1. White House (Burdon) 3:53
2. Uppers And Downers (Burdon) 0:25
3. Serenade To A Sweet Lady (Weider) 6:14
4. The Immigrant Lad (Burdon) 6:16
5. Year Of The Guru (Burdon) 5:27
6. St. James Infirmary (Traditional; arranged by Burdon, Weider, Jenkins, McCulloch, Briggs) 5:03
7. New York 1963-America 1968 (Burdon, Bruno) 18:48
- Eric Burdon: Lead VocalsDanny McCulloch: Bass, Vocals, 12 Strings GuitarBarry Jenkins: Drums, Tambourine, Reco-RecoVic Briggs: Guitar, BassJohn Weider: Guitar, CelesteGeorge Bruno (aka Zoot Mooney): Hammond Organ, Piano, Vocals
Pierwsza odsłona The Animals zakończyła swój żywot w 1965
roku, Burdon wyjechał do Stanów Zjednoczonych gdzie założył The New Animals.
Grupa nagrała tam cztery albumy po czym się rozpadła. Trzy z nich już opisałem,
kolej na czwarty. „Every One Of Us” został nagrany w sierpniu 1968 roku a do
zespołu doszedł nowy muzyk, Zoot Money, grający wcześniej w psychodelicznej
grupie Dantalian’s Chariot. Od wydania poprzedniej płyty minęło mało czasu ale
wszystko się dramatycznie zmieniło i muzyka Burdona zaczęła odzwierciedlać
otaczający świat. To już nie było sielankowe Lato Miłości 1967 roku. Czołgi na
ulicach, obławy, nagonki, płonące dzielnice, dziesiątki zabitych i rannych-te
obrazy wstrząsnęły Ameryką.
„Wizje! Omeny!
Halucynacje! Cuda! Ekstazy! Spłynęły rzeką Ameryki!
Sny! Adoracje! Olśnienia! Religie! Okręty wrażliwego łajna!
Prawdziwy święty śmiech w rzece! Widzieli to wszystko!
Dzikie oczy! Święte wycia! Żegnali! Skakali z dachu! W samotność! Powiewając!
Niosąc kwiaty! Do rzeki! Na ulicę!”
Allen Ginsberg „Skowyt”:
Płyta Erica Burdona i jego The New Animals ma w sobie coś z
tej płonącej, złowieszczej rzeczywistości. Obok niepokoju, Burdon jest jednym z
pierwszych, który żegna Lato Miłości.
Ale okazuje się, że ta melancholijna kolekcja piosenek
wypełniona jazzowymi i folkowymi aranżacjami ma tą siłę, moc, wypowiedzenia
wojny. A wszystko zaczyna się jeszcze dziewiczo w utrzymanym w klimacie z
poprzedniej płyty utworze „White Houses”. Dużą rolę odgrywa w nim świetna
solówka Weidera oraz pełny, cholernie dojrzały głos Burdona.
Wiesz, dopiero teraz uświadomiłem sobie, że głównie jest to
płyta Burdona. Jego wokal jest po prostu nie-sa-mo-wity. Taką głębie wyczarować
może tylko artysta. I Eric Burdon nim jest. Aranżacja i wykonanie znanego
bluesa „St. James Infirmary” ukazuje całą potęgę Burdona. Czysty, mocny, czarny
głos doprowadza do ekstazy. Nagle nie wiesz co się dzieje, wojna trwa ale już
nie tylko na ulicach ona też jest w Twojej głowie. Lato Miłości zmieniło
oblicze świata i już nic tego nie stłumi. Ta wiara zawarta na płycie ciągle
jest, tylko się wsłuchaj!!
Dziewiętnastominutowy „Nowy Jork 1963 – Ameryka 1968” jest podzielony,
umownie na trzy części. Miła, spokojna melodia
z monotonnym basem i cichą, melancholijną gitarą rozpoczyna utwór
stanowiący punkt krytyczny całej płyty. Burdon podróżuje z Newcastle przez
Londyn do Nowego Jorku zbierając swoje doświadczenia. W Nowym Jorku spotyka
Boba Dylana i piękne czarne kobiety oraz czyta o śmierci Kennedy’ego. Część
środkowa zawiera wywiad z członkiem Czarnych Panter, organizacji walczącej o
prawa Murzynów. Rewolucja opanowała ścieżki płyty. Ostry, napędzający rytm z
wyjącą wręcz krzyczącą Wypuście mnie! gitarą do tego podłączone organy Zoota
Moneya napędzają trzecią część utworu czyniąc z niego pełen ekspresji, dynamit,
który wybucha z każdą sekundą trwania numeru.
„Chcę być wolny cały czas” Burdon nie zostawia wątpliwości o co mu
chodzi.
I tak płyta „Every One Of Us” powoduje, że słuchając jej
zawsze czuję się pochłonięty muzyką i wielkim wokalem w dziwny ale przyjemny
sposób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz