- If Not For You
- Day of the Locusts
- Time Passes Slowly
- Went to See the Gypsy
- Winterlude
- If Dogs Run Free
- New Morning
- Sign on the Window
- One More Weekend
- The Man in Me
- Three Angels
- Father of Night
Dylan:
„Mieliśmy kilka nagrań do „New Morning”, zanim jeszcze
wyszedł longplay „Self Portrait”. Wcale nie powiedziałem: „ O
Boże, nie podoba mi się to, więc zrobię coś innego”. Nie było
tak. To, że te płyty wyszły tak szybko po sobie, było tylko
zbiegiem okoliczności”.
W
maju 1970 roku, George Harrison przyjechał do Nowego Jorku i
zatelefonował do Dylana w celu umówienia się na wspólną sesje
nagraniową. Jednak prawdziwym problemem był brak dostatecznie
dobrych utworów, które można by nagrać. Większą część sesji
zajęły przymiarki do starych numerów Dylana. Chociaż nagrano
przynajmniej trzy premierowe kompozycje-”If Not For You”,
„Working on a Guru” i nieznaną piosenkę, to tylko pierwsza z
nich wchodziła właściwie przy ustalaniu repertuaru do „New
Morning”. Jednak Dylan nadal pracował nad nowym albumem i na
początku czerwca nagrał nową wersję „If Not For You”(znaną z
płyty) oraz jeszcze jeden dojrzały numer ”Time Passes Slowly”,
a w nagraniu udział wzięli dwaj jego dawni współpracownicy,
Harvey Brooks na basie i Al Kooper na gitarze.
„If Not For You”
przedstawia nam się jako prosty utwór, ale strasznie chwytliwy,
napędzany gitarą w okolice folkowe. Jest bardzo przyjemny dla ucha.
Nic dziwnego, że swoją wersję tego numeru zaprezentował Harrison
na genialnym swoim solowym albumie „All Things Must Pass”.
W
sierpniu Dylan zebrał w Nowym Jorku tak znanych muzyków, jak Al
Kooper, Ron Cornelius, Dave Bromberg i Charlie Daniels, by wzięli
udział w trwających tydzień sesjach nagraniowych.
Po
zakończeniu sesji problem pojawił się jak najlepiej zaprezentować
te piosenki. Dobór utworów i miksowanie stały się torturą. Al
Kooper, który pełnił rolę współproducenta, dostawał szału
wskutek niezdecydowania Dylana.
Al
Kooper: „Kiedy skończyłem ten album, nie miałem ochoty więcej z
nim rozmawiać. Była inna wersja „Went to See the Gypsy”. Kiedy
zacząłem nad tym pracować, wpadłem na pomysł, jak to
zaaranżować, więc powiedział mu: „Pozwól mi to opracować, a
potem będziesz mógł nałożyć wokal”. No i zmiksowałem ten
kawałek i wyszło mi to naprawdę dobrze. Brzmiało ja Cream. A on
wszedł do studia i udawał, że nie rozumie w którym miejscu ma
śpiewać. „Nie mogę śpiewać z tym miksem”. Ale tak naprawdę
to mógł to zrobić, bo wziąłem metrum z oryginału”.
Kiedy
w październiku 1970 roku płyta „New Morning” ukazała się na
rynku, wzbudziła łatwy do przewidzenia zachwyt. Wydaje się, że w
tym nagraniu Dylan znalazł wyjątkową równowagę między swoim
starym folk-rockowym stylem a nowym, country-rockowym. Dylan tutaj
gra dużo na pianinie i wychodzi mu to całkiem nieźle. A teksty są
pochwałą jego żony, Sary i szczęścia jakie znalazł u jej boku.
„Gdyby
nie ty, moje niebo spadłoby/deszcz też zebrałby się/Bez twojej
miłości nie było by mnie/Och, co zrobiłbym/Gdyby nie ty”.
Ta
płyta to oświadczenie Dylana o spokoju, radości życia, szczęściu
i kruchych spraw których jesteśmy świadkami na co dzień.
Słuchając tej muzyki rozkoszujesz się śpiewem ptaków, zamiast
zastanawiać się, dlaczego to robią i dlaczego to słyszysz, to
proste siedzenie na zewnątrz, pośrodku poranka, który może
rozjaśnić ci resztę dnia.
„Czy
nie słyszysz piania koguta/królika przebiegającego drogę/Pod
mostem gdzie przepływa woda/Jestem bardzo szczęśliwy widząc cię
uśmiechniętą/Pod błękitnym niebem/W ten kolejny poranek/Kolejny
poranek/W ten kolejny poranek z tobą”.
Pomimo
niezdecydowania Dylana co do miksu, powstała wspaniała płyta a
tytułowy numer mocno siedzi w klimacie innego arcydzieła „Highway
61 Revisited”.
Krótko
mówiąc „New Morning” to genialnie przyjemny album, inspirowany
ogólnym szczęściem. Jest to jedna z nielicznych prawdziwie
radosnych płyt, która sama w sobie prowadzi nas ścieżkami
szczęścia by cieszyć się chwilą i złapać kolejny poranny
promień słońca.
Jak ja się cieszę, że jest jeszcze ktoś kto prezentuje wczesne płyty Boba Dylana! Dylan zajmował w moim sercu duuużo miejsca. To było w czasach szkoły średniej (czyli wieki temu) i byłem na punkcie jego płyt totalnie zakręcony. W radiowej "Trójce" któryś z prezenterów grał jego płyty i tłumaczył teksty. Odlot! Audycje nagrywałem na szpulowym magnetofonie, a potem przepisywałem je do zeszytu. Było tego sporo.
OdpowiedzUsuńWiesz trudno się słucha faceta z gitarą i harmonijką coś tam smędzącego pod nosem ale... otóż to teksty z pierwszych sześciu płyt są rewelacyjne i dopiero jak je poznałem (wczesne lata 80-te, dzięki rock-serwis, który na zwykłym ksero odbijał te wiersze) to załapałem. Masz rację to jest po prostu coś cholernie ludzkiego i amerykańskiego. A późniejsze płyty Mistrza miałem ale słuchałem i tyle ,dopiero jak zacząłem je opisywać to wyłapałem wiele perełek.
OdpowiedzUsuń