodzącej w
sfuzzowane dźwięki i ostry wokal dominujący w tym rockerze. Tęskna
coda samej gitary i głosu w utworze „Loneliest Person” kończy
ten wspaniały album.
„S.F.
Sorrow” miał wszystkie czynniki, które powinny wywindować go na
sam szczyt tej muzycznej drabiny, niestety jak pisałem wcześniej,
nie odniósł sukcesu komercyjnego.
Dźwięki wypełniające tą
płytę reprezentują szczyt brytyjskiej psychodelii, a napisane
piosenki są na równi z najlepszymi zespołami tamtej sceny.
Posłuchaj
tego z otwartym umysłem a nie będziesz w stanie dojść do żadnych
innych wniosków, jak ten, że jest to jeden z najbardziej
niedocenianych albumów w historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz