1. Southbound Train
2. Whole Cloth
3. Blacknotes
4. Strangers Room
5. Where Will I Be?
6. Page 43
7. Frozen Smiles
8. Games
9. Girl to Be On My Mind
10. The Wall Song
11. Immigration Man
Dlaczego nie spytasz drzew, czy cię lubią? Może kłamią i
udają, że rosną dla Ciebie.
Jak łatwo jest uwierzyć jeśli w nocy jest światło. Najpierw
spróbuj przywołać noc, potem zimę, potem jeszcze śpiew a jak już wszystko
przywołamy to można zasłuchać się w niezwykłą opowieść o słonecznych brzegach
rzeki zapomnienia. W otwartych drzwiach świat pusty od nocy. I zdaje się, że on
patrzy na mnie, że przyczaił się i czeka.
Debiut połowy kwartetu Crosby Stills
Nash and Young czyli płyta „Graham Nash-David Crosby” powstał w 1972 roku gdy Stills po raz kolejny nie
mógł dogadać się z Youngiem. Dwaj kumple Crosby i Nash postanowili nie zwracać
uwagi na to co dzieje się u ich współpracowników i weszli do studia aby nagrać
tą płytę.
A debiut ten jest po prostu wyśmienity i smakuje jak dobre stare
wino.
Ta płyta jest jak poranna rosa o zapachu słoneczników. Osadzona głęboko w
tradycji amerykańskiej muzyki wywołuje niezapomniane chwile w trakcie
słuchania. Kompozycje obu muzyków robią wrażenie. Czy country rockowe
„Southbound Train” Nasha, czy jazzujące „Games” Crosby’ego, to nie ma
znaczenia. To świetnie gra. Pozostaje tylko dać się unieść i swobodnie otworzyć
swój umysł na te dźwięki. Jak zwykle harmonie wokalne zostały doprowadzone do
perfekcji i ponownie powstała płyta, która wywarła ogromny wpływ na całe
pokolenie amerykańskich wykonawców. Mamy tutaj utwory muzyków,
które trzymają wysoki poziom. Wędrujące po jazzowej czułości „Whole Cloth”
zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Tak dobry wokal Crosby’ego tylko
utwierdza mnie w tym jak bardzo lubię go słuchać. Albo „Where Will I Be?”
łagodna akustyczna piosenka z ładną melodią czy nawiązujący do jego pierwszej
solowej płyty a znany z występów z muzykami Grateful Dead utwór „The Wall
Song”.
O! to jest brama. Pełen niesamowitego klimatu spływający w stronę
psychodelicznej drogi „The Wall Song” nie znalazł się tu przypadkowo. Duch
epoki nadal jest wyraźny.
A Nash? Jego skłonność do bardziej popowych
kompozycji w ogóle nie razi. „Blacknotes” to wysiłek wokalu i fortepianu
zagrany na żywo, „Strangers Room” jest bardziej rockowe wspomagane przez
orkiestrę a „Frozen Smiles” prowadzi do otwartych bram serdeczności. No i „Immigration
Man” autobiograficzna opowieść będąca pod wyraźnym wpływem „Ohio” Neila Younga.
Wspaniały utwór kończący ten album.
Tak sądzę, że pory roku dyktować zgięciem
przegubów, to piękna, wyśmienita taka umiejętność. My jej nie posiadamy, więc
radzę, na południe wędrujmy milordzie. Szukam czarodzieja, czarodzieja, który
powie:”mosty nie są już potrzebne”.
I czarodziej był tu tylko przez chwilę ale
zdążył musnąć moje myśli. Skierował mnie do lasu, do drzew. Dlaczego by nie
spytać ich, czy mnie lubią? Może kłamią i udają, że rosną dla mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz