1. Violent Man - 6:05
2. Come On People - 4:02
3. Ode To Sadness - 6:02
4. Concerto For Clouds - 5:23
5. A Change In Our Lives (Alan De Carlo) - 3:45
6. Someday I'll Find - 4:25
7. Mama Don't You Know (That Your Daughter's Acting Mighty Strange) - 3:15
8. In The Woods - 4:18
9. Norwegian Wood (This Bird Has Flown) (J. Lennon, Paul McCartney) - 6:00
*David "Hawk" Wolinski - Bass, Keyboards, Vocals
*Alan De Carlo - Guitar, Vocals
*Michael Tegza - Drums, Percussion
2. Come On People - 4:02
3. Ode To Sadness - 6:02
4. Concerto For Clouds - 5:23
5. A Change In Our Lives (Alan De Carlo) - 3:45
6. Someday I'll Find - 4:25
7. Mama Don't You Know (That Your Daughter's Acting Mighty Strange) - 3:15
8. In The Woods - 4:18
9. Norwegian Wood (This Bird Has Flown) (J. Lennon, Paul McCartney) - 6:00
*David "Hawk" Wolinski - Bass, Keyboards, Vocals
*Alan De Carlo - Guitar, Vocals
*Michael Tegza - Drums, Percussion
Zespół Bangor Flying Circus narodził się w Chicago, a ich
jedyny tytułowy krążek ujrzał światło dzienne w 1969 roku i usłyszysz na nim
przyjemną mieszankę popu, rocka, jazzu z nutami psychodelicznego rocka.
Historia zespołu przeplata się z legendarnymi grupami i
postaciami z muzycznej sceny, od Shadows of Knight, HP Lovecrafta aż po Chaka
Khan!!
Wszystko zaczęło się w Chicago w 1966 roku, kiedy grający na
klawiszach
Dave „The Hawk” Woliński zaczyna grać z legendą miejscowej sceny
blues garażowej: zespołem Shadows of Knight, który w styczniu 1966 roku wydaje
singiel „Gloria”, stający się wielkim hitem. W następnym roku jednak z grupą
żegna się perkusista Tom Schiffour by wraz z Wolińskim utworzyć nową grupę
Bangor Flying Circus. Gitarzysta Alan De Carlo wspomaga zespół i jako trio
zaczynają zdobywać lokalna scenę, budując dobrą reputację występów na żywo. Lokalna
sława pozwala aby muzycy podpisali kontrakt płytowy z wytwórnią Dunhill i
rozpoczęli pracę nad swoją debiutancką płytą. Jeszcze przed nagraniem następuje
jedna zmiana. Za perkusją siada Michael Tegza, związany wcześniej z inną
chicagowską legendą, grupą HP Lovecraft. Bębnienie Tegzy daje zespołowi
bogatsze brzmienie i jest bardziej interesujące, co można usłyszeć w
październiku 1969 roku, kiedy zostaje wydany debiut Bangor Flying Circus.
Słuchając pierwszej i jedynej płyty grupy od początku
zauważymy, że praca w studio została wykonana po mistrzowsku. Czuje się, że
płyta nagrana jest na żywo i że muzycy podeszli do tematów bardzo poważnie. To
jest płyta nagrana przez muzyków dla publiczności muzycznej. To jest miły
przykład (jeden z nielicznych na scenie amerykańskiej) gdy połączone ze sobą rock,
pop, jazz i psychodelia współgrają tak dobrze.
Technicznie bardzo sprawni muzycy potrafią też stworzyć subtelny
klimat, dodając do cięższego brzmienia łagodnych smaczków.
Rezultatem jest bardzo dobry album z dobrymi piosenkami.
Chwytliwy, prawie popowy otwierający płytę numer „Violent
Man” jest zgrabnie zagranym utworem zaskakującym wspaniałą jazdą gitarową połączoną
z wokalnymi umiejętnościami De Carlo. I do tego dochodzą błądzące w przestrzeni
organy. No, super.
Drugi numer „Come on People” utrzymany jest w podobnym
klimacie a na uwagę zwraca udany refren. Jazzujące klimaty najpełniej wyraźne
są w utworze „Ode to Sadness”, och jak to płynie wspomagane jeszcze gitarowym
duetem prawie jak scat song. I nagle wyłaniający się jak zza chmur kobiecy
głos. Ładne.
Trochę rytmicznego funku i chwytliwych melodii słychać w
kolejnych nagraniach zespołu. „Concerto for Clouds” i „A Change in our Life”
zachwycają wspaniałymi improwizacjami, łagodnymi fortepianowymi odjazdami. Na
uwagę zwraca też praca perkusisty. Psotna „Mama Don’t You Know” to przebojowy
piosenka, którą wysłuchasz z przyjemnością. Typowe granie lat sześćdziesiątych
z refrenem do nucenia.
Kończący płytę numer The Beatles „Norwegian Wood”
zaaranżowany został całkowicie odmiennie od oryginału. I dobrze. Już kiedyś
pisałem, że uwielbiam zespół Vanilla Fudge za ich pierwszą płytę, nie znasz? To
koniecznie posłuchaj!
I tutaj Bangor Flying Circus podeszli podobnie do tematu co
nowojorczycy. „Norwegian Wood” w wykonaniu Wolińskiego i spółki stał się
krzyżówką jazzu, fusion i bujającego groove. Słucha się tego wybornie.
Szkoda, że grupa nie nagrała już więcej płyt. Pozostała
kolejna dawka zapomnianej muzyki, którą trzeba koniecznie odkryć aby nie
odeszła całkowicie w zapomnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz