- Walk On
- See The Sky About To Rain
- Revolution Blues
- For The Turnstiles
- Vampire Blues
- On The Beach
- Motion Pictures (For Carrie)
- Ambulance Blues
Być może to najbardziej rozgoryczone wydawnictwo Neila
Younga, chociaż muzycznie pojawiają się radosne iskierki ale „On the Beach”
jest na pewno mniej dopieszczony, mniej komercyjny i ogólnie bardziej ponury
niż mający podniosłą dramaturgię „Harvest”. Ten muzyczny i tematyczny zwrot być
może wynika ze skomplikowanych relacji i niezadowolenia ze sławy, a także
poczucia wyobcowania, które z niej wynika. Ten motyw wyobcowania pojawia się
silnie w muzyce i tekstach, z takimi wersami jak „Mieszkam tu na plaży/ ale te
mewy wciąż są poza zasięgiem”. Ta zdolność tworzenia Neila głębokich fraz jest
w swojej zwodniczej prostocie niezwykle piękna. Czuję, że mewy w tej chwili
reprezentują wolność i niezależność, które Young czuł, czuł, że one są poza
jego zasięgiem, pomimo wysiłków, aby osiągnąć ten cel. „On the Beach” to
opowieść o złamanym marzeniu Artysty. Dom przy plaży, spokój w pokoju,
siedzenie z muzykami na werandzie i granie na gitarze, a wszystko to zostaje
zrujnowane przez rzecz, która mu je zapewnia – sławę. Marzenie – doskonale
reprezentowane przez bębenek z koziej skóry (djembe), które smutno i oszczędnie
stuka do wielu utworów na płycie – próbuje się przebić przez kolorowe ściany
ale wkrótce godzi się z faktem, że życie nie jest tym czym miało być.
„Nadchodzą dobre czasy/ Słyszę to wszędzie, gdzie pójdę/
Dobre czasy nadchodzą/ Słyszę to wszędzie, gdziekolwiek pójdę/ Dobre czasy
nadchodzą/ ale na pewno nadchodzą powoli”.
Tytułowy numer otwiera pełnię uczuć słuchacza. Nie
przejdziesz obojętnie obok niego. Nie.
Leniwe akordy gitary Younga kreślą jasne i słoneczne
linie, jednocześnie doprowadzając piosenkę do smutku. Szorstka produkcja
potęguje ponury nastrój a rażące słonecznie promienie nie dają żadnego
ukojenia, a jedynie upał, od którego nie ma ucieczki. Jest jeszcze jeden
diament na płycie. To kończący album „Ambulance Blues”, z pewnością jedna z
moich ulubionych piosenek Neila Younga. Boleśnie smutna początkowa partia
akustycznej gitary jest tak boleśnie smutna, że mam uczucie tonięcia, zanim
pojawi się tekst. Utwór opowiada o zanikaniu hipisowskiego snu i śmierci
optymizmu lat 60-tych, oddaje nostalgię za chwilami utraconymi w czasie, o
kelnerkach płaczących w deszczu, rozbitych domach i pustych centrach miast. Tekst
ma formę szkicu, a piosenka czerpie wielką wagę z migawek z życia i jest ciężka
od ogromnego poczucia straty. Sposób w jaki Young to śpiewa jest prawdziwy i
osobisty, brzmi jak nawiedzony i samotny, bez niczego, poza swoją gitara
akustyczną, która dotrzymuje mu towarzystwa w bezkresnej próżni czasu. Jest
prawdziwa gorycz w sposobie, w jaki śpiewa „Ona potrzebuje kogoś, na kogo może
krzyczeć” i prawdziwe poczucie żalu, gdy wtóruje mu „A ja jestem takim dupkiem,
że sprawiam, że czuje się tak źle”. To jedna z tych piosenek, które mogłyby
trwać bez końca, jej żałobne smyczki i harmonijka zawodzą niczym fale
wynurzające się z oceanu smutku. Utwory na płycie sprawiają wrażenie, jakbyś
siedział i patrzył na to, co dzieje się na świecie, pozwalając mu przemijać,
będąc zbyt wyczerpanym i załamanym by cokolwiek z tym zrobić. Warto zauważyć,
że podczas gdy teksty są ważnym punktem płyty to aranże wciąż robią wiele, by
stworzyć to poczucie izolacji, które sprawia, ze tekst naprawdę rezonuje. Tak
wiele smutku jest przekazywane przez solówki gitarowe gdy pojedyncze nuty jak
widmo rozpływają się we mgle. Nie umniejsza to oczywiście emocjonalnego
wydźwięku całego albumu. Jest to przejmująca i ludzka ucieczka w depresję i
zauważcie, że wcale przy tym nie jest nudna. To płyta na samotne deszczowe dni,
albo na bycie na plaży i obserwowanie morze przy okazji rozmyślając o życiu i
innych rzeczach. O proszę.
Zgadza się, możesz tego słuchać na plaży!
Po prostu wybierz dzień, kiedy nie jest zbyt słonecznie
i spróbuj poszybować wśród ulotnych dźwięków mew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz