1. Kaleidoscope - 2:14
2. Please Excuse My Face - 2:11
3. Dive Into Yesterday - 4:46
4. Mr. Small, The Watch Repairer Man - 2:43
5. Flight From Ashiya - 2:40
6. The Murder Of Lewis Tollani - 2:47
7. (Further Reflections) In The Room Of Percussion - 3:19
8. Dear Nellie Goodrich - 2:46
9. Holiday Maker - 2:29
10.A Lesson Perhaps - 2:42
11.The Sky Children - 8:05
*Eddy Pumer - Lead Guitar, Keyboards
*Steve Clark - Bass, Flute.
*Dan Bridgman - Drums, Percussions.
*Peter Daltrey - Lead Vocals, Keyboards
Druga płyta zespołu Kaleidoscope należy do mojej pierwszej
piątki najlepszych płyt brytyjskiej psychodelii.
A debiut?
Brytyjską psychodelię możemy podzielić na ostre, mroczne i
dziwne dźwięki oraz na coś co w przybliżeniu jest psychodelicznym popem. Kaleidoscope
pasuje zdecydowanie do tej drugiej kategorii, na co wpływ ma niewątpliwie
kapryśna, melancholijna i subtelna dziwność dźwięków jaką zespół raczy nas na
swoich płytach. Podobnie jak w przypadku The Beatles, Bee Gees czy The Zombies
muzycy Kaleidoscope kładą bardzo duży nacisk na popowy, melodyjny śpiew, co
tworzy bardzo urokliwą mieszankę dźwięków.
Pierwszy singiel jaki powstał pod nazwą Kaleidoscope to
„Flying from Ashiya”, nie mający nic wspólnego z proponowanych wówczas przez
wiele grup klasycznym rhythm and bluesem. Piosenka ilustruje ludzką samotność i
bezradność i zyskuje wielkiego propagatora w postaci prezentera radiowego Johna
Peela.
Peel stwierdza, ze tylko utwory The Beatles są lepsze od tego co tworzy
czterech chłopaków z Kaleidoscope.
Niestety grupa nie ma managera i piosenki
pomimo ciągłego nadawania w radiu nie przynoszą oczekiwanego sukcesu. Również
trudno jest zespołowi zaistnieć wśród szerszej publiczności. Słynne londyńskie
kluby skupiające grupy psychodeliczne dla Kaleidoscope są zamknięte.
Ale na szczęście jeszcze nie nadszedł czas aby rzucić
ręcznik i podnieść ręce. Pewnego dnia roku 1967, grupa pojawia się w studio
nagraniowym i rejestruje utwory na swój debiutancki album.
„Tangerine Dream”
ukazuje się i jest to jeden z wielu ukrytych skarbów 1967 roku. Dzieło to
zachwyca od pierwszych sekund, wyróżnia się nienaganną produkcją, dzięki której
utwory urzekają delikatnością i czułością, mają ten prawie nierealny sound, tak
łatwo pozwalający słuchaczowi na spacer po kalejdoskopowych wzgórzach pełnych
różnorodnych barw.
„Rozluźnij oczy/możemy tylko podzielić się tymi minutami”- tak
zaczyna się pierwszy numer na płycie, ale zanim zacznie budzić się optymizm,
najpierw napędzany przez fortepian, ciężkie bębny i przesterowaną gitarę
znajdujemy kaskadowe harmonie wokalne, tworzące prostą melodię. Utwór podobnie
jak cała płyta napędzany jest energią młodości o szerokich oczach i bez
wątpienia ukrytym zachwytem nad przeżyciami narkotycznymi. Podobne motywy
otwarcie podjęte są w innych utworach na płycie. Chyba najbardziej popularny
„Dive into Yesterday” ujmuje aranżacją w której wciąż widać upodobanie do
gitary z nylonowymi strunami co stwarza piękną, przygnębioną atmosferę. Równie
ładnie słychać to w „Please Excuse My Face” czy „Mr.Small, the Watch Rapairer
Man” oznaczonych dziecięcymi kolorami i zintegrowanych ze zdjęciem z okładki
płyty. Twarze czterech młodych muzyków ukazanych jako chłopców dobrych,
spokojnych i grzecznych choć ubranych według ówczesnej hipisowskiej mody.
Najbardziej psychodeliczne epizody na płycie jak: „Flying
from Ashiya” inspirowany klimatem nagrań grupy Bee Gees czy „The Murder Lewis
Tollani” wyróżniają się łatwymi do przechwycenia, zaraźliwymi refrenami, dzięki
czemu beztroski nastrój równoważy nostalgiczny niepokój ducha. Wreszcie na
zakończenie pojawia się opowieść o marzeniach, z dwunastostrunową gitarą i dzwoneczkami,
trwający osiem minut „The Sky Children”, zawsze taki sam z tą sama eteryczną
melodią powtarzaną bez końca. Czas wydaje się nigdy nie płynąć, a dla słuchacza
piosenka mogłaby spokojnie trwać wiecznie. Nie będzie przesadą, by uznać „The
Sky Children” za jeden ze szczytowych osiągnięć muzyki pop lat 60-tych. Słuchając
płyty „Tangerine Dream” ocieramy się o niewinną pozytywność a zachwyt nad tą
muzyką jest szczery i błyszczy pokazują piękno.
Debiutancki krążek Kaleidoscope pozostaje świadectwem niewinności.
popu i poszukiwań, które wciąż brzmią czarująco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz