2. Gently, Gently - 2:36
3. Open House - 3:31
4. Flying Away - 4:26
5. Nobody Blues - 3:49
6. Up And Down - 3:37
7. Sky Baby - 2:31
8. Forget - 3:34
9. Dope Again - 0:47
10.Endless Tunnel - 13:13
*Denny Ellis - Lead Guitar
*David Meltzer - Vocals, Guitar, Harmonica
*Tina Meltzer - Vocals
*John Payne - Keyboards
*Jean-Paul Pickens - Banjo
*David Stenson - Bass
W niekończącym się strumieniu psychodelicznej muzyki
wywodzącej się z Zachodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych, kolejne zespoły
wypływają na powierzchnię, co niewątpliwie cieszy mnie jak najbardziej, tym
bardziej, że kiedyś to się musi skończyć. Ale na szczęście jeszcze dużo czasu
musi upłynąć. Wprawdzie smutnym jest, że tak imponujące grupy jak The Serpent
Power zostały pogrzebane pod powierzchnią muzycznej sagi lat 60-tych. Biorąc
pod uwagę majestatyczny wokal Tiny Meltzer, jest rzeczą zdumiewającą, że grupa
ta nigdy nie zdobyła uznania, na jakie zasługiwała. I nie tylko porywający
wokal Tiny błyszczał, także jej mąż David Meltzer był sam w sobie bardzo
zdolnym wokalistą. Małżonkowie sumiennie wykonywali swoje partie wokalne w
sposób, o jakim wielu mogłoby tylko pomarzyć. Grając na koncertach w San
Francisco zespół zwrócił na siebie uwagę Eda Dentona, który zarządzał grupą
Country Joe & The Fish. Po podpisaniu kontraktu z wytwórnią Vanguard
Records, The Serpent Power wydali swój debiutancki album pod własnym tytułem.
Jest to jeden z moich ulubionych lp powstałych w latach 1966-67 na scenie SF.
To album, który w moich uszach stoi w jednym szeregu z innymi cenionymi płytami
dużo bardziej znanych zespołów tamtej sceny. Uważam, że to zadziwiające, że ten
zespół nigdy nie został doceniony tak, jak na to zasługiwał w swoim czasie.
Teraz otrzymują o wiele więcej. Podobnie jak inne wspaniałe płyty, ich dźwięki
przywołują czasy i okres, których nigdy osobiście nie zaznałem, a jedynie
czytałem, studiowałem i słuchałem. Eklektyczny, piękny, przejmujący i unikalny
lp The Serpent Power wciąga mnie i poprzez swoje wibracje w jakiś sposób
przenosi mnie do czasu i miejsca, w którym został nagrany. Nigdy nie chodziłem
po Haight, nie brałem udziału w koncertach w Fillmore czy Avalon, ani nie
leniuchowałem w Golden Gate Park, gdy zespoły grały swobodnie a dzieci-kwiaty
tańczyły szaleńczo, ale kiedy słucham tego albumu, czuję się tak, jakbym to
robił.
Otwierający płytę, zaraźliwy „Don’t You Listen to Her”
zawiera zadziorne dźwięki organów John Payne’a i skoczny rytm, tworząc wesoły,
cyrkowo-popowy utwór, napędzany dodatkowo chrzęszczącą gitarą. Muzycznie
atmosfera jest tu całkowicie optymistyczna. Ciekawy początek. Ale to drugi
numer jest moim faworytem. Cudownie nastrojowa i mroczna ballada działa bardzo
hipnotycznie, a napięcie jest uwalniane i gromadzone przez wokal i grę zespołu.
Zauroczenie „Gently, Gently” sprawia, że jesteś oczarowany i marzenia wpływają
wprost do ciebie. Podobnym w klimacie jest numer „Flying Away” zaśpiewany
fantastycznie przez Tinę Meltzer. Uchwycenie magii to niełatwy wyczyn a to
tutaj udało im się osiągnąć. Ta magia wykorzystywana zostaje również w bardziej
skocznych utworach, takich jak „Up and Down”. Cóż to za wesoła piosenka,
przepełniona nostalgią. Przypomina nam o prostym życiu, bez trosk i kłopotów,
które pojawiają się wraz z upływem mijającego czasu. Trzecią i ostatnią
piosenką zaśpiewaną przez Tinę jest numer „Forget”, który jest powrotem do
mrocznej strony, z tekstem, który przywodzi na myśl utratę pamięci i to, jak
bardzo może być ona wyniszczająca i przerażająca. Mamy tu doskonały akompaniament,
pełen wirującej gitary i uroczego brzmienia organów a całość jest odpowiednio
połączone z porywającym wokalem. Jak wcześniej wspominałem David Meltzer,
niczym swojej żonie nie ustępował. Potrafił doskonale panować nad piosenką, co
udało mu się w utworze „Sky Baby”, który zapada w pamięć dzięki ostrej,
akustycznej gitarze. Dobrze wypada w jedynym bluesowym numerze na płycie.
„Nobody Blues” to lament, w którym znów pojawia się świetna, wrażliwa gra
gitary oraz ozdobnik w postaci kończącej nagranie harfy. No cóż, jeśli to
wszystko nie jest dla ciebie wystarczająco niesamowite, nie szukaj dalej, bo
oto nadchodzi ponad trzynastominutowy numer „Endless Tunnel”. Czytałem
porównania do The Doors „The End” i „When the Music’s Over” pod względem tonu i
nastroju i nie mam nic przeciwko temu, by The Serpent Power stawiano w podobnym
świetle co The Doors. Złowieszczy nastrój przenikający ten numer jest po prostu
genialny. Już wcześniej odbieraliśmy mroczne tony, ale w tym utworze są one
bliskie przerażenia. To fantastyczny sposób na zamknięcie tak fantastycznego
albumu.
Niestety po rozczarowującej sprzedaży płyty grupa
rozpadła się. Cóż za strata. David i Tina Meltzerowie, tworząc muzyczny duet,
wydali w 1969 roku ciekawy album „Poet Song” a „The Serpent Power” z wiekiem
osiągnął status zaginionego klejnotu psychodelicznej sceny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz