1 Smokestack Lightning (Howlin' Wolf)
2 Don't Ask Me What I Say (Jones)
3 Sack O' Woe (Adderley)
4 What You Gonna Do? (Jones/Mann)
5 (I'm Your) Hoochie Coochie Man (Dixon)
6 I'm Your Kingpin (Mann/Jones)
7 Down The Road A Piece (Raye)
8 I've Got My Mojo Working (Morganfield)
9 It's Gonna Work Out Fine (Seneca/Lee)
10 Mr. Anello (Hugg/Jones/Mann/McGuinness/Vickers)
11 Untie Me (South)
12 Bring In To Jerome (Green)
13 Without You (Jones)
14 You've Got To Take It (Jones)
2 Don't Ask Me What I Say (Jones)
3 Sack O' Woe (Adderley)
4 What You Gonna Do? (Jones/Mann)
5 (I'm Your) Hoochie Coochie Man (Dixon)
6 I'm Your Kingpin (Mann/Jones)
7 Down The Road A Piece (Raye)
8 I've Got My Mojo Working (Morganfield)
9 It's Gonna Work Out Fine (Seneca/Lee)
10 Mr. Anello (Hugg/Jones/Mann/McGuinness/Vickers)
11 Untie Me (South)
12 Bring In To Jerome (Green)
13 Without You (Jones)
14 You've Got To Take It (Jones)
Paul Jones- vocals, harmonica
Manfred Mann- keyboards
Tom McGuinness- guitar
Mike Vickers- guitar
Dave Richmond- bass
Mike Hugg- drums, vibes
Manfred Mann- keyboards
Tom McGuinness- guitar
Mike Vickers- guitar
Dave Richmond- bass
Mike Hugg- drums, vibes
Ignorancja płytowych wytwórni wobec całej rzeszy
młodzieżowych zespołów, które z początkiem lat sześćdziesiątych pojawiły się na
scenie na Wyspach Brytyjskich mówi o nieufności wobec tego nowego zjawiska
jakim zaczynał być rock and roll. Kontrakty płytowe uzyskiwali piosenkarze
pokroju Cliffa Richarda i Adama Faitha, z reguły ugładzeni, bliscy
słodko-balladowej tradycji sprzed rock’n’rollowego boomu w Ameryce. Jako jeden
z pierwszych trafnie oceniając potencjał rodzącej się sceny był Brian Epstein. Manager
The Beatles pukał do drzwi paru wytwórni i dopiero G.Martin przedstawiciel EMI
zaraził się entuzjazmem Epstaina bo o muzyce zespołu takie miał zdanie:
„Zrozumiałem, dlaczego nikt nie chciał ich nagrywać, byli okropni.”
Czy beatlesowski sukces zmienił sytuacje na rynku? Wytwórnie
zaczęły nagrywać wszystkie pozostałe – lepsze i gorsze – grupy z Liverpoolu.
Trzeba było trochę czasu by producenci zrozumieli, że nie chodzi o fenomen
miasta, ale o ogólnokrajową eksplozję. Najwcześniej przeczuli to łowcy talentów
z wytwórni Decca. Wprawdzie w 1962 roku odrzucili Beatlesów ale w to miejsce
wskoczyła popularna później grupa Brian Poole and The Tremeloes. A największym
strzałem było zatrudnienie kwintetu The Rolling Stones.
Także Parlophone zaczął dość wcześnie nagrywać grupy spoza
Liverpool, takie jak Alexis Korner Blues Incorporated z Londynu czy The Hollies
z Manchesteru, Columbia nagrywała Dave Clark Five z Tottenham i Freddie And
The Dreamers z Manchesteru a HMV złowiła zespół Manfreda Manna.
Mike Lubowitz był jazzmanem z RPA, gdzie studiował
pianistykę pod okiem profesora Hartmana na Johannesburskim uniwersytecie. Na
Wyspy Brytyjskie przybył w 1961 roku by pogłębić muzyczną wiedzę w zakresie
teorii i harmonii. Utworzył wraz z wibrafonistą M. Hugg’em jazzowy band. Jednak
już w marcu 1963 roku jako Manfred Mann zadebiutował w londyńskim klubie
Marquee kierując swoją muzykę w stronę rhythm and bluesa.
Pierwsza płyta zespołu zatytułowana „The Five Faces Of
Manfred Mann” została wydana w 1964 roku. Już pierwszy numer ,standard bluesowy
„Smokestack Lighting” pokazuje, że mamy do czynienia z czymś innym. Pierwsze to
wokal. P.Jones śpiewa niczym stary bluesman z Delty, podobnie jego gra na
harmonijce ustnej robi wrażenie. Drugie to emocje. Młodzieńcza iskra podpala ogień, który brzmi przez całą płytę. Trzecie to niezwykła kultura wykonania utworu.
I tak jest z całą płytą. Nieważne czy to są standardy jak: „Hoochie Coochie” czy „I Got Mojo Working” czy to własne numery „I’m Your Kingpin” , „Without You”, utwory na płytach M.Manna są wyszlifowane jak lśniące diamenty.
I tak jest z całą płytą. Nieważne czy to są standardy jak: „Hoochie Coochie” czy „I Got Mojo Working” czy to własne numery „I’m Your Kingpin” , „Without You”, utwory na płytach M.Manna są wyszlifowane jak lśniące diamenty.
O głosie P.Jonesa wspomniałem /jestem pod dużym wrażeniem/
natomiast instrumentalnie ciekawa jest gra lidera na fortepianie, M.Vickers
świetnie wczuwa się ze swoim saksofonem i fletem w klimat utworów a i swoje
trzy grosze dorzuca M.Hugg grając na wibrafonie. Debiut grupy Manfreda Manna o
tyle jest ciekawszy od płyt innych wykonawców z tamtych czasów, choćby The
Rolling Stones, ponieważ jak na tak młodą obsadę zagrany jest bardzo
profesjonalnie i z dużym wyczuciem smaku. No bo żeby pokusić się o utwór
jazzmana Connaballa Adderleya „Sack O’Woe” to trzeba znać więcej niż parę
akordów a i entuzjazm młodzieńczy nie zawsze pomoże.
Gorąco polecam tą płytę jak i następne tytuły grupy Manfreda
Manna, dodam muzyka który działa na rynku muzycznym do dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz